Czy dziury i wyrwy w kieleckich ulicach będą straszyć aż do wiosny? Radni komisji gospodarki komunalnej proponują, aby nie łatać doraźnie dróg, tylko poczekać i poprawiać je gruntownie. Gościem wczorajszej komisji gospodarki komunalnej był szef MZD Piotr Wójcik, który miał przedstawić plan inwestycji na przyszły rok.Ale radnych bardziej interesował obecny stan dróg w mieście – mieli wątpliwości co do sensu remontów prowadzonych w zimowych warunkach. – Przejeżdżałem ostatnio ulicą Wapiennikową, kiedy akurat pracownicy MZD łatali dziury – opowiadał Jerzy Borończyk, przewodniczący komisji gospodarki komunalnej. – Na niewiele to jednak pomogło, bo następnego dnia nie jeździło się lepiej. A kilka dni później dziury znów straszyły.
Radny zaproponował, aby zamiast prowizorycznie łatać dziury w jezdniach, poczekać do wiosny i wtedy gruntownie wyremontować jezdnie. – A teraz ustawić wzdłuż ulic znaki ograniczające prędkość i ostrzegające przed wyrwami – mówił.
Jego pomysł podchwycili inni radni. – Teraz drogowcy nie czyszczą dokładnie podłoża i wylewany asfalt nie trzyma się – twierdził Krzysztof Słoń, radny prawicy.
Na koniec radni zobowiązali dyrektora Wójcika do przeprowadzenia symulacji, która pokaże, ile w ciągu trzech lat kosztowało doraźne łatanie dziur. – Trzeba to porównać z kwotą, jaką miasto musi wydać na kompleksowe remonty dróg i podjąć decyzję – argumentował radny Marek Wołowiec.
Zdaniem dyrektora Piotra Wójcika pomysł jest jednak mało realny. – Radni patrzą na to zagadnienie ze względów ekonomicznych, a ja organizacyjnie. Ustawienie znaków spowodowałoby paraliż komunikacyjny – stwierdził, ale obiecał, że spełni polecenie komisji.
anar Gazeta Wyborcza