Film jest ekranizacją opowiadania mistrza gatunku Stephena Kinga – tytułowy Cujo to bernardyn, pies przyjacielsko nastawiony do ludzi.Mieszka wraz ze swoimi właścicielami, rodziną Camberów w małym, amerykańskim miasteczku.
To właśnie z nimi los zetknął Donnę i Vica Trentonów. To z pozoru zgodne i szczęśliwe małżeństwo. Jednak w miarę rozwoju sytuacji przekonujemy się, że Vic jest pracoholikiem, a Donną zdradza męża. Z Cambersami zetknął ich popsuty samochód. I to właśnie Camber, mechanik miał go naprawić.
Niby sytuacja prozaiczna ale jednak….
Już od początku filmu wiemy że tytułowego cuja ukąsił nietoperz zarażony wścieklizną. I od tego momentu obserwujemy metamorfozę psa, który zmienia się w bestię agresywną, nieprzyjazną. Jednym słowem Cujo staje się psem – mordercą.
Zaczyna się niemrawo. Kobieta zdradza męża bez wyraźnego powodu, praktycznie tylko z nudów. Mąż jest pracoholikiem, synek widzi w szafie potwory. Na dokładkę mamy historyjkę o płatkach śniadaniowych, który to motyw jest zupełne zbędny i nadmiernie rozwinięty. Wszystko zaaranżowane jest w pechowy ciąg zbiegów okoliczności. Jesli kogoś zniechęci początek (a o to nietrudno) i wyłączy film, nawet nie wie co stracił. Później akcja rozwija się w błyskawicznym tempie. Wszystko dzieje się nagle. Napięcie wzrasta, i pomimo schematyczności powieść jest jedyna w swoim rodzaju i bardzo oryginalna. Stephen King łączy wszystko w niesamowity ciąg zdarzeń. Akcja od połowy mniej więcej filmu rozgrywa się głównie w samochodzie, jednak nie nudzi. Nawet w małym rozklekotanym aucie może wiele się dziać. Końcówka przeciągana jest niemal do niemożliwości, co jest jednak ogromnym plusem, gdyż trudno oderwać się od oglądania. Fragmenty opisywane z perspektywy Cujo robią wrażenie, w ten sposób uświadamiamy sobie, iż nie jest on tylko maszyną do zabijania, ale również żywą istotą, dawniej ukochanym pupilem swoich właścicieli.
„Cujo” godne jest uwagi również z innego względu. Jest to powieść w dużej mierze psychologiczna, poniekąd można ją potraktować jako studium rozpadu rodziny i obalenie jednego z najpopularniejszych stereotypów, tzw. 'amerykańskiego snu’. Tu nic nie jest piękne, ludzie nie są bogaci, policja działa mało sprawnie, Camber bije swoją żonę, Donna cudzołoży, jej kochanek demoluje kobiecie dom, a wszystko podszyte jest nienawiścią i obłudą. Nie tak zwykliśmy wyobrażać sobie piękny kraj za oceanem. Ten ciekawy punkt widzenia czyni film jeszcze lepszym i bardziej zaskakującym. Brak wątków metafizycznych dodaje realizmu. Tak, te oto wydarzenia nie są niczym niezwykłym, kombinacja zepsuty samochód plus wściekły pies nie jest niemożliwa.
Film może się nie spodobać tym, którzy lubią błyskawiczną akcję od samego początku, krótkie opisy, optymizm oraz ingerencję sił nadnaturalnych. Rozczarowani mogą poczuć się również ci, którzy oczekiwali mocnego horroru. Zachwyci natomiast fanów Stephena Kinga, miłośników thrillerów i powieści psychologicznych, oraz ludzi, którzy lubią niebanalne pomysły. Jako ciekawostkę dodam tylko, że sam autor z powodu swoich problemów z alkoholem nie pamięta procesu powstawania książki.