„To nie tak, jak myślisz, kotku” to film znakomity, choć posiada jedną, ogromną wadę – jest nią tytuł.Jest to pierwsza od wielu lat polska komedia, w czasie której uśmiech nie schodzi z twarzy widza. Autorzy filmu w sposób mocno zdystansowany ukazują takie ludzkie przywary, jak niewierność, kłamliwość i kombinatorstwo. Bohaterowie, poprze swoje naganne zachowania, wplątują się w coraz bardziej skomplikowaną sieć nieporozumień i intryg. Sprawia to, że wyrastają oni na postaci komiczne, godne politowania.
Akcja toczy się w czasie ogólnopolskiego zjazdu lekarzy, na który przypadkiem trafia ze swym kochankiem żona (Katarzyna Figura) jednego z doktorów. Okazuje się, że jej mąż również ma na sumieniu zdradę. Oboje, by ukryć swoje grzechy, wciągają do gry pewną część pensjonariuszy hotelu.
Humor oparty jest na niedomówieniach, oszustwach i ciągłych zmianach tożsamości bohaterów. W efekcie każdy z nich traci rachubę w utrzymywaniu pozorów. Co chwilę jesteśmy świadkami nieporozumień na ekranie i salw śmiechu w sali kinowej.
Dużym plusem tego dzieła jest brak jednej wiodącej postaci. Wszyscy aktorzy grają na zbliżonym do siebie, wysokim poziomie. Nie dochodzi dzięki temu do sytuacji, gdy w czasie seansu czekamy tylko na sceny z udziałem jednej, ulubionej osoby. Takie wrażenie odczuwałem na przykład w przypadku „Kilera” i genialnej roli Siary, granej przez Janusza Rewińskiego.
Jak wspomniałem na początku, ogromną wadą filmu jest tytuł sugerujący tanie romansidło. Trzeba było mnie niemal siłą zaciągnąć do kina, gdyż nie miałem ochoty na oglądanie kolejnego z harlekinów, jakich ostatnio w polskiej kinematografii coraz więcej. Na szczęście moje obawy nie sprawdziły się i obejrzałem znakomite dzieło na miarę Fredry czy Moliera.
Jakub Wątor