Jej nie karmiłam smoczkiem i butelką, bo gdy się urodziła, jej mama, koza Baśka od razu ją zaakceptowała. To jej brata, małego Antosia, matka bodła rogami i odpychała. Nie przeżyłby, gdyby nie ten smoczek i mleko z butelki.Wyrosł z niego dorodny koziołek, który potrafi zawalczyć o swoje miejsce w koziej gromadzie. Jego rogi coraz bardziej przypominają rogi jego ojca, Zenka. Tworzą dwie ostre szable i należy bardzo uważać, by Zenek nimi nie uderzył. Nie, nie złośliwie, ale zwyczajnie, przez nieuwagę.

Antoś i Zośka były ślicznymi białymi kózkami, które na początku trudno było odróżnić. Tylko Baśka wiedziała, które z nich jest jej ukochaną córeczką, a które niechcianym synkiem. Któregoś ranka znalazłam je na zimnej posadzce w stajni. Dwie małe zziębnięte kuleczki wywędrowaly z zagrody przez szparę pod drzwiami i nie potrafiły wrócić do szalejącej z niepokoju matki.
Właściwie to nie ja je wtedy znalazłam, ale nasza suka Alza. Alza oczekiwała wtedy narodzin swoich szczeniaków. Zamarłam ze strachu, gdy zobaczyłam Alzę koło kozlątek. Alza to ogromny szaro-bury pies i dla niej takie kozlątko wystarczyłoby na jedno kłapnięcie jej ostrych zebów. Nic takiego się wtedy nie wydarzyło. Alza podeszła do maleństw i zaczęła je łagodnie lizać.

Kozlątka podrosły i Zośka została mamą małej Helci. Byla bardzo dobrą mamą. Helcię sama wykarmiła i nie zdarzało się, by bodła ją rogami, nawet wręcz broniła przed starą kozą Baśką. Gdy wieczorem szłam na pastwisko, by odwiązać Baśkę i Zośkę, Helcia biegła obok mnie i zawsze czekała na swoja mamę, by razem z nią wrócić do zagrody.

Zimą nie tak często kozia rodzina wychodziła na dwór. Wolały siedzieć w swojej zagrodzie. Gdy wchodziłam do stajni, stawały na dwóch nogach, wysuwały łebki na powitanie i z nadzieją, że znajdę dla nich coś dobrego. Razem ze mną wbiegały psy Bob, Alza i ich synek Ares. Robiły dużo hałasu i za to często wyrzucano je ze stajni. I psia i kozia rodzina nie lubiły się wzajemnie, ale jakoś respektowały….do wczoraj. Widać Zośka chciała poskubać trochę trawy po drugiej stronie ogrodzenia, widać jakimś cudem przeszła na drugą stronę płotu…
Nie było nikogo, kto by mógł ją obronić…..