Janusz Wróblewski – filolog, który leczy ptaki

Pierwszy był zatruty bocian biały w 1999 roku. Ludzie znaleźli go w pobliskiej wsi. Po wyleczeniu trafił do ogrodu zoologicznego w Krakowie. – Dzisiaj w moim azylu jest około 30 ptaków. Cały czas dochodzą nowe – mówi dr Janusz Wróblewski, twórca i opiekun Ośrodka Pomocy Dzikim Zwierzętom Ptasi Azyl w dolinie Czarnej Nidy.
– Nie robię tego z miłości do zwierząt. Miłość kojarzy mi się z zaślepieniem, a ja to robię z wyrachowania – mówi dr Wróblewski. – Chcę je poznać, odkryć ich tajemnice, zwyczaje. To jest mój główny cel – dodaje.Przyroda fascynuje go od dziecka. Jako 17-latek przywiózł z Bieszczad do Kielc małego rysia. Hodował go w domu. – Jego matkę zabił jakiś myśliwy. Zostało dwoje młodych. Postanowiłem, że uratuję przynajmniej jednego – opowiada.

Uratował. – Wszyscy mówili mi, że ryś jest za mały i nie przeżyje. Że nie da się go wykarmić krowim mlekiem. A sekret był jeden – trzeba było masować mu brzuch, żeby pobudzić trawienie. I siedziałem po kilka godzin dziennie, wilgotną ściereczką masując małego rysia po brzuchu. Jak się zmęczyłem, zmieniał mnie brat. I ryś przeżył, oddałem go później do ogrodu zoologicznego w Krakowie – wspomina Wróblewski.

Nie studiował biologii, bo… zniechęciła go szkoła. – Myślałem, że będziemy rozmawiać o zwierzętach, o ptakach, a musiałem się uczyć, jak trawi rak – śmieje się. Dlatego wybrał filologię polską na Uniwersytecie Warszawskim, skończył również iberystykę. O swojej pasji nie zapomniał, pracę magisterską pisał o nazwach ptaków. Dziś jest nauczycielem akademickim. – A poza tym leczę ptaki.

Azyl
Ptasi Azyl doktora Wróblewskiego to 76 arów, w tym 20 lasu w niewielkiej wiosce Ostrów. W dużych wolierach są bociany, sowy i ptaki drapieżne. – Większość staram się wypuszczać, kiedy są już zdrowe, ale nie zawsze jest to możliwe. We wrześniu ubiegłego roku dostałem jerzyka. Było to pisklę z opóźnionego miotu. Jerzyki odlatują bardzo wcześnie z Polski, a ten był jeszcze za mały, żeby się z nimi zabrać. I doszło do smutnego paradoksu. Ptak, który cały czas jest w powietrzu, praktycznie nie siada na ziemi, został zamknięty w mojej klatce. Nie mogę go wypuścić, bo ma za słabe skrzydła – opowiada.

Do jego azylu trafiają też ptaki po poważnych wypadkach. One już nigdy nie polecą. – Mam bociana, który na drutach elektrycznych spalił sobie nogę. Chodzi na protezie. Mam też ptaki, którym musiałem amputować połamane skrzydła. Te są ze mną cały czas – opowiada. Na wolność nie wypuszcza też zwierząt, które za bardzo przyzwyczaiły się do ludzi. – To byłby dla nich wyrok. Mam sarenkę bardzo zaprzyjaźnioną z moimi psami. W ogóle się ich nie boi. Dlatego najpewniej nie uciekałaby przed obcym psem, który mógłby ją zagryźć – opowiada.

Praca ze zwierzętami nie zawsze jest bezpieczna. – Kiedyś miałem orła bielika. Bardzo piękny i rzadki ptak. Stało się z nim tak, jak z większością drapieżnych ptaków: zatruł się czymś, ktoś go znalazł i przywiózł do mnie. Karmienie orła to trudna sztuka. Ma takie szpony, że mógłby rozerwać człowiekowi brzuch. A jaki jest silny! Trzeba było dwóch ludzi, żeby go karmić. Teraz jest w Zagnańsku, zajmują się nim uczniowie szkoły leśnej – opowiada twórca azylu.

