Zapiski z tylnego siedzenia

Raz na jakiś czas człowiek zmuszony jest wsiąść do taksówki – szczególnie, kiedy mieszka się na przedmieściach. Usługi te dość znacząco podrożały w ostatnim czasie, a praca bywa mocno niebezpieczna, co jednak nie usprawiedliwia charakterystycznych i mało przyjemnych zachowań szacownych taksówkarzy.Kiedyś taksówka była towarem niemalże luksusowym, a pan za kierownicą prawdziwym Panem. Tak było kiedyś. Teraz firm jest mnóstwo, postoje z reguły są pełne (z wyjątkiem może Sylwestra), a kierowcy nudzą się niemiłosiernie i walczą o każdą trasę. Niestety nie zmienia to faktu, że czasem ciężko z nimi wytrzymać. Podróżując taksówkami już ładnych parę lat (miło mieć ten widok na góry), mogę spokojnie wysunąć parę ciekawych wniosków. Wprawdzie mam nieodparte wrażenie, że jeszcze nigdy nie udało mi się jechać co najmniej dwa razy z tym samym kierowcą (panowie twierdzą inaczej, widać nie jestem w stanie zapamiętać tych twarzy), to jednak stworzyłam już sobie prawdziwy katalog postaci podróżujących za kółkiem.

Chyba najczęściej spotykanym typem jest Pan Narzekający. Generalnie i w skrócie jego praca jest beznadziejna, wręcz jej nie znosi – benzyna droga, korki, klienci marudni, a jeszcze do tego wprowadzili te durne kasy fiskalne. Człowiek tak jedzie i zastanawia się, czy pan taksówkarz zamierza nam w ten sposób „delikatnie” oznajmić, że miło by było gdybyśmy zostawili jakiś ładny napiwek, czy też w zasadzie powinniśmy zaraz wysiąść, żeby nie dręczyć go więcej tą ciężką pracą.

Zaraz po Panu Narzekającym pojawia się Pan „Ja Wiem Wszystko Najlepiej” Ten typ potrafi przez całą trasę wykładać swoją filozofię życiową, zwykle wątpliwej jakości. W zasadzie zmieniłby cały świat, który dzięki temu stałby się istnym rajem na ziemi. Pan „Ja Wiem Wszystko Najlepiej” nie przyjmuje żadnych argumentów i na moje nieśmiałe sugestie, by pewne kwestie oddać osobom kompetentnym, reaguje jeszcze większym zacietrzewieniem. Nieco podobne cechy wykazuje Pan Polityk, z tą różnicą, że nadaje tylko na naszą scenę polityczną, sugerując, że zdecydowanie lepiej sam by się tym zajął.

W zasadzie trzy wymienione wyżej typy wcale nie są najgorsze. Z pozycji kobiety chyba najtrudniej znieść podróż z Panem Podrywaczem. Ciężko przyzwyczaić się do wlepionego w nas natrętnie wzroku, który widać we wstecznym lusterku. Na w miarę uprzejme uwagi, że może należy częściej spoglądać do przodu, żeby przejażdżka nie okazała się przypadkiem ostatnią w naszym życiu, usłyszymy całą masę niezbyt wyszukanych komplementów. Aż strach zawitać z takim panem do domu, bo jeszcze sobie adres zapisze? Gada jak najęty, puszy się jak paw i sądzi zapewne, że skoro podróżujemy mercedesem to zaraz wskoczę w jego ramiona. Ten typ występuje jeszcze w odmianie psychologicznej. Ileż to ciekawych porad można usłyszeć… Szkoda tylko, że wcale się o to nie prosiliśmy. Panowie! Od tego mamy barmanów.

Najmniej konfliktowo przedstawia się Pan Milczek – należy tylko uważać, żeby przypadkiem nie zasnął za kierownicą. No i należy się dobrze wsłuchiwać w monosylaby, by przypadkiem nie pomylić trasy. „Mylenie drogi” to z kolei specjalność Pana Kombinatora. Ile to razy każdy za nas zawitał na miejsce fantazyjnie okrężną trasą? Poczet szacownych taksówkarzy zamyka Pan Gbur, który odjedzie zanim włożymy drugą nogę do auta, następnie parę razy zarzuci taksówką, a na końcu burknie cenę i odjedzie z piskiem opon. W międzyczasie pokatuje nas jeszcze solidną porcją głośnej i okropnej muzyki. O przypadkach pobicia pasażerów już nie wspomnę.

Z wyjątkiem Pana Gbura każdy z typów stara się czasem być uprzejmy, nawet do bólu. Mimo to podróż z nimi bywa naprawdę ciężka. Chociaż, nie przeczę, pojawiają się wśród tej wątpliwie przyjemnej zbieraniny całkiem miłe wyjątki, ale niestety giną w natłoku w/w typków.

Oczywiście wszystkie moje powyższe przemyślenia są całkowicie subiektywne i celowo złośliwe. A jadąc rozklekotanym polonezem z rozrzewnieniem wspominam serię filmów Luca Bessona o nieziemskiej taksówce i jej zakręconym właścicielu. Może tak więcej profesjonalizmu i fantazji, drodzy panowie?

Magdalena Folta/o2.pl