Skazani na korki?

Gwałtowny wzrost liczby samochodów i zapóźnienia w inwestycjach drogowych – to powód korków w Kielcach. Wielką liczbę aut musi przyjąć miejski układ komunikacyjny. Jest on dobry, czy zły? Opowie o nim człowiek, który go przed laty projektował.Jeszcze kilkanaście lat temu po Kielcach jeździło się swobodnie, w niektórych miejscach tworzyły się zatory, o rzeczywistych korkach trudno było mówić. Przeciętny kierowca wsiadał w auto i jechał z punktu A do punktu B, nie myśląc – jak teraz – że może wcześniej trzeba było skręcić, by nie wjechać w korek. Układ był czytelny i funkcjonalny. Dziś jest zdecydowanie gorzej. Korki są sygnałem, że stał się on niewydolny.

PROBLEM SKRZYŻOWAŃ

– W zasadzie jeszcze w latach 60-tych widziałem projekty planów, w których skłaniano się, by w Kielcach był tak zwany układ promienisty (główne ulice zbiegają się promieniście w jednym obszarze głównie jest to centrum). Jednak w latach 70-tych, gdy miasto rozrastało się we wszystkich kierunkach zaczęły się prace nad tak zwanym układem krzyżowo-pasmowym. Spora część tych projektów została zrealizowana – mówi Jacek Sztechman, urbanista który pracował przy projektowaniu układu.

– W samych Kielcach problem obecnych korków nie tyle związany jest z samymi drogami, lecz skrzyżowaniami, których przepustowość zaczyna się wyczerpywać – tłumaczy Jacek Sztechman. – Na powstawanie korków wpływ ma też sposób zagospodarowania przyległych terenów, chodzi na przykład o budowę obiektów, które generują znaczny ruch. Jeśli taki obiekt, na przykład hipermarket, zlokalizowany jest w śródmieściu lub centrum to wywiera natychmiast bardzo negatywny wpływ na warunki ruchu na całym tym terenie. Przykładem może być ciąg ulic – Źródłowa, Aleja Solidarności, Radomska. Zlokalizowano tam wiele obiektów: kilka marketów, są stacje paliw oraz targowisko.

KIELECKA SIATKA, JAK W AMERYCE

Czy kielecki układ komunikacyjny jest dobry, czy fatalny? – Układ jest dobry wtedy, gdy jest odporny na wszelkiego rodzaju zdarzenia, na przykład prowadzone remonty, czy kolizje. Dobry jest wtedy, gdy w takim przypadku pozwala przejechać inną, alternatywną drogą. Dlatego tworzyliśmy układ komunikacyjny, który wygląda niejako jak siatka prostokątna, odróżnia go to od układu promienistego. Z punktu A do punktu B można podróżować różnymi równoległymi trasami – wyjaśnia Jacek Sztechamn. – Podobne rozwiązania są powszechnie stosowane, choćby w miastach amerykańskich, gdzie sieć ulic przypomina po prostu kratownicę – dodaje.

Na wspomnianą kielecką siatkę prostokątną składają się następujące ulice. W kierunku północ – południe: Tarnowska – Źródłowa – Al. Solidarności, Warszawska, Paderewskiego, Żelazna – Armii Krajowej, Ściegiennego, Jagiellońska.

Na kierunku wschód – zachód: Wapiennikowa – Husarska, Bohaterów Warszawy – Ogrodowa – Seminaryjska – Żytnia – Grunwaldzka, IX Wieków – Sandomierska, Al. Tysiąclecia, Świętokrzyska – Jesionowa. Oprócz tego istnieje jeszcze ciąg Bp. Jaworskiego – Orkana.

DZIEŁO NIEDOKOŃCZONE

Kłopot jednak polega na tym, że siatka prostokątna kieleckiego układu komunikacyjnego nie została w pełni zamknięta. Brakuje pełnej możliwości przejazdu alternatywnego. Przy coraz większej liczbie aut, w niektórych miejscach tworzą się korki. Brakuje „obejścia” południowego z prawdziwego zdarzenia. Ulica Wapiennikowa jest dwupasmowa na krótkim odcinku, nie ma jej przedłużenia koło Premy do ulicy Wojska Polskiego.

Z drugiej strony jest jednopasmowa ulica Husarska. Nie ma także przedłużenia ulicy Żelaznej do Zagnańskiej, a także drogi łączącej ulicę Jagiellońską z Łódzką. Luka jest między ulicami Klonową a Witosa. Dziwnie kończy się też dwupasmowa ulica Bohaterów Warszawy, wygląda jakby miała biec dalej na wprost, w kierunku Cedzyny. Tam są jednak ogródki działkowe…

TRZEBA PRZYWYKNĄĆ

– Konieczne są inwestycje, chociaż jestem pewien, że nawet jak będą budowane drugie pasma ulic i tak szybko się one wypełnią. Od motoryzacji nie ma odwrotu, korki można ograniczać, ale nie da się ich wyeliminować w stu procentach – mówi Jacek Sztechman.

– Kielczanie przechodzą teraz próbę, którą mieszkańcy większych polskich miast przeżywali kilka lat temu. My zaczęliśmy na kłopoty z ruchem samochodowym reagować bardzo emocjonalnie. Mówimy „co się stało?”. W większych miastach także istotnie wzrosła liczba aut, a ich układy komunikacyjne już dawno przestały być wydolne. Tamtejsi mieszkańcy są przyzwyczajeni, że do pracy jadą przez półtorej godziny – mówi Jacek Sztechman.

Jarosław SKRZYDŁO Echo Dnia