Nie wypada mi pozytywnie recenzować adaptacji powieści Suzanne Collins. Jest przeznaczona dla młodzieży i należy do głównego nurtu twórczości hollywoodzkiej. Tego typu filmy przeżywają swój Zmierzch. Atak metroseksualnych wampirów pozbawił je nie tylko świeżej, ale i jakiejkolwiek krwi. Oddanie „Igrzysk śmierci” na pożarcie nie jest jednak takie proste.Owszem, odradzam czytanie zapowiedzi- znajomość ich treści grozi odczuciem dłużyzny na początku, gdy widz poznaje dość interesujące postacie. Katniss grana przez Jennifer Lawrence ma wewnętrzną siłę, lecz nie jest nadludzka, jej heroizm wynika z musu. Peeta w wykonaniu Josha Hutchersona to pozytywny antybohater- dobry człowiek nie umiejący stawić czoła losowi.
Strona wizualna filmu nie budzi zastrzeżeń- na zdjęciach ładnie łączą się przyroda i przyszłość. Muzyka także wpisuje się w ten klimat. Nawiązania do starożytnego Rzymu są powierzchowne, a to, co można by uznać za ich cel- odcięcie się od szufladki „opowieści o upadku cywilizacji” na rzecz analizy ludzkiej natury, nie zostało osiągnięte. Jednak gdy usłyszałem w zapowiedzi jednego z talent shows, że „przetrwa najsilniejszy”, przypomniał mi się właśnie film Gary’ego Rossa.
Andrzej Szczodrak