Przed pójściem do kina przejrzałem parę wypowiedzi na jego temat i doszedłem do wniosku, że rzecz będzie interesująca, dlatego zachęcałem na Wiciach do jego zobaczenia. Nie pomyliłem się, rzeczywiście głęboko mnie wzruszył, choć to co zobaczyłem było zupełnie inne od moich wyobrażeń.Film jest poruszający bo mówi o tym, co stanowi samo jądro życia; opowiada o miłości, śmierci i odrodzeniu. Co ważne udało się w nim pokazać wielowymiarowość ludzkich losów bez uciekania się do ogranych, chwytających za serce sztuczek. Nie jest przy tym łatwy w odbiorze. Reżyser użył przypominającego układanie puzzli sposobu montażu, składając go z wielu oderwanych od siebie scen. W efekcie oglądanie filmu przypomina patrzenie na witraż przez dziurkę od klucza, zawsze widać tylko jakiś fragment.
Przed oczami przesuwają się dziesiątki epizodów: widzisz na początku czyjąś chorobę lub śmierć; pokazane jest nabożeństwo a może raczej spotkanie wspólnoty wiernych; dwie dziewczynki robią ze swą Mamą ciasto; para kobiet pływa w basenie, wytatuowany facet nosi kije na polu golfowym.
Oglądasz i przez dłuższy czas trudno Ci jest połapać się, o co w tym chodzi. Może pojawia się nawet uczucie irytacji, albo myśl: „kiedy w końcu się coś wyjaśni”? Dopiero z czasem w umyśle i duszy wszystko składa się w jakąś – właściwą każdemu z nas – całość. Oglądając ten film trzeba się weń zanurzyć, zaakceptować ten sposób narracji, dopiero wówczas powstaje przestrzeń do swobodnego odbioru i poruszania się na planie wraz z jego bohaterami. Akceptacja jest dla mnie kluczem do odbioru tego obrazu.
Wówczas można przeczuć ku czemu wszystko zmierza Kiedy wydarza się wypadek, ktoś ginie na miejscu, ktoś nieco później, wszystko staje się jasne – gdyż losy wszystkich postaci złączone są mocą przeznaczenia. Kto z nas potrafi przekonująco odpowiedzieć czym jest przeznaczenie, choć każdy to jakoś czuje i doświadcza? Opowiedzieć o tym obrazami filmu rzecz nieprosta, słowa uznania należą się tym, którzy tego próbują.
Ktoś ginie aby żyć mógł ktoś – to taka narzucająca się logika, kiedy ofiara wypadku staje się dawcą serca dla oczekującego na przeszczep chorego. Choć logika ta wcale nie jest taka oczywista. Widać to dobrze gdy okazuje się, że podarowane w ten sposób Paulowi serce chce czegoś innego niż jego poprzednie, własne
Sean Penn przekonująco stworzył główną postać Paula Riversa, nieuleczalnie chorego mężczyzny, któremu ktoś podarował drugie życie, nie na długo zresztą Wiele scen zapada w pamięć np. kiedy próbuje on zagadnąć siedzącą samotnie przy stoliku Cristine słowami „czy wiesz, że samotne jedzenie źle wpływa na nerki?”. Jej postać świetnie zagrała Naomi Watts.
W końcu ścieżki tych dwojga muszą zejść się w jedną drogę, czy mogło być inaczej skoro takie jest ich przeznaczenie? Jak napisałem w zapowiedzi: „film zadaje pytania na które każdy, prędzej czy później próbuje sobie odpowiedzieć, czasem życie zadaje je nam w najmniej oczekiwanym momencie.”
Nie wiemy kiedy umrzemy, kiedy i dlaczego kogoś pokochamy, czemu go porzucamy, co nas popycha to tu to tam. Więcej pytań pozostaje bez odpowiedzi niż ją znajduje. I jeszcze jedno – choć niełatwy tak w treści jak formie nie jest to film dołujący. Pobudza do myślenia, inspiruje nie kładąc się cieniem na duszy, po prostu znakomity !
produkcja: USA gatunek: Dramat
reżyseria Alejandro Gonzalez Inarritu
Role główne
Sean Penn: Paul Rivers
Naomi Watts: Cristina Peck
Film pokazany w cyklu Super-Czwartek – Kino Moskwa 13-10-2005