Twórca fabuły musi pamiętać, że rzeczy, które dla niego są tylko rekwizytami, mają pasjonatów gotowych zauważyć każde uchybienie wobec ulubionej dziedziny. Żeby nie być gołosłownym powołam się choćby na artykuł pt „Co tu robi ta papuga, czyli ptasiarz przed ekranem”. Pisarz bądź twórca filmowy może pogorszyć swą sytuację pozwalając na reklamowanie dzieła jako opowiadającego o danym zawodzie czy hobby. Wtedy każdą pomyłkę należy pomnożyć przez współczynnik oczekiwań. Przy filmie pt. „Drive” popełniono oba te błędy.Tak, wiem, jest to znakomity obraz. Ujęcia miasta połączone z delikatną muzyką budują nastrój, którego Nicolasowi Windingowi Refnowi mogliby pozazdrościć reżyserzy melodramatów. Szerokie, mroczne kadry można by przenieść też do filmu o superbohaterze. Na ten drugi trop naprowadza również wbijający się w pamięć utwór muzyczny "Real hero".
Skojarzenia wynikające z rozwiązań formalnych nie mylą- film ten rzeczywiście jest romansem o superbohaterze. Największe znaczenie ma relacja między tajemniczym Kierowcą (Ryan Gosling) przejawiającym też nadludzkie zdolności w dziedzinie walki wręcz i posługiwania się bronią a subtelną Irene (Carey Mulligan). Trzeba zresztą przyznać, że dwójka głównych aktorów dobrze wywiązuje się ze swych zadań.
Z bohaterów drugiego planu recenzenci zwracają uwagę na grane przez Alberta Brooksa i Rona Perlmana szwarccharaktery- Berniego Rose’a oraz Nino, jednak dużym plusem filmu jest także kreacja Bryana Cranstona w roli „opiekuna” głównego bohatera- Shannona.
Przedstawienie „Drive” jako „melodramatu o superbohaterze” należałoby uzupełnić jednak o uwagę, iż wyświetlenie go delikatnej kobiecie lub rozmiłowanemu w komiksach, lecz w gruncie rzeczy wrażliwemu nastolatkowi może przyprawić ofiarę o koszmary- sceny przemocy są po prostu surrealistycznym atakiem na widza.
"Drive" to obraz uznany powszechnie za wybitny. Erudycja filmowa reżysera faktycznie budzi uznanie.
Problemem jest jednak fakt, iż sam Nicolas Winding Refn przyznał się do inspiracji słynącym z najlepszego pościgu w historii kina "Bullitem" z udziałem Steve’a McQueena- legendarnego aktora znanego też z zamiłowania do motoryzacji i samodzielnie wykonującego wiele ewolucji kaskaderskich.
Oceniając "Drive" jako film „samochodowy” czuję, iż powinienem przygotować zwolenników tego typu kina na rozczarowanie- w obrazie tym znaleźć można jedną efektowną, choć dość krótką scenę pościgu, a już na jego początku Shannon chwali się przeróbką auta, która w realnym życiu musiałaby odbywać się w zupełnie innych warunkach. Sam główny bohater w części ujęć prowadzi zaś jedną ręką, co jest jednym z najczęściej piętnowanych nonszalanckich zachowań w dziedzinie techniki jazdy.
Słowem: "Drive" to świetny postmodernistyczny obraz, którym zachwycą się łowcy filmowych cytatów. Fani "car chase movies" mogą pomyśleć, iż po tryumf w kategorii "najlepsza reżyseria” na festiwalu w Cannes realizator tego dzieła wyciągnął "zimny łokieć".
Za umożliwienie mi obejrzenia filmu serdecznie dziękuję obsłudze Kina WDK
Andrzej Szczodrak