Jeszcze nie wieczór

Debiutancki, fabularny obraz polskiego dokumentalisty Jacka Bławuta „Jeszcze nie wieczór”, nagrodzony „Srebrnymi Lwami” oraz „Złotym Kangurem” podczas Festiwalu Filmów Fabularnych w Gdyni, to propozycja kina absolutnie wyjątkowego.To niezafałszowana narracja o przekleństwie i błogosławieństwie starości. To poruszający i porażający obraz ludzi, którzy z uporem maniaka powtarzają:

Jeszcze w zielone gramy. Jeszcze nie umieramy
W najróżniejszych sztukach gramy
Lecz w tej, co się skończy źle
Jeszcze nie
Długo nie

Akcja filmu rozgrywa się w Domu Aktora Weterana Scen Polskich w Skolimowie. Jego pensjonariusze – niegdysiejsi królowie sceny – borykają się z beznamiętną codziennością jesieni życia. Nić rutyny pęka, gdy w Skolimowie pojawia się nowy mieszkaniec – aktor Jerzy (w tej roli Jan Nowicki). Temperamentny, nienasycony, niespokojny. Słynny „Wielki Szu” staje się inspiracją starzejących się aktorów, a jego propozycja wystawienia „Fausta” wywołuje lawinę entuzjazmu i ożywienia w ośrodku. Weterani sceny ubiegają się o role. Nawet ci, których jedyną przestrzeń życiową stanowią cztery ściany dawno nieodwiedzanego pokoju, decydują się na udział w spektaklu, który może okazać się ich ostatnim wyjściem na scenę i ostatnią okazją do ukłonu w stronę publiczności.

W filmie tym dokument tańczy z fikcją namiętne tango. Być może w tym tkwi źródło autentyczności fabularnej. Efekt ten zbudował reżyser m.in. dzięki zaangażowaniu aktorów, którzy występują w roli samych siebie: Nina Andrycz, Irena Kwiatkowska, Wieńczysław Gliński, Witold Gruca, Kazimierz Orzechowski. Aktorski warsztat zdaje się być dodatkiem. Emocje wyryte są na twarzy, w pochylonej sylwetce, w zapadniętych oczach, drgających dłoniach, w traconej pamięci, w milczących, wykrzywionych ustach.

W ubiegłym roku Jan Nowicki za pierwszoplanową rolę Jerzego otrzymał Główną Nagrodę podczas Festiwalu Filmów Fabularnych w Gdyni. Bez wątpienia Nowicki potwierdził i obronił klasę swego warsztatu. Konsekwentnie, od pierwszej do ostatniej sekwencji, buduje postać artysty „dążącego”, o ustawicznej świeżości umysłu i równie ustawicznej trzeźwości wczorajszej. Przy tym sarkastycznego, autoironicznego, zdystansowanego intelektualisty.

Na uwagę zasługuje kreacja Beaty Tyszkiewicz, czyli filmowej Róży – zatopionej w nostalgicznych wspomnieniach o pięknie minionym, żyjącej sentymentem. Dumna i samotna z własnego wyboru. Otulona w kokon czterech ścian, arystokratycznym skinieniem zaprasza do aktorskiej gry w miłosnego pokera jej wiernego, naiwnego adoratora. I pojawia się pytanie – ile jest Beaty Tyszkiewicz w filmowej Róży? Cóż, w dramacie tym, każdy jest trochę sobą, a trochę swoim filmowym alter ego…

W drugoplanowej roli Małgorzaty pojawia się – Sonia Bohosiewicz (ubiegłoroczna laureatka polskiej nagrody filmowej Orzeł 2008 w kategorii Odkrycie Roku). Jak się okazuje, w konwencji jurnej, dorodnej dziewczyny, przepełnionej miejskim folkiem (w której to widzieliśmy ją w „Rezerwacie”), młoda aktorka nie ma sobie równych.

Ogromne emocje wywołuje, wpleciona w filmową narrację, historia aktorskiego małżeństwa Barbary i Freda (w tych rolach Danuta Szaflarska oraz Fabian Kiebicz). Wątpliwości uczuciowe staruszki – Barbary, dają wyraz jej wewnętrznej młodości. Równie silnych wzruszeń dostarcza postać Sodolskiego, który mimo poważnej choroby i ryzyka śmierci na scenie, decyduje się na udział w spektaklu i wciela się w postać doktora Fausta (w tej roli Stefan Burczyk). Wątki te, pogłębiają wielowymiarowość poruszanego przez Bławuta tematu starości. Reżyser porusza się po przestrzeniach metafizycznych, a zarazem „metafilmowych”, gdyż możemy na tę produkcję patrzeć również z perspektywy jej autotematyczności. „Jeszcze nie wieczór” to refleksja o potędze Sztuki przez duże „S”. Sztuki będącej magią, oddziałującej na jej rzemieślników i przypadkową publiczność.

Niebagatelne ujęcia, nadają poszczególnym scenom wymiar symboliczny. W tym filmie wszystko mówi. Wszystko, co widzimy na ekranie, jest nam pokazane z jakiejś konkretnej przyczyny. To wypowiedź konsekwentna, pełna i logiczna. Nie brakuje tu dobrego humoru – wyważonego, naturalnego, inteligentnego. Dzięki temu, mamy do czynienia z ciepłym obrazem chwytania chwili, celebracji życia w jego najtrudniejszym, wieczornym okresie. To wyjątkowa opowieść o trudnej miłości, gorzkim przemijaniu, aktorskich marzeniach i ufności, że jeszcze nie wieczór, ten wieczór.

Reżyser zwykł żartować, że jego marzeniem jest, aby młodzi widzowie po projekcji filmu chcieli się od razu zestarzeć. Jednak paradoksalnie, z filmu wyłania się obraz starości, której tragedią nie jest (jak twierdził O. Wilde) to, że człowiek się starzeje, lecz to, że pozostaje młodym. Więc co za wariat, u licha! Pragnie się zestarzeć? Co za wariat pragnie być wiecznie młodym w ułomnym więzieniu własnego ciała?

Jedno jest niepodważalne. Jeśli zadaniem sztuki, a szczególnie najpopularniejszej dziś ze wszystkich – sztuki filmowej, jest kraść emocje, to film „Jeszcze nie wieczór” jest złodziejem bezwzględnym.

Sylwia Gawłowska