Piwnicę, o której istnieniu nie słyszeli nawet badacze wzgórza zamkowego, odkryto pod Pałacem Biskupów Krakowskich. Po raz pierwszy pokazujemy jej wnętrze.Wejście do środka nie jest łatwe. Trzeba się przecisnąć przy metalowej klapie, a potem zejść około czterech metrów po zardzewiałych, metalowych klamrach wystających ze ściany. Piwnica ma około 10 m długości, jest szeroka na ponad 6 m i zalana wodą.
Fotoreporter „Gazety” zszedł tam, ubrany w roboczy fartuch i gumowce. – Proszę się nie ruszać nawet kroku dalej, bo tam głębia – ostrzegał go Jerzy Lorek.
Jest hydraulikiem od ponad 20 lat, pracuje w Muzeum Narodowym w Kielcach i to właśnie on natknął się na piwnice. – W ciągu miesiąca wypłynęło nam z instalacji wodociągowej ponad 50 m sześc. wody więcej niż zwykle. Dostaliśmy gigantyczny rachunek, więc zaczęliśmy szukać wycieku – mówi Stanisław Chałupczak, zastępca dyrektora Muzeum Narodowego.
Pracownicy obeszli wszystkie pałacowe pomieszczenia, ale wycieku nie znaleźli. Wtedy Jerzy Lorek postanowił zajrzeć do jednej ze studzienek na terenie wzgórza zamkowego. – Było wypełnione wodą niemal po samą klapę. Podłączyliśmy pompę i po pięciu godzinach mogłem już schodzić w dół – opowiada.
Zdziwiło go, gdy zobaczył dużą piwnicę z betonowymi ścianami i dużymi podporami na środku. – Stałem przy samej klapie, jest tam kupa gruzu, który wrzucono prawdopodobnie podczas któregoś remontu, więc nie było głęboko. Dalej bałem się iść. Miałem 5-metrową tyczkę, próbowałem wysondować dno, nie udało się, z czego wynika, że jest znacznie głębiej – mówi Lorek.
Już po odkryciu piwnicy okazało się, że wcale nie było wycieku, tylko popsuł się wodomierz, który trzeba było wymienić.
Nie wiadomo, jakie było przeznaczenie piwnicy. – Nie sądzę, żeby powstała po wojnie, bo ktoś by o tym pamiętał i raczej nie dałoby się tego ukryć – mówi Janusz Kuczyński, historyk i wieloletni pracownik Muzeum Narodowego. Jego zdaniem piwnica powstała w okresie międzywojennym. – Tylko dlaczego jest taka głęboka. Takiego pomieszczenie nie zrobiono bez przyczyny. Możliwe, że był to jakiś zbiornik na wodę – przypuszcza Kuczyński.
Inna hipoteza mówi o militarnym przeznaczeniu odkrytych podziemi. – Gdy w 1971 roku przejmowaliśmy piwnice na potrzeby muzeum, trafiliśmy do pomieszczeń, które wcześniej służyły jako tajny sztab wojskowy. Były nawet jeszcze jakieś napisy i bardzo dużo instalacji energetycznych, łączności. Takie wykorzystanie zabytku klasy zero było oczywiście niezgodne z przepisami, ale w PRL nikt się chyba tym nie przejmował. A przed wojną mieścił się tam urząd wojewódzki, wiec mogło dojść do takiej budowy – mówi Kuczyński.
Za międzywojennym rodowodem piwnicy opowiada się też Leszek Adamczyk z Politechniki Świętokrzyskiej. – Możemy przypuszczać, że wykonano wtedy sporo różnych prac. To przecież na polecenie ówczesnych wojewodów wyrównano teren obecnego ogrodu włoskiego, żeby zorganizować korty – mówi Adamczyk. W efekcie teraz strzelnice są na poziomie gruntu.
Władze muzeum chcą poszukać w pałacu wejścia do zalanej piwnicy. – W piwnicach jest już kilka zamurowanych przejść, które nie wiadomo dokąd prowadzą – mówi Chałupczak. Jedno z nich jest w skrzydle północnym, pod jedną z sal galerii obrazów. Natknięto się na nie podczas remontu przeprowadzonego kilkanaście lat temu. – Wtedy chyba zabrakło pieniędzy na dalsze prace, bo drzwi do kolejnej komory zamurowano. Możemy się tylko domyślać, co tam było – mówi Jerzy Lorek.
– Jeżeli nie uda nam się znaleźć wejścia z zewnątrz, to może poprosimy o pomoc płetwonurków, żeby spróbowali dostać do pałacu od drugiej strony. Bardzo nam na tym zależy, bo takie pomieszczenie aż prosi się o jakieś wykorzystanie. Można zorganizować tam winiarnię albo kawiarnię – mówi Chałupczak.
Marcin Sztandera Gazeta Wyborcza