Kolejny rok

„Kolejny rok” film angielskiego reżysera Mike’a Leigha specjalizującego się w obrazach pokazujących prawdziwych ludzi, odpowiada na pytanie „co jest w życiu najważniejsze?”. Nie oszałamiająca kariera, egzotyczne podróże, szaleństwa i worek pieniędzy. Szacunek i miłość drugiej osoby warte są więcej niż bogactwa całego świata. Obsypany nominacjami do najważniejszych nagród filmowych „Kolejny rok” to prawdziwy majstersztyk emocjonalny.Bohaterami filmu są Gerri, terapeutka i Tom, geolog, szczęśliwe małżeństwo w kwiecie wieku. Są parą od kilkudziesięciu lat, mają trzydziestoletniego syna, domek i działkę za miastem, gdzie spędzają wolny czas uprawiając ogród. Ich życie jest zwyczajne i proste, wypełnione pracą, spotkaniami z przyjaciółmi, utrapieniami i sukcesami, które dzielą ze sobą i znajomymi.

Nie znajdziecie w tym filmie akcji, oszałamiających swą urodą aktorów, wymyślnych stylizacji czy scen seksu – można powiedzieć, że ten film na pierwszy rzut oka jest szalenie nieatrakcyjny. Ale niesie ze sobą ogromną mądrość i siłę, którą rzadko spotyka się w dzisiejszym kinie. Mike Leigh delikatnie opowiada nam o dwojgu ludzi którzy znalazło swoją połówkę, dzięki akceptacji i szacunkowi zbudowali oazę spokoju, własne sanktuarium, które przetrwa wszelkie burze i trudny czas. Ich dom to miejsce schronienia znajomych, życiowych rozbitków, którzy przychodzą do pary by ogrzać się w cieple ich domowego ogniska, znaleźć na chwile ukojenie i wsparcie. To prawdziwa sztuka opowiedzieć o normalnej, ludzkiej dobroci w sposób, który nie nudzi, nie jest zbyt sentymentalny lub pełen patosu. Ten niepozorny film, naprawdę zdobył moje serce świetnymi dialogami i niesamowitym scenariuszem. Ten film jest wspaniałą opowieścią dla młodych ludzi, którzy goniąc za karierą, za niekończącymi się okazjami, coraz atrakcyjniejszymi partnerami zatracają się w świecie konsumpcjonizmu. „Kolejny rok” pokazuje, ze z czasem pęd się kończy, młodość mija a jedyne co nam zostaje to samotność i karmienie się wspomnieniami dawnych lat. I tak jak bohaterowie filmu nakładamy maski spełnienia a tak naprawdę czujemy złość, zazdrość lub głęboki żal, że coś zostawiliśmy po drodze…

W czterech porach roku Mike Leigh pokazał nam życie rodziny, ich perypetie, ich sposób na życie. Zrobił to w sposób mądry i delikatny, wplatając w dni i godziny miłość, smutek, śmierć, bliskość, łzy i nadzieję. Film oprócz dobrego scenariusza, pochwalić się może dobrym, przejmującym aktorstwem. Wiem, że nie spodoba się wszystkim, ale mam nadzieje, że część z was wyniesie z kina tę dawkę ciepła i mądrości jaką ja w nim zobaczyłam.

Żaneta Lurzyńska, www.mystic.bloblo.pl