Bałagan na skrzyżowaniu ulic Paderewskiego z Sienkiewicza po zmianie organizacji ruchu. – To wina kierowców, którzy nie „czytają” znaków – mówią drogowcy i policjanci.– Dla mnie to lekka paranoja. Oznakowanie jest dobre. Kierowcy jednak jeżdżą na pamięć albo nie chcą widzieć znaków. I od razu się robi korek. A jak stoi policja, wszystko idzie bardzo sprawnie – mówi Adam Kamiński, taksówkarz z Radio Taxi Metro.
Mowa o największej zmianie organizacji ruchu w ciągu ostatnich kilku lat. Od wczoraj możliwość przejazdu przez całą ul. Paderewskiego teoretycznie mają jedynie autobusy komunikacji miejskiej. Pozostałe pojazdy z obu stron mogą dojechać tylko do połowy Paderewskiego, bez możliwości przejazdu przez deptak. Na całej ulicy wprowadzono ograniczenie prędkości do 30 km-godz., a także wyznaczono ponad 100 miejsc parkingowych.
Zmiana rzeczywiście spowodowała wczoraj spore zamieszanie. Około godz. 9 kierowcy wjeżdżali w ul. Paderewskiego i dojeżdżali do deptaku. Chociaż był znak zakazu ruchu, z wyjątkiem autobusów MPK, wielu go łamało. – Jak na razie nie było żadnej kolizji – mówił o godz. 12 Jerzy Domagała z kieleckiej drogówki.
Taksówkarze z pobliskiego postoju podkreślają, że kłopoty na skrzyżowaniu skończyły się, gdy przyjechał patrol policji. – Chyba było nawet ze dwa mandaty. I wtedy jakoś to działało – mówi jeden z nich. Gdy policjanci odjeżdżali, znowu się zaczęło. Autobusy miały kłopoty z przejechaniem przez deptak, bo nawet nie mogły wjechać w zwężoną ulicę – Przed południem było nieźle, bo stała policja. Cyrk zaczął się około godz. 14. Nasi kierowcy bardzo się skarżą – narzekał dyspozytor MPK z zajezdni przy ul. Jagiellońskiej.
– Policjanci monitorują tę ulicę i pilnują przestrzegania znaków. Niestety, było kilka kolizji w innych częściach miasta i musieli tam jechać. Zabrakło radiowozów – tłumaczył nieobecność funkcjonariuszy oficer dyżurny komendy miejskiej policji.
Rzeczywiście, około godz. 15 na skrzyżowaniu panował duży bałagan. Wielu kierowców dojeżdżało do skrzyżowania i zawracało zgodnie ze znakami, większość jednak łamała przepisy. – Trudno zrozumieć to oznakowanie. Jest znak zakazujący przejazdu, a obok działa sygnalizacja świetlna i mam zielone światło. No więc jadę zgodnie z sygnalizacją – tłumaczył kierowca czerwonego matiza.
Czynna sygnalizacja świetlna zaskoczyła Piotra Wójcika, dyrektora Miejskiego Zarządu Dróg. – Miała być przełączona na tryb świateł żółtych migających. Będę interweniował w tej sprawie, bo na miejscu nie byłem. Pewnie uda się ją dziś wyłączyć – stwierdził Wójcik.
Po godz. 16 drogowcy podkreślali, że jak na pierwszy dzień tak radykalnych zmian efekt jest całkiem niezły. – Obyło się bez kolizji i wypadków. Na dodatek oznakowanie poziome jeszcze nie jest kompletne. Malowano je w nocy i spadł deszcz przed ukończeniem. Nie wymalowano np. na jezdni miejsc parkingowych. Dziś w nocy prawdopodobnie będzie to uzupełnione – mówi Bronisław Wawrzynkiewicz z Miejskiego Zarządu Dróg.
Co ciekawe, nie spełnił się też najczarniejszy scenariusz, że ul. Czarnowska będzie całkowicie zablokowana. Korki były nie większe niż zwykle. – W porównaniu z „zakopianką” to żadne utrudnienie. Zobaczymy, jak będzie po niedzieli, bo dziś jest dzień wolny od pracy w urzędach i mniej samochodów jeździ po mieście – powiedział Andrzej Fabiański, kierowca fiata uno.
Dlaczego zmieniono organizację ruchu
– Dzięki tym zmianom uda się uratować wyremontowany deptak przed zajeżdżeniem. Ograniczenie ruchu na Paderewskiego to konieczność, bo tam jest za wąsko na jazdę w obu kierunkach. Na dodatek sporo kierowców wykorzystuje ją jako tranzyt – argumentował Wojciech Lubawski, prezydent Kielc. Dodawał, że jeżeli będzie spore zamieszanie, to organizacja zmieni się nawet po 2 tygodniach, ale docelowo okres próbny to trzy miesiące.
Marcin Sztandera Gazeta Wyborcza