Syndrom Piotrusia Pana został po raz pierwszy opisany w 1983 roku przez amerykańskiego psychologa Dana Kileya. Badacz uznał zespół cech takich jak nieodpowiedzialność, narcyzm, lęk przed odrzuceniem i niezdolność do budowania relacji z kobietami za swoistą „chorobę”. Zauważył też, że zespół cech Piotrusia Pana występuje wśród współczesnych mu ludzi dosyć często.Giermek nie chce być rycerzem
W starożytnej Grecji każde pokolenie mężczyzn hartowało się w czasie walki. Wojna prócz tradycyjnego wychowania, w którym wielką rolę odgrywała rywalizacja w ćwiczeniach fizycznych, była tym, co ostatecznie kształtowało człowieka i czyniło go dorosłym – mędrcem albo wojownikiem.
Średniowiecze ze swoimi krwawymi konfliktami, przepełnione religijną egzaltacją, wyraźnie oddzielało wiek męski od chłopięcego. Dla szlachty momentem, w którym chłopiec stawał się mężczyzną, była chwila pasowania na rycerza.
Dziś młody chłopiec nie ma żadnej granicy wyznaczonej przez kulturę społeczeństwa, w którym żyje, granicy, za którą zmieniałby się w kogoś innego – w mężczyznę. W bogatych i stabilnych domach ludzie nie stawiają dzieciom żadnych wymagań i dzieci te oduczają się zdrowej zasady: zapracuj na coś, bo dopiero wtedy będzie to należeć do ciebie. Wszystko jest w zasięgu ręki i wszystko jest łatwe. W biednych domach lub po prostu w takich, gdzie rodzice są zajęci wszystkim, tylko nie dziećmi, nie istnieje żadne wychowanie. Tam młodzież oddaje się marzeniom wypijanym z butelki wina, nie dorasta nigdy, bo po co i do czego? Do takiego życia, jakie widzą w domu? Niewiele osób chce żyć tak jak ich rodzice.
Życie od przyjemności do przyjemności wypełnione fantasmagoriami na własny temat albo filmami, albo dziewczynami, generalnie zabawą. Tak wygląda dzisiejszy Piotruś Pan. Występuje w kilku wersjach. Także kobiecych, bo niedojrzałość nie jest wyłącznie cechą mężczyzn, a rozsądek i mądrość – wyłącznie kobiet. Zjawisko nazywane syndromem Piotrusia Pana kojarzy nam się jednoznacznie negatywnie. Szczególnie mocno odbierają to kobiety, które spotkały na swej drodze „mężczyznę Piotrusia”. W psychologii opis syndromu Piotrusia Pana nie zawiera jednak samych złych cech. Piotruś Pan symbolizuje bowiem także…
Wiek niewinności
Pojęcia puer aeternus (wieczny chłopiec) użył po raz pierwszy Carl Gustaw Jung. W pozytywnym aspekcie jest to osoba obdarzona wielką witalnością, świeżością spojrzenia na świat, pełna radości, nieskalana żadnym „grzechem”. Charakterystyki tej postaci dopełniła uczennica Junga Marie-Luise von Franz, która wychodząc od opisu Małego Księcia określiła wiecznego chłopca jako istotę z rozbudowanym kompleksem matki. Człowieka poszukującego kobiety idealnej, która zastąpiłaby mu więź z matką utraconą w dzieciństwie. Badaczka stwierdziła, że postawa taka prowadzi do homoseksualizmu albo do donżuanizmu. Tak więc można na swej drodze spotkać dobrego i złego Piotrusia Pana.
– To był biedny, bogaty chłopiec – mówi Luiza – mój mąż, mówię o moim mężu, żebyś wiedział dokładnie, co mówię, żebyś wiedział, że dobrze go poznałam. Pierwszy raz spotkaliśmy się na studiach, na imprezie. Wszyscy tańczyli, tylko on siedział na parapecie i palił camela bez filtra. Od razu to zauważyłam i od razu mi się to spodobało. Był zupełnie inny niż wszyscy. Przede wszystkim miał forsę, co było fajną odmianą po moich poprzednich partnerach, przeintelektualizowanych mydłkach bez grosza, którzy cytowali na wyrywki Heideggera. Dużo podróżowaliśmy, właściwie cały czas. Nie pamiętam, kiedy przerwałam studia. To było piękne, ale ile można. Chciałam założyć rodzinę, mieć dom; chciałam, żeby przychodzili do nas jacyś znajomi, ale on nie miał żadnych znajomych. Żył sam. Miał tylko mnie. Zgodził się, żebyśmy gdzieś osiedli. Właściwie było nam wszystko jedno gdzie. Wybraliśmy wybrzeże jednego z ciepłych mórz. Mieszkaliśmy razem przez pół roku i było to najkoszmarniejsze pół roku w moim życiu. On po prostu przestał mnie zauważać. Nie istniałam. Sam to zresztą kiedyś mi powiedział, powiedział, że się zamazuję, że znikam mu sprzed oczu, kiedy tak tu siedzimy. W końcu stwierdził, że to nie dla niego, i wyruszył w świat z inną dziewczyną.
