Wróżenie z wiedzy

Chcesz wiedzieć, co cię spotka? Ile lat będziesz żył, czy będziesz szczęśliwy i zdrowy? Czy jest jakiś talent, o którym nie masz pojęcia? Nie chodź do wróżki. Poradź się naukowca.Przewidywanie jest trudne, zwłaszcza jeśli dotyczy przyszłości – zauważył filozoficznie sławny duński fizyk Niels Bohr. Ta trzeźwa uwaga nie spotkała się jednak z powszechnym zrozumieniem, skoro wciąż niesłabnącym powodzeniem cieszą się różnego rodzaju sposoby na odgadnięcie swych przyszłych losów. Psychozabawy, rozmaite testy, horoskopy, wróżby – oto, na czym można dziś zbić spory majątek. „Wypełnij krótki test, dowiesz się, czy osiągniesz sukces zawodowy”, „Sprawdź, czy jesteś ambitny”, „Czy drzemie w tobie seksualny demon?”, „Jaki będzie dla ciebie nadchodzący rok?” – mamią tytuły z okładek kolorowych pism.
Skoro to takie popularne, postanowiliśmy także wziąć w tym udział. Jednak zamiast drukować horoskop, proponujemy państwu wróżbę ściśle naukową.
Czego, korzystając z osiągnięć naukowców i wyników ich najnowszych badań, możemy dowiedzieć się o sobie? Zapewniam: zaskakująco wiele – i nie zawsze dla zdobycia tej wiedzy potrzeba skomplikowanych technik i dużych pieniędzy.

Co mówią dłonie

Najprostszy sposób dowiedzenia się czegoś o sobie masz w garści. A dokładniej w palcach dłoni. Obejrzyj swoje ręce – nie musisz być wcale chiromantą, by wyczytać z nich sporo o swych upodobaniach i skłonnościach.
Jak? Zmierz długość palca drugiego (wskazującego, 2D) i czwartego (serdecznego, 4D). Podziel długość palca wskazującego przez długość serdecznego, a otrzymasz proporcję określaną jako 2D:4D (D = długość palca). Ile wyszło? Wzorcowo powinno być tak: kobiety mają wynik blisko 1, mężczyźni – około 0,96. Dodajmy, że proporcje naszych palców pozostają stałe przez całe życie, a ustalają się już na etapie życia płodowego.
Z badań wynika, że kobiety i mężczyzn o niskim wskaźniku 2D:4D częściej cec*****e asertywność, zdolności matematyczne. Faceci o wyniku poniżej 0,96 mają zwykle więcej partnerek seksualnych i więcej dzieci od tych, którzy mają wyższy wskaźnik. „Wysokowskaźnikowe” kobiety są tymczasem bardziej płodne, ale też częściej narażone na ryzyko raka piersi i jajników. „Wysokowskaźnikowi” faceci muszą dbać o serce.
Jakie ma to naukowe uzasadnienie? Okazuje się, że na proporcje naszych palców jednoznacznie wpływa poziom hormonów płciowych, które oddziaływały na nas w życiu płodowym – testosteronu i estrogenów.
Badania w tej dziedzinie prowadzi John Manning z University of Liverpool. Stwierdził on, że długość palców to tylko efekt uboczny działania hormonów – oddziałują one na kondycję całego organizmu. Na przykład o podatności na raka piersi decyduje poziom estrogenu (kobiecego hormonu płciowego) w organizmie zarodka.
– Wskaźnik 2D:4D może więc być pomocny przy ocenie zagrożenia rakiem piersi – uważa Manning. Wyniki pomiaru palców 118 pacjentek utwierdziły go w przekonaniu, że ma rację. Im palec wskazujący był dłuższy od serdecznego, tym większe było ryzyko raka piersi u badanych. Manning stwierdził też, że jeśli u mężczyzny obie dłonie nie są swym lustrzanym odbiciem, może on mieć kłopoty z płodnością. Jego jądra produkują mniej nasienia, a plemniki są mniej ruchliwe. Winę za to ponosi testosteron.
Niedawne odkrycia dowodzą, że wskaźnik 2D:4D może być też użyteczny w badaniu pewnych uzdolnień. U większości muzyków na przykład wskaźnik 2D:4D plasuje się zdecydowanie poniżej średniej. Do tego im większy wirtuoz, tym wskaźnik 2D:4D jest niższy. Czyżby więc testosteron umuzykalniał mózg? Wynika z tego, że tak – przynajmniej u mężczyzn.

