Legwan zielony, żółw stepowy i wąż boa – to na razie jedyne zwierzęta zagrożone wyginięciem, które hodują kielczanie. Tak przynajmniej wynika z oficjalnych rejestrów. Każdy, kto ma w domu zwierzę lub rośliny zagrożone wyginięciem (a kupił je przed 1 maja 2002 r.) musi do 2 listopada zarejestrować okazy w starostwie powiatowym lub w magistracie. Takie rozporządzenie wydało Ministerstwo Środowiska w lutym ubiegłego roku.Jak na razie do UM wpłynęły tylko trzy wnioski. – Mamy wniosek od właściciela pięknego żółwia stepowego, a jeden z mieszkańców zgłosił także legwana zielonego, którego kupił dla córki – usłyszeliśmy w referacie ochrony środowiska. Ale największe zdziwienie urzędników wywołał chłopak, który zarejestrował boa dusiciela. – To niewielki okaz, ma tyko dwa metry długości. Jego właściciel nie miał zaświadczenia o jego pochodzeniu, ale nie jest ono konieczne – wyjaśnia jeden z pracowników magistratu. Poza tym jedna z mieszkanek Kielc zgłosiła przez telefon do rejestracji papugę – amazonkę żółtolicą . – Ale konieczna jest osobista wizyta i wypełnienie wniosku. Cała procedura kosztuje 16,50 złotego – mówi Bartłomiej Molenda, kierownik ROŚ UM. Urzędnicy przyznają jednak, że zainteresowanie hodowców jest niewielkie – do starostwa powiatowego nie wpłynął żaden wniosek. – Cała akcja jest chyba słabo rozpropagowana. A my nie możemy zmusić hodowców do wpisywania zagrożonych gatunków, bo brakuje przepisów – mówi pracownik referatu rolnictwa, leśnictwa i ochrony środowiska starostwa powiatowego. Jeśli właściciel zwierzęcia nie dopełni tego obowiązku, nie będzie mógł go pokazywać albo sprzedawać na giełdach czy wystawach. Może też zapłacić karę, jeśli np. ktoś zawiadomi inspektorów ochrony środowiska, że sąsiad trzyma w mieszkaniu przedstawiciela chronionego gatunku i uda się taką informację potwierdzić.
marc Gazeta Wyborcza