Film opiewa przygodę zdobywania wiedzy w sprzyjających warunkach. Dzieła Philiberta zawsze są wynikiem współpracy z ich bohaterami, których reżyser darzy szacunkiem. Jego dojrzałość jako filmowca zawiodła nas do źródła spostrzeżeń reżysera: dziecięcej ciekawości.To nie może być prawda, chciałoby się natychmiast powiedzieć, a jednak. Szkoła w najnowszym filmie Nicolasa Philiberta, współczesnego reżysera filmów dokumentalnych, nie kojarzy się z lękiem i stresem. To miejsce, gdzie można schronić się przed niedogodnościami, złem i rozwiać wiele wątpliwości, miejsce zwyczajne i jednocześnie niezwykłe, bo dokument Philiberta przypomina miejscami bajkę, w której wszystko jest wspaniałe i proste a czas płynie własnym specyficznym tempem.
„Być i mieć” został entuzjastycznie przyjęty przez krytykę na całym świecie, we Francji obejrzało go 2 mln. widzów. Europejska Akademia Filmowa uznała go za najlepszy pełnometrażowy dokument 2002, był nominowany do Cezara w kategorii najlepszy film roku.
Film obrazuje rok z życia małej wiejskiej szkoły we francuskiej Owernii. Nie ma tu podziału na klasy. Dzieci młodsze i starsze – czteroletnie i jedenastoletnie opanowują w wymaganym zakresie przedmioty szkolne, uczą się rozwiązywania konfliktów, radzenia sobie z codziennymi trudnościami, tolerancji i umiejętności współdziałania z grupą.
Nad wszystkim czuwa pan Georges Lopez, nauczyciel, który planuje odejść wkrótce na emeryturę, przepracowawszy 35 lat w szkole. Pan Lopez kształci swoich podopiecznych, wykorzystując nie tylko z podręczniki, ale również, a może przede wszystkim, wiedzę czerpaną z życia. Każdą chwilę poświęca na pracę z maluchami, indywidualne rozmowy i łagodzenie dziecięcych sporów. Nie stosuje kar i nie podnosi głosu, zamiast tego objaśnia i tłumaczy, wykazując się przy tym ogromną cierpliwością. Po prostu wspaniały pedagog, dla którego praca jest prawdziwą pasją.
W filmie mamy okazję obserwować dziecięcy świat wypełniony sukcesami i porażkami, któremu nieustannie towarzyszy zdziwienie, fascynacja otaczającą rzeczywistością i chęć poznawania. Oglądamy żmudny proces nauki czytania, liczenia, ale także kurs smażenia naleśników i saneczkowe zabawy na śniegu. Poznajemy charaktery poszczególnych uczniów, ich wrażliwość i sposób reagowania na rzeczywistość.
Philibert pokazuje swych małych bohaterów w niezykle sympatyczny sposób, bo to dzieci są niewątpliwie największą atrakcją filmu, wspaniale spontaniczne i jednocześnie zabawne w pokonywaniu trudności i dochodzeniu do pewnych istotnych prawd.
„Być i mieć” różni się od innych filmów dotyczących edukacji i szkoły, w których twórcom często nie udaje się uciec przed nadmiernym moralizowaniem i dydaktycznymi, zbyt mocno akcentowanymi wskazówkami. Philibert po prostu opisuje, nie tłumacząc i nie komentując. Nie stara się nic udowadniać i, wbrew panującym modom, nie skupia się na patologii, biedzie, zachowaniach anormalnych, ale koncentruje się na codziennych szkolnych sprawach, krok po kroku pokazując żmudny proces przyswajania wiedzy i relacje w grupie. To powoduje, że przesłanie pojawia się samo, stopniowo i w sposób naturalny, bez przymusowego dopasowywania obrazu do z góry zaplanowanej idei. Z opisywanych szczegółów wyłania się wspaniała całość, przemyślana, wnikliwa i optymistyczna.