Ten wspaniały Ray Charles i ci wspaniali saksofoniści

O Plácido Domingo, José Carrerasie i Luciano Pavarottim mówiło się, że byli trzema wielkimi tenorami – o Janie Ptaszynie Wróblewskim, Henryku Miśkiewiczu i Macieju Sikale można śmiało powiedzieć, że są trzema wielkimi polskimi saksofonistami.23 stycznia w Kieleckim Centrum Kultury w asyście Orkiestry Filharmonii Świętokrzyskiej trio zagrało koncert poświęcony pamięci słynnego piosenkarza, kompozytora i pianisty, Raya Charlesa.

Jakież było zdziwienie publiczności, kiedy orkiestra pod batutą Jana Walczyńskiego jako pierwszy utwór zagrała… „What A Wonderful World” Louisa Armstronga. Utwór rozruszał nieco sztywną (jak zwykle na początku) publiczność, ale nie tylko ją. Muzykom filharmonii sprawiało widoczną radość granie tego pełnego optymizmu utworu. Po nim dyrygent pospieszył z wyjaśnieniami: oprócz piosenek Raya Charlesa w repertuarze znaleźć się miały jeszcze te, które śpiewali idole niewidomego artysty, a więc Louis Armstrong, a także Nat King Cole. Kiedy na scenę wkroczyło trzech saksofonistów, nastąpiły gromkie brawa. Każdy z tych muzyków wzbudza podziw swoimi dokonaniami oraz sposobem bycia, a możliwość słuchania twórców tej rangi wywarła na wszystkich ogromne wrażenie.

Na szczególna uwagę zasłużył Ptaszyn, postać chyba już kultowa w historii polskiego jazzu. Co ciekawe, to właśnie jemu udało się pod koniec lat 50. zagrać w Newport na wspólnym koncercie z Louisem Armstrongiem. Na scenie KCK-u Ptaszyn (występujący w swej charakterystycznej czapce z daszkiem) wykonał energetyczne piosenki Charlesa – „Mess Around” czy „Unchain my heart” oraz piękne „Smile” Nat King Cole’a.

Drugi z trzech słynnych jazzmanów, saksofonista altowy Henryk Miśkiewicz wzruszył publiczność nostalgicznym „Georgia On My Mind”. Chyba nie można było sobie wyobrazić, żeby ten utwór zagrał ktoś inny niż wyjątkowo wrażliwy Miśkiewicz. Nazywany „czarodziejem saksofonu” muzyk jak zwykle zahipnotyzował słuchaczy nadzwyczajnym brzmieniem i wyczuciem. Henryk Miśkiewicz także ma na koncie występy z wybitnymi, w większości jednak polskimi twórcami, niemniej warto wspomnieć, że udało mu się zagrać w 2000 r. w Warszawie koncert z Rayem Charlesem.

Trzeci saksofonista, Maciej Sikała, również utalentowany i mający na koncie ogromne sukcesy (m.in. nominację do Fryderyka w kat. „Jazzowy Muzyk Roku 2001”), poruszył widownię wykonaniem sztandarowej piosenki Nat King Cole’a „Unforgettable”. Poza tym utworem Sikała zagrał też sławne charlesowskie „I’ve Got A Woman”, przy którym trudno było usiedzieć w miejscu zarówno publiczności, jak i muzykom filharmonii.

W wesoły nastrój wprawiała wszystkich subtelna, ale prowadzona z humorem konferansjerka Jana Walczyńskiego. Między utworami dyrygent wspominał zabawne zdarzenia i opowiadał anegdoty z życia muzyków.

Niestety, koncert kiedyś musiał się skończyć, ale saksofoniści po zagranym bisie zeszli ze sceny w wielkim stylu – grając a capella i idąc jeden za drugim. Obrazek kojarzył się z procesją starych nowoorleańskich jazzbandów.

Po koncercie niezaspokojeni fani mogli zakupić płyty saksofonistów oraz uzyskać ich autografy.

Oby więcej było takich niezapomnianych występów, na których radość z granej muzyki udziela się wszystkim wykonawcom i słuchaczom. Bo chyba nikt nie zaprzeczy, że muzyka daje dużo uciechy!

Magdalena Wach

Zobacz galerie zdjęć z koncertu