I uderzył grom

Akcja filmu dzieje się w nie tak bardzo dalekiej przyszłości, jest 2055 rok i coraz modnejsze stają się Timesafari – skoki w czasie, a dokładniej podróż do przeszłości.Jest to rozrywka dla bogatych, znudzonych codziennością. Piecze nad tym sprawuje grupa specjalistów z Travisem Ryerem (Edward Burns) na czele. Dbają oni o bezpieczeństwo swych klientów, ale przede wszystkim o to, aby podróże w czasie nie naruszyły biegu ewolucji.

Bogaci polują na zwierzęta, które i tak miałyby wyginąć. Uczestników obowiązują trzy nienaruszalne zasady: z wyprawy niczego nie wolno zabrać, niczego nie wolno na wyprawie zostawić i niczego w trakcie jej trwania nie wolno zmienić.

Nawet najmniejsza ingerencja w przeszłości, może mieć opłakane skutki w przyszłości. I stało się: na jednej z ekspad coś się stało. W mieście wyrastają wielkie drzewa, buszują dziwne istoty, które zabijają ludzi. Nadchodzą kolejno po sobie fale czasowe, po których wszystko się zmienia. Po nadejściu jednej z takich fal czasowych ma zginąć gatunek ludzki – byłoby to cofnięcie się do początków ewolucji.

Naukowcy próbują odkryć, co się zmieniło. Udaje im się dotrzeć, przez ciemne i niebezpieczne miasto, do jednego z członków wyprawy, po której nastąpiła rewolucja. Okazuje się w końcu, że bieg świata zmienił jeden motyl, a raczej jego śmierć. Dlatego ktoś musi udać się do przeszłości, aby uchronić motyla przed śmiercią…..

Film zrobiony dość ładnie i zgrabnie polecam do obejrzeenia wszystkim fanom lekkiego science foction.