Ciekawy pomysł, świetna obsada i mierny scenariusz, czyli ”Francuski numer” po polsku. Idea filmu jest niezła: Dziewczyna jako kierowca ma zdezelowanym mercedesem zawieźć do Paryża przygodnych pasażerów.W wersji obyczajowej mógłby to być dobry temat na kino drogi. Jednak scenarzyści (Mariusz Pujszo i Robert Wichrowski) obrali konwencję komedii. Bardzo specyficznej, trzeba przyznać, ponieważ prawie całkiem pozbawionej zabawnych elementów.
Struktura scenariusza także pozostawia wiele do życzenia. Zwykle widz już w kilku pierwszych scenach poznaje głównych bohaterów, ich problemy i cele, a potem zaczyna się właściwa akcja. We „Francuskim numerze” intro jest długie i bardzo mętne – wiemy, że czterech mężczyzn chce jak najszybciej dostać się do Paryża, nie wiadomo jednak kim jest Magda (Karolina Gruszka) i dlaczego się zakłada. Jej działania są nielogiczne i nieuzasadnione fabułą. Skoro przedmiotem zakładu jest także czas, to dlaczego Magda w głupi sposób opóźnia podróż (jedzie do własnego mieszkania po bagaże, potem po pieska, do klubu muzycznego i firmy ubezpieczeniowej, w końcu na przegląd samochodu)?
Scenarzyści posiadają znikome wyczucie tego, co jest śmieszne. Na przykład, w założeniu zabawna miała być postać Leona (coś w rodzaju gangstera) nawiązująca do Leona Zawodowca. W tym jakże trudnym skojarzeniu widzowi „dopomaga” stwierdzenie: „Leon, ty to jesteś zawodowiec”. Leon i jego kompan – Chwastek mają odzyskać mercedesa. Wygląda to tak, że jeżdżą po Warszawie czarnym BMW i albo dzwoni do nich szef – Kurowski, albo oni do niego. Scena rozmowy przez telefon powtarza się w filmie x razy i za każdym razem Leon uspokaja Kurowskiego tą samą kwestią, „że wszystko jest pod kontrolą”. Nie wiem, czy to ma być zabawne?
Z całej produkcji, jaką jest „Francuski numer” najlepsza jest czwórka pasażerów Stefan (Jan Frycz), jego 20-letni syn Janek (Jakub Tolak), Ormianin Sergiej (Piotr Borowski) i student z Nigerii Machu (Jaya Samake). Szczególnie dobra jest para Frycz i Tolak. Przeżywają oni swoistą przemianę, w wyniku której ojciec (Frycz) przyznaje się do błędów i zaczyna lepiej rozumieć syna. Niestety postać Magdy nie jest naturalna. Ta dziewczyna w całym filmie właśnie „gra” a jej zachowanie oscyluje pomiędzy pozami modelki a sposobem bycia prostytutki. To sprawia, że „kreacja” Gruszki w dziwny sposób wyróżnia się na tle realistycznych postaci pasażerów. Czy jest to celowy zabieg reżysera i scenarzystów, tego nie wiadomo. W każdym razie z akcji filmu nie wynika, aby był on uzasadniony.
Ogólnie film jest tak słaby, że nie dziwi fakt obecności zaledwie kilku widzów podczas weekendowego seansu. A nawet ta garstka z pewnością wyszłaby przed końcem, gdyby nie pieniądze wydane na bilet.
s.mart.