Genom na CD

Najłatwiej byłoby przeczytać jakąś instrukcję, według której funkcjonuje każdy z nas. „Ma pan zdolności muzyczne – proszę je rozwijać”, „Pani grozi cukrzyca, proszę zmienić dietę”, „Państwo będą żyć 90 lat”. Mrzonki? Nie do końca.
Do wszystkich z nas bowiem w momencie, kiedy zaistnieliśmy na tym świecie, taką instrukcję dołączono. Mamy ją w każdej komórce swego ciała. To nasze geny. Cóż więc prostszego w takim razie, jak odczytać to, co jest w nich zapisane: rach-ciach i wszystko o sobie wiem! Przecież minęło już kilka lat od czasu, gdy media donosiły o zsekwencjonowaniu ludzkiego genomu. I co?
Co chwila czytamy gdzieś, że odkryto gen odpowiedzialny za to czy za tamto. Można więc już z tych genów czegokolwiek się o sobie dowiedzieć? Jedną z nielicznych osób, które potrafią odpowiedzieć na to pytanie, jest amerykański naukowiec profesor Craig Venter, założyciel firmy Celera Genomics. Firma ta razem z międzynarodowym zespołem naukowców z Human Genom Project rozpracowała i opisała w 2001 roku ludzki genom. Trwało to ponad 10 lat i kosztowało trzy miliardy dolarów.
Można powiedzieć, że naukowcy na razie poznali litery z „instrukcji człowieka”. Teraz muszą poskładać z nich słowa i nauczyć się „genetycznego języka” ludzkiego organizmu. Materiał badawczy genetyków pochodzi od 10 osób i choć miały one pozostać anonimowe, jedna z nich przyznała się do uczestnictwa w badaniu – to sam… Venter. Co więcej, ma on zamiar swój genom zdeponować w GenBanku i udostępnić go do badań wszystkim zainteresowanym. Naukowy ekshibicjonizm?
– Mam nadzieję, że przyczyni się to do rozwoju badań w tej dziedzinie – mówi Venter. – Im więcej genomów zsekwencjonujemy, tym więcej, porównując je, będziemy wiedzieć o człowieku w ogóle. Już dziś dzięki takim badaniom możemy pewne geny połączyć z konkretnymi chorobami, cechami osobowości, talentami.
Ta metoda badań jest jednak wciąż bardzo droga. Nieprędko każdy z nas będzie mógł przeprowadzić analizę własnego DNA i dowiedzieć się czegoś o sobie. The J. Craig Venter Science Foundation przeznacza 10-milionową nagrodę dla firmy lub osoby, której uda się opracować technikę sekwencjonowania genomu ludzkiego kosztującą mniej niż tysiąc dolarów. Według Ventera stanie się to w ciągu najbliższych 10 lat. Za tę sumę – przewiduje naukowiec – znajdzie się wielu chętnych, którzy będą chcieli poznać swe genetyczne dziedzictwo.
– Myślę, że za kilka lat sekwencję własnego DNA będzie można uzyskać podczas rutynowego badania krwi. Rodzice będą otrzymywać dane na płycie CD przy wypisywaniu ze szpitala nowo narodzonego dziecka – prorokuje Nick McCooke, jeden z dyrektorów brytyjskiej firmy Solexa zajmującej się badaniami genetycznymi.
Uważa on, że CD-genom może zrewolucjonizować opiekę zdrowotną. Zapis naszych genetycznych predyspozycji będzie takim dokumentem dla lekarza jak dziś karta dentystyczna. Rodzice, którzy zafundują go swoim dzieciom, mogą je uchronić przed wieloma chorobami lub nawet przedwczesną śmiercią.
– Byłoby to skarbnicą niesłychanie cennych informacji – komentuje profesor Piotr Stępień z Zakładu Genetyki Uniwersytetu Warszawskiego. – Zresztą aby je uzyskać, nie potrzeba całego genomu, wystarczy jego część kodująca, około jednego-dwóch procent.
Takie dane pozwolą wykryć predyspozycje do choroby na długo przed wystąpieniem pierwszych jej symptomów. 20-latek, który dowie się, że za 30 lat grozi mu nadciśnienie tętnicze, będzie miał wystarczająco dużo czasu, by uniknąć choroby. Choćby stosując odpowiednią dietę. Wiemy też na przykład, że różni ludzie inaczej reagują na te same leki. Jednym one pomagają, u innych nie działają, a jeszcze innym wręcz szkodzą – to też zależy od genów. Znając profil genetyczny danej osoby, będzie można lek „skroić na miarę”. No i pozwoli to także z lepszym skutkiem stosować terapię genową – naprawiać uszkodzone geny.
To jednak pieśń przyszłości. A co można dziś? Trochę już można. Za cenę od kilkudziesięciu do kilkuset złotych można w poradni genetycznej (są takie w każdym większym mieście) sprawdzić, czy nie grozi nam zwiększone ryzyko zachorowania na raka jelita grubego, piersi, jajnika. Jak? Z pobranej do badania próbki krwi izoluje się DNA. Dzięki analizie komputerowej porównuje się fragmenty DNA badanej osoby z wzorcem. Jeśli obraz różni się od prawidłowego, oznacza to, że u pacjenta występuje większe ryzyko choroby.