To jest opis przypadku dobrego Piotrusia Pana. Źli zachowują się inaczej. O wiele bardziej nieznośnie.
– Mój był straszny – opowiada Ewa. – Na początku oczywiście nie, kochaliśmy się i w ogóle, ale on miał swoje przyzwyczajenia. W sobotę i niedzielę chodził do kolegów, trochę pili, trochę grali w karty, wracał późno. Nic nie mówiłam. Kiedy nie był z kolegami, siedział przed telewizorem albo przed komputerem i grał. Kiedyś wydał 800 zł na jakąś grę. Myślałam, że go zabiję. Denerwowałam się, ale znosiłam to wszystko, bo go kochałam. Najgorsze zaczęło się, kiedy zwolnili go z pracy. Codziennie chodził na piwo, bez przerwy gadał, że jest do niczego, a ja musiałam temu zaprzeczać i opowiadać mu, jaki jest wspaniały i ile jeszcze osiągnie. Uspokajał się wtedy i siadał do komputera, bił jakieś rekordy, a ja sprzątałam i chodziłam do pracy. Dobrze, że nie mieliśmy dzieci. Rozwiodłam się z nim oczywiście, ale męczyliśmy się z tym długo.
A co z niedojrzałymi kobietami?
Skoro istnieje puer aeternus, musi istnieć także puella aeterna. Istnieje. Jak ją jednak opisać? Kobieta, która żyje aktywnie, ma dużo zainteresowań, pracuje, zdobywa i porzuca mężczyzn, jest wszystkim, tylko nie wieczną dziewczynką. Uwaga! Nie jest ona także wiecznym chłopcem w spódnicy, cech niedojrzałości nie da się przełożyć z jednej płci na drugą tak prosto. Taka kobieta jest po prostu aktywną, dojrzałą istotą świadomą swoich potrzeb i celów, jakie sobie stawia. A duże dziewczynki?
– Siedziałam kiedyś w autobusie i mimowolnie podsłuchałam rozmowę dwóch kobiet – mówi psycholog Joanna Wnuk. – To była matka z córką. Obydwie raczej biedne. Matka doradzała córce natychmiastowe porzucenie mężczyzny, a córka twierdziła, że nie może tego zrobić, bo on jej potrzebuje. Mówiła także o tym, że potrafi wpłynąć na tego człowieka, tak by się zmienił, mówiła nawet, że potrafi go ukarać za jakieś niegodziwe postępki. Z krótkiej rozmowy można było wywnioskować, że ta biedna dziewczyna jest całkowicie uzależniona od swojego nieuczciwego partnera. Taka postawa wydaje mi się dobrym przykładem kobiety niedojrzałej, która za wszelką cenę musi opiekować się mężczyzną i matkować mu. W dodatku takiemu, który ją wykorzystuje i traktuje podle. Niedojrzała kobieta tego nie widzi, widzi tylko swoją „dobroć”, swoje poświęcenie dla niego. Nie oczekuje niczego w zamian, ponieważ życie, jakie prowadzi, jest dla niej jedyną nagrodą i jedynym sensem.
Skrajnym przykładem niedojrzałej kobiety, wiecznej dziewczynki, była bohaterka wielkiej sztuki Tennessee’ego Williamsa „Tramwaj zwany pożądaniem”. Tam bohaterka była po prostu osobą chorą psychicznie i to było przyczyną jej zachowań, ale reprezentowała typ emocjonalnie tożsamy z wieczną dziewczynką.
Kobiety niedojrzałe to nie tylko istoty uzależniające się od słabych mężczyzn. To także panie, które „świecą światłem odbitym”. Podążają za „swoim” mężczyzną, niekoniecznie musi być to mąż lub partner, może być to ktoś, w kim pokładają zaufanie – guru, przewodnik. Takie kobiety często można dostrzec w polityce. Nieraz na wysokich stanowiskach. Ich zadaniem, a same je sobie wyznaczyły, jest informowanie świata o tym, co powiedział guru, i ewentualne chronienie idola przed atakami „niewiernych”. Trudno spodziewać się po takiej osobie samodzielnych decyzji i działań, które mogłyby narazić ją na niełaskę ze strony „jej mężczyzny”. Niedojrzała kobieta pozostaje więc w bezruchu, oczekując na decyzje, które podejmie mężczyzna.
– Nie wiesz, kto to jest niedojrzała kobieta? – pyta mnie Maciej. – Pogadaj z przewodniczącą jakiegokolwiek kółka parafialnego. Od razu się dowiesz. To jest istota, która spełnia się w służbie i spija z ust swojego bóstwa księdza proboszcza nektar mądrości. Zapomni o domu, o dzieciach, o wszystkim, bo trzeba udekorować kościół. Taka była moja żona. Była, choć nadal jesteśmy małżeństwem, bo ona nie chce się rozwieść.
Jak widać, niedojrzałość nie jest jedynie cechą znudzonych, żyjących łatwizną młodych mieszczuchów. To by było za proste.
Kamil Łukowski, www.o2.pl