Nerwowy organizator

Jerzy Lichacz nie popisał się kulturą w ostatnią niedzielę – przed koncertem Maryli Rodowicz doszło do niemiłego incydentu z udziałem szefa Agencji Artystycznej „George Music Cooperation” i dziennikarzy Wici.Nasz dziennikarz Jakub Wątor oraz fotograf Wiktor Franko wybrali się na dwie godziny przed koncertem Rodowicz do Kieleckiego Centrum Kultury w celu przeprowadzenia z nią wywiadu. Z gwiazdą byli umówieni osobiście już kilka dni wcześniej. Imprezę organizowała Agencja Artystyczna „George Music Cooperation”, której właścicielem jest Jerzy Lichacz. Medialnym patronatem wydarzenie objęło „Echo Dnia”.

Dziennikarze oczekiwali na gwiazdę na pierwszym piętrze Kieleckiego Centrum Kultury, przy garderobach. Maryla Rodowicz miała w tym czasie próbę. – Nawet nie doczekaliśmy końca próby pani Maryli, bo nagle z jednej z garderób wyszedł do nas pan Lichacz i najpierw spokojnie, ale po chwili już podniesionym głosem kazał nam opuścić pomieszczenie, czyli hol za Dużą Sceną KCK – opisuje Jakub Wątor. Na pytanie o powód takiej decyzji, Lichacz zaczął krzyczeć, że wyłączność na imprezę ma „Echo Dnia” i żadna prasa nie będzie relacjonować koncertu, ani przeprowadzać wywiadu. – Opuściliśmy hol zgodnie z jego życzeniem i przenieśliśmy się na klatkę schodową, by zaczekać na panią Marylę, bo to z nią umawialiśmy spotkanie – przedstawia sytuację Wiktor Franko. Jednak nawet to nie uspokoiło Lichacza. Wyszedł za dwójką dziennikarzy i tym razem domagał się już opuszczenia w ogóle budynku Kieleckiego Centrum Kultury. Gdy ci odmówili, organizator wezwał pomoc pracowników administracyjnych budynku. – To już była porządna furia, krzyk pana Lichacza roznosił się po całym pierwszym piętrze i klatce schodowej, zdezorientowani ludzie ze zdziwieniem i niezrozumieniem obserwowali całą sytuację – dodaje Franko. Oprócz kwestii patronatu medialnego „Echa Dnia”, Lichacz przedstawił nowe argumenty. – Najpierw wykrzyczał, że nie wiemy, z kim zadzieramy. Po chwili zdecydowaliśmy jednak opuścić budynek, gdy usłyszeliśmy, że panowie będą zmuszeni do użycia siły – wspomina Jakub Wątor. Po wyjściu z budynku, nasi dziennikarze dodzwonili się do Maryli Rodowicz, która z ubolewaniem przyznała, że słyszała o incydencie. Niestety, na wywiad było już za późno, bowiem zbliżała się godzina koncertu.

Powstaje pytanie, na jakich podstawach Jerzy Lichacz zachował się w taki sposób. Trudno zrozumieć argument patronatu medialnego, zgodnie z którym „Echo Dnia” miałoby wyłączność na wszelkie informacje prasowe oraz wywiady. – Patronat medialny jest umową, z której korzystają obie strony: organizator imprezy, który ma promocję w określonym medium i to medium, które promuje się podczas imprezy. To czy oraz jak inne media będą o tym pisać nie interesuje nas jako patrona medialnego. Tym bardziej nie możemy niczego innym mediom zabronić – ocenia Monika Rosmanowska z kieleckiej Gazety Wyborczej. Agnieszka Kozłowska-Piasta, związana z redakcjami „e-Teatr”, „Nowej Siły Krytycznej”, „Teraz” ocenia sytuację jeszcze bardziej krytycznie. – Artystka nie ma obowiązku słuchać organizatora koncertu, bo nie jest jego własnością. Uważam, że pan Lichacz nie miał prawa tak się zachować. Wstyd, że tacy ludzie mają tworzyć kulturę w Kielcach – mówi.

Osobną kwestię może stanowić umowa pomiędzy agencją, a gwiazdą. Zwykle nie stosuje się tu zapisów o organizowaniu artyście czasu przed i po jego występie. – Nie praktykuję się, aby zabraniać artyście kontaktu z mediami, bo informacje prasowe są promocją i dla artysty, i dla agencji artystycznej. Jest to dla mnie sytuacja nie do wyobrażenia – podkreśla właściciel jednej z kieleckich agencji artystycznych. Menadżer Maryli Rodowicz, Bogdan Zep, nie był świadkiem zdarzenia w KCK-u, jednak zgodził się odnieść do kwestii wywiadów. – Nie ma takiej możliwości, żeby Maryla komuś odmówiła, zawsze jesteśmy otwarci na prasę. Niestety nie było mnie przy tej sytuacji, bo odpowiednio bym zareagował i wywiad doszedłby do skutku. Jest mi przykro z tego powodu – podkreśla Zep.

W dziale marketingu „Echa Dnia” usłyszeliśmy, że być może istniał w umowie zapis o wyłączności gazety na wszelkie artykuły dziennikarskie. Niestety nie uzyskaliśmy dostępu do umowy ani w redakcji „Echa”, ani w „George Music Cooperation”.

Zapytaliśmy o opinię mecenasa Michała Jaszewskiego, prawnika Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. W kwestii prawnej patronat medialny to instytucja zwyczajowa i praktyczna. – Nie zetknąłem się nigdy z taką wyłącznością medialną, o której mówił organizator – podkreśla mec. Jaszewski. W jego opinii, jeśli nie było takiej umowy między menadżerem Maryli Rodowicz (co potwierdził pan Zep), a organizatorem, nie może być mowy o ingerowaniu w swobodę artystki przed i po koncercie. Suwerenną decyzją jest to, co pani Rodowicz robi w tym czasie i komu udziela wywiadów. – Nie ma mowy o ograniczeniu dostępu do informacji i do ludzi przez jakiegokolwiek organizatora. Dziennikarze mają wręcz obowiązek docierania do prawdy i uzyskiwania informacji. W mojej opinii zachowanie organizatora jest bezprawiem i tłumieniem swobód dziennikarskich – podsumował mec. Jaszewski i zasugerował odesłanie pana Lichacza do kodeksu prawa prasowego.

Sam Jerzy Lichacz lakonicznie odnosi się do niedzielnej sytuacji. – Dziennikarze weszli do Kieleckiego Centrum Kultury bezprawnie i bez mojej zgody – mówi i odmawia dalszych komentarzy. Jak widać, bezprawie w rozumieniu pana Lichacza mocno rozmija się z definicją prawnika Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich i z obyczajami dziennikarskimi opisywanymi przez naszych rozmówców.


Autor: zim