Jan Svankmajer – rzeźbiarz obrazu.

Ten tekst dedykuję ludziom znudzonym sztampowym podejściem twórców filmowych do wykonywanego zawodu. W czasach gdy sztuką rządzi pieniądz, który można na niej zarobić, a sukces kasowy jest głównym wyznacznikiem dla wielu reżyserów i producentów, warto złapać czasami oddech przy historii, która z kanonami współczesnego kina ma niewiele wspólnego.Jan Svankmajer jak na twórcę bądź co bądź alternatywnego nie jest młody. Urodził się w 1934 roku w Pradze gdzie skończył w latach 50 Wydział Dramatyczny ASP i Instytut Sztuki Użytkowej. Malarz, rzeźbiarz, pisarz związany z kilkoma praskimi teatrami. Przygodę z filmem rozpoczął realizując krótkie animowane filmiki gdzie mieszaną techniką tworzył groteskowe światy przerysowane do granic możliwości i okraszone specyficznym, czarnym humorem.

Ta fascynacja sztuką animacji przenikła do jego pełnometrażowych projektów o których chcę tu napisać. Mowa o „Spiskowcach Rozkoszy” (Spiklenci Slasti 1996r.) i „Otiku” (Otesanek 2000r.). Pierwszy z nich to niesamowita historia o kilku osobach poszukujących fizycznej przyjemności w najbardziej abstrakcyjnym wydaniu. To groteska na tak modny dziś hedonistyczny styl życia i pogoń za rozkoszą czy wygodą. Oczywiście opowiedziana z właściwym Svankmajerowi humorem, podskórną złośliwością i oczywiście za pomocą „analogowej” animacji.

W metaforyczny sposób piętnuje nieskrępowany, nieskończony pęd ludzi za doznaniami w których mają nadzieję odnaleźć egocentryczne spełnienie swoich fantazji. Pomimo że w filmie tym nie pada ani jedno słowo (!!!), obraz nie nudzi a wręcz zaskakuje bogatymi środkami wyrazu i obrazem tak plastycznym, że z powodzeniem zastępuje dialogi. Na pierwszy rzut oka niepoważny i zabawny film jest jednak głęboką analizą współczesnego społeczeństwa, które w swoim „spisku rozkoszy” zapomina coraz bardziej o własnej,naturalnej, ludzkiej stronie wrażliwości.

„Otik” natomiast, to film który można by nazwać surrealistycznym horrorem. Historia opowiada o tragedii matki ponad wszystko pragnącej dziecka, tak silnie gnanej instynktem macierzyńskim że usynawia znaleziony…. kawałek pnia drzewa. Oczywiście przy pomocy swej magicznej animacji twórca filmu ożywia drewnianego bobasa, jednak jego głód okazuje się zgubą dla całej, szczęśliwej z „adopcji” rodziny. A trzeba dodać że Otik upodobał sobie świeże ludzkie mięso… W taki sposób reżyser postanowił pokazać jak ślepa chęć posiadania dziecka i bezkrytyczna do niego miłość matki mogą przyczynić się do narodzin prawdziwego potwora. Jakie to prawdziwe.

Choć oba te filmy ogląda się trochę jak bajki dla dorosłych, jak to w bajkach morał jest najważniejszy. Z surrealistycznych grotesek wyłaniaja się krytyczne obrazy ludzi, których gubią niespełnione pragnienia i olbrzymi wysiłek jaki muszą włożyć w ich realizację.

Zresztą wnioski powinniście wyciągnąć sami, a najlepszą rekomendacją tych filmów niech będzie fakt iż ex członek „Monty Pythona” reżyser filmów takich jaki „Brazil”, „Bandyci czasu”,”Las Vegas Parano” czy „12 małp” Terry Gilliam otwarcie przyznaje się do fascynacji twórczością Svankmajera, co zresztą widać w jego zamiłowaniu do charakterystycznych „Pythonowskich” animacji. Gorąco polecam ludziom zdolnym do dystansu w stosunku do oglądanej historii, których nie przyciągają do ekranu hasła typu „film oparty na faktach”, a także tym którzy potrafią wyobrazić sobie czerpanie przyjemności z wciągania nosem małych, utoczonych z chleba kulek. Jeśli znudził się wam Hollywood to Svankmajer jest właśnie dla WAS.