Trzy Oscary, 3 nagrody BAFTA, nominacja do Złotej Plamy oraz Złota Żaba na festiwalu Camerimage w Łodzi – takim dorobkiem może pochwalić się „Labirynt Fauna” dzieło Guillermo del Toro. Jak dla mnie, film mógłby nie dostać prawie żadnej z nich.Idea, że w okrutnym świecie, wszyscy szukają innej rzeczywistości, baśniowej, lepszej, nie jest niczym nowym. Bohaterką bajki-nie bajki jest Ofelia, przerażona okrucieństwem swojego ojczyma. Dziewczynka odkrywa równoległy świat, do którego wejście znajduje się w labiryncie. Okazuje się, że jest księżniczką, a do uzyskania wiecznej szczęśliwości brakuje jej jedynie zaliczenia trzech wyznaczonych przez Fauna zadań. Ofelia nurza się w błocie, gmera we wnętrzu olbrzymiej ropuchy, ucieka przez człekokształtnym potworem o wyjmowalnych gałkach ocznych. Momentami robiło mi się niedobrze.
Naprzeciwko dziwacznej bajki mamy realny świat: faszystowską Hiszpanię pod rządami generała Franco: pokazany schematycznie i równie okropnie. Vidal – ojczym Ofelii jest mistrzem okrucieństwa i dyktatury, mama – bezwolną istotą, w innych też życia tyle, co kot napłakał.
Nie rozumiem zachwytu nad tą dziwaczną bajką. Ani to dla dzieci, ani dla dorosłych, dodatkowo nudne, mroczne i przewidywalne. Aha, no i stanowczo za długie!.
Cornwall