Nie jesteśmy skazani

Czy jednak to, że w genach odkryjemy ryzyko jakieś choroby, oznacza, że jesteśmy na nią skazani? – O nie! To, że posiadamy mutację w danym genie, nie zawsze oznacza, że musimy zachorować – zaprzecza profesor Jan Lubiński z Pomorskiej Akademii Medycznej, który w 1992 roku otworzył w Ośrodku Nowotworów Dziedzicznych w Szczecinie pierwszą w kraju onkologiczną poradnię genetyczną. – Im lepiej znamy swoje geny, tym lepiej pokierujemy swoim życiem. Kobieta, która ma mutację w genie BRCA1 i o tym nie wie, ma 80-procentowe ryzyko zachorowania na raka piersi albo na raka jajnika w młodym wieku: 40-50 lat. Jeśli jednak będzie tego świadoma, to przez odpowiednie postępowanie doprowadzi do tego, że ryzyko nie przekroczy 10-15 procent.
Po pierwsze, możemy trochę oszukać nasze geny, prowadząc zdrowy tryb życia. Wiedząc, że grozi nam rak piersi, powinnyśmy raczej zrezygnować z hormonalnej antykoncepcji i często przeprowadzać badanie mammograficzne. Jeśli okaże się, że jesteśmy obciążeni zagrożeniem rakiem jelita grubego, raz w roku powinnyśmy wybrać się z wizytą do proktologa. Proste badanie pozwoli wykryć już stan przedrakowy i zamiast ciężkiej operacji wystarczy mały zabieg, by uniknąć poważnej choroby.
Amerykanie odkryli, że mniej więcej u co drugiej kobiety, która ma mutację genu BRCA1 i cierpi na raka piersi czy jajnika, nie ma wcale zachorowań wśród krewnych – ten gen dostaje od ojca, który oczywiście zachorować nie mógł. Rozwój choroby następuje, gdy mamy popsute dwa geny. A załóżmy, że ten wadliwy dostaliśmy tylko od ojca. Teraz musimy dbać o drugą „zdrową” kopię – to drugi pilot, który działa, gdy nawala pierwszy. Jeśli jest sprawny, katastrofy nie będzie.
Jak się o niego troszczyć? Trzeba go osłaniać przed czynnikami, które mogą mu zaszkodzić. Nie pić, nie palić, unikać stresu. Prowadzić zdrowy tryb życia, stosować odpowiednią dietę. Wiadomo, że istnieją substancje działające ochronnie na nasze geny, wzmacniające naszych komórkowych skrybów. To antyutleniacze. Należą do nich na przykład witamina C czy selen.
Możesz więc nie tylko dowiedzieć się, co cię czeka, ale także świadomie kształtować swoją przyszłość. To chyba lepsze od horoskopu.

