Rozmowa z Anitą Lipnicką

Anita Lipnicka i John Porter wystąpią w czwartek w WDK. Akustyczny, kameralny koncert to część trasy promującej platynowy już album „Nieprzyzwoite piosenki”. O kulisach powstania duetu opowiada była wokalistka Varius Manx.Paweł Słupski: Wasza wspólna płyta „Nieprzyzwoite piosenki” odniosła duży sukces na polskim rynku. Czy baliście się, że – tak jak przy wielu innych, niekomercyjnych projektach – to się może nie udać?

Anita Lipnicka: Sukces tej płyty ogromnie nas z Johnem zaskoczył. W najśmielszych oczekiwaniach nie sądziliśmy, że sprzeda się ponad 70 tysięcy sztuk. Zadziwia nas to do dziś, tym bardziej że początki nie były zachęcające.

No właśnie, branży muzycznej wyraźnie nie spodobał się pomysł Waszego duetu…

– Zrobił się mały szum. Johna przestrzegano, że nie powinien grać z wokalistką pop, bo straci swoją wiarygodność jako artysta. Mnie z kolei sugerowano, żebym sobie wybrała kogoś bardziej na topie…

Jakiegoś polskiego Enrique’a Iglesiasa?

– Tak, kogoś w tym stylu. Na szczęście odnaleźliśmy się, oboje będąc na zakrętach życia, i sądzę, że mamy wspólnie coś do powiedzenia

Jak zainteresować kogoś takiego jak John do wspólnego grania?

– W samochodzie usłyszałam w radiu piosenkę Johna i zaczęłam dośpiewywać sobie do niej chórki. Spodobało mi się to, więc zadzwoniłam do niego, proponując mu spotkanie. Chciałam spróbować z nim zaśpiewać choćby pod pseudonimem, żeby po prostu sprawdzić samą siebie.

Był jedynym kandydatem?

– Długo szukałam partnera do śpiewu. Większość polskich wokalistów odmawiała. Nie chcę podawać nazwisk, ale powiem tyle, że nasi artyści są szalenie uprzedzeni. Szufladkowanie innych to często ich ulubione zajęcie

John oddzwonił i tak się zaczęło. Potem rok w londyńskim studiu, gotowa płyta i koncerty. Będzie kolejna?

– W maju nagrywamy koncertowe DVD. A druga płyta na pewno powstanie, choć będzie trochę trudniejsza, bardziej dziwna. Spędzamy ze sobą dużo czasu i obiecaliśmy sobie z Johnem, że nie zrobimy nic na siłę.

Rozmawiał Paweł Słupski Gazeta Wyborcza