Wkrótce azyl się zmieni. – Chcę wybudować staw dla ptaków wodnych, czułyby się wtedy dużo lepiej. Na razie jeszcze nie mam pieniędzy, ale mam nadzieję, że w przyszłym roku uda mi się to zrobić – zapewnia Wróblewski.

Ptaki
Najmądrzejszy jest kruk Brutus. – Potrafi wyciągnąć skobel z klatki i wyjść. Odlecieć nie ma zamiaru, tylko biega po podwórku i chowa wszystkie drobiazgi. Ile się musiałem nieraz czegoś naszukać. Brutus nie lubi innych ptaków. Jak któregoś dopadnie, to może zadziobać. Niestraszne mu są żadne drapieżniki. Brutus jest przyzwyczajony do mnie, chyba ze mną zostanie – opowiada Wróblewski.

Według niego najmniej inteligentne są sowy. – Mam puszczyka, sowę płomykówkę i uszatą. Puszczyka przynieśli drwale wycinający las w Działoszycach. W pniu jednego z drzew znaleźli troje piskląt. Wychowałem wszystkie, dwa ptaki już są na wolności, tego najsłabszego wypuszczę wiosną. Nie jest oswojony, poradzi sobie – dodaje.

Na wolność trafi też kania ruda, duży drapieżny ptak, który mieszka w wolierze z sowami. W azylu znalazła się po zjedzeniu trutki na lisy. Była wycieńczona, wypadały jej pióra. Dziś jest już prawie zdrowa i, co najważniejsze, dzika. Bez problemu poradzi sobie na wolności.

W azylu jest też bocian czarny, jeden z najrzadszych gatunków. – Ma jakiś problem z mięśniami i kłopoty z lataniem. Pogryzły go psy, trafił do mnie pokiereszowany. Ale teraz ma się już dobrze. Czy będzie latał, tego nie wiem – wyjaśnia Wróblewski.

Azyl ma ograniczoną powierzchnię. Nie da się trzymać tu wszystkich zwierząt, które ludzie przyniosą. – Staram się je szybko wypuszczać, nawet jeśli wiem, że mają małe szanse przeżyć na wolności. Kiedyś ptaki były chętnie brane przez ogrody zoologiczne, teraz ich dyrektorzy nie mają pieniędzy i nie chcą przyjmować kolejnego bociana. Dlatego je wypuszczam – opowiada opiekun. – Czasem ludzie, którzy przynieśli ptaka, mają mi to za złe. Ale ja nie jestem nawiedzonym typem, który kocha zwierzęta, a nie lubi ludzi. Nie rozumiem osób trzymających w dwupokojowym mieszkaniu 50 psów i opowiadających, jak to oni je kochają. Tak samo, kiedy widzę, że ptak cierpi, na przykład ma złamany kręgosłup, pozwalam mu umrzeć – przyznaje. – Nie płaczę po nich. Gdybym żałował każdego ptaka, który mi umrze, nie mógłbym prowadzić azylu. W przyrodzie śmierć jest sprawą naturalna, trzeba się z tym pogodzić – podkreśla.

Fundacja
Do tej pory Janusz Wróblewski sam utrzymywał azyl. Jednak wykarmienie stada zwierząt sporo kosztuje. Teraz założył fundację. – Jej głównym celem jest edukacja przyrodnicza, pieniądze na azyl będą zbierane przy okazji – śmieje się. Wybudował już salę, w której chce prowadzić wykłady o przyrodzie dla odwiedzających go wycieczek. Przyjeżdżają najczęściej szkoły. Doktor prowadzi programy w radiu poświęcone przyrodzie, organizuje konkursy ekologiczne w szkołach. – Najważniejsza jest wiedza. To dzięki niej leczę zwierzęta, czy sam wyremontowałem dom. I tę wiedzę chcę młodzieży przekazać – wyjaśnia.

Fundacja: Ośrodek Pomocy Dzikim Zwierzętom Ptasi Azyl

Bank Spółdzielczy w Kielcach

Nr 15 84930004 0000 0059 9328 0001

Daniel Lenart Gazeta Wyborcza