Gorycz nikotyny

Zaskakująco wielu rzeczy możemy się też dowiedzieć z naszych upodobań kulinarnych. Choćby tego, czy jesteśmy podatni na uzależnienia. Wystarczy sprawdzić, czy ktoś lubi brukselkę, brokuły czy grejpfruty albo przesala zupę, by z dużym prawdopodobieństwem osądzić, czy popadnie w nikotynizm lub będzie miał kłopoty z alkoholem.
Wysuń język i przyjrzyj się mu w lustrze. Dziesiątki małych wypustek na jego powierzchni to tak zwane brodawki języka. Mamy ich trzy rodzaje – nitkowate, grzybopodobne oraz otoczone rowkiem brodawki obwałowane. U podstawy tych ostatnich znajdują się kubki smakowe. To dzięki nim odczuwamy smak. Każdy z nas ma aż 10 tysięcy kubków smakowych – głównie na języku, ale też podniebieniu i migdałkach. O tym jednak, że nie każdy odczuwa smak tak samo, przekonaliśmy się pewnie podczas niejednego obiadu.
Okazuje się, że szczególne znaczenie ma dla naszego zdrowia wrażliwość na gorycz. Nieodczuwanie gorzkiego smaku może zwiększać ryzyko wpadnięcia w nałóg palenia. Nikotyna jest gorzka i u osób nadwrażliwych na gorycz powinna wzbudzać niechęć.
I rzeczywiście. W 2002 roku doświadczenia mające potwierdzić tę hipotezę rozpoczęli naukowcy z Zakładu Farmakologii Instytutu Psychiatrii i Neurologii w Warszawie. – Jeden Polak na pięciu nie odczuwa zbyt intensywnie gorzkiego smaku – mówi kierujący badaniami doktor Przemysław Bieńkowski. – Zbadaliśmy pod tym względem także grupę nałogowych palaczy. Okazuje się, że osoby nadwrażliwe na smak tej substancji 3,5 razy rzadziej palą papierosy niż „ślepi” na gorycz.
– To bardzo ważna zależność – podkreśla Bieńkowski. – Zdolność odczuwania smaku jest zapisana w naszych genach i raczej nie zmienia się w ciągu życia.
Jest duże prawdopodobieństwo, że osoby, które nie znoszą gorzkiego smaku, nigdy po papierosy nie sięgną. Natomiast ci, którzy są na niego niewrażliwi, wcześnie zaczną palić. Tych ludzi należałoby intensywniej – jeszcze jako dzieci – objąć programem edukacyjnym.

Żyj sto lat

Naukowe nowinki, doniesienia o odkryciach kolejnego genu czy rodzaju białka często brzmią dla nas egzotycznie. Tymczasem okazuje się, że celem ogromnej większości badań i eksperymentów jest to, co tak bardzo interesuje każdego – odpowiedź na pytanie: co nas czeka? Jacy jesteśmy, czy możemy mieć wpływ na swoją przyszłość? Bo nauka – choć czasem wydaje się tak odległa od zwykłego życia – próbuje nam je wytłumaczyć.
A jeśli wciąż naukowe gadanie wydaje ci się zbyt drętwe i uważasz, że nic z niego dla ciebie nie wynika, zajrzyj na stronę: http://www.livingto100.com (w języku angielskim). Znajduje się tam kwestionariusz, po którego wypełnieniu dowiesz się, ile lat życia cię czeka.
Głupie gadanie? Nic takiego. Opracował go – na podstawie najnowszej wiedzy medycznej – Tom Perls z Boston University. Masz odwagę zmierzyć się z tą świadomością? Na szczęście nauka to nie bezwzględna wyrocznia – nie zostawia nas sam na sam z wiedzą o przyszłości. Pozwala nam także wpływać na to, co nas spotka. Dlatego zamiast do wróżki, lepiej pójść do lekarza. Od obu dowiesz się, ile lat życia w zdrowiu cię czeka. Ten drugi jednak powie, co zrobić, by zyskać ich więcej. I to naprawdę zadziała!

Urszula Jakubowska Przekrój