Drive

„Drive” znaczy prowadzić, ale prowadzi w tym filmie nie tylko główny bohater-kierowca (milczący Gosling). To on sam jest przez coś prowadzony do życia na krawędzi. W dzień pracuje jako kaskader samochodowy, a w nocy z drobnymi cwaniaczkami napada na sklepy.Wbrew pozorom, nie słyszymy tu ryku, ale niespieszne mruczenie silnika. W spojrzeniu Drivera nie widzimy bezwzględności Bullita, tylko strach nasączony fenomenalną muzyką wymalowaną na lata 80. Kierowca patrzy w dal czymś pierwotnym. Jak wyszyty na kurtce skorpion oddychający razem z nim.

Reżyserski majstersztyk Refna ma być przesadzoną, bezkompromisową wersją zeszłorocznego „Amerykanina”, który nie wiedział, gdzie ma skręcić. Kroczący obraz przypomina popkulturową mszę bez kazania, ale za to z pytaniem – co w nas dziś budzi skorpiona?

Grzegorz Rolecki