Czy od oglądania telewizji staniesz się mądrzejszy? Raczej nie – w „New York Times Magazine” Steven Johnson napisał, że oglądanie telewizji pozytywnie wpływa na rozwój intelektualny widzów. Chyba sama muszę oglądać jej dużo więcej, bowiem nie widzę sensu w wywodach Johnsona.Upraszczając, autor stwierdza, że w przeciągu ostatnich dwudziestu lat programy telewizyjne stopniowo stawały się coraz bardziej wyrafinowane, dzięki czemu teraz widzowie wytrenowani niczym szczury w labiryncie potrafią śledzić jednocześnie kilkanaście oddzielnych wątków w serialu „Rodzina Soprano”.
Innymi słowy, jeśli dobrze zrozumiałam, oglądanie telewizji uczy cię… w jaki sposób oglądać telewizję. Prawdę tę pojęli już twórcy programów dla dzieci takich jak „Teletubisie”, które są w gruncie rzeczy podręcznikiem podstaw wegetacji dla najmłodszych.
Dopóki Johnson pisze o inteligencji w kategoriach naukowo-poznawczych, jego wywody wydają się być sensowne. Ci z nas, którzy dorastali w epoce popularności „Posterunku przy Hill Street” (którą można porównać z epoką kamienia łupanego w historii ludzkości) są rzeczywiście lepiej niż poprzednie pokolenie przystosowani do oglądania skomplikowanych dziejów rodziny Soprano. Ale czy jest to jednoznaczne z posiadaniem przewagi intelektualnej?
Publicysta „N.Y. Timesa” nie uwzględnia wpływu, jaki wywiera na widzów 16 minut reklam wplecionych w każdy odcinek serialu „24 godziny”. Beztrosko prześlizguje się nad zarzutami wobec sposobu pokazywania w tym programie muzułmańskich terrorystów i scen tortur. Johnson koncentruje się na tym, jak formalna struktura serialu uczy nas skupiania uwagi, wyciągania wniosków, śledzenia zmiennych relacji między bohaterami.
Moim zdaniem „24 godziny” to doskonały przykład telewizyjnego show, który zajmuje świadomość widza zawiłą intrygą, jednocześnie czynnie zniechęcając go do rozważań nad etyką przedstawianych postaci. „24 godziny” uczą myśleć co najwyżej o następnym odcinku serialu.
Wnioski wyciągane w artykule „Telewizja czyni cię mądrzejszym” są grubo przesadzone. Z drugiej strony jednak nie potrafię zrozumieć całego anty-telewizyjnego zamieszania jakie ostatnio możemy obserwować
W USA właśnie dobiegł końca Tydzień Wyłączonego Telewizora. Ukazało się mnóstwo artykułów o zjawisku, które Lisa Simpson nazywa „debilizującym” efektem oglądania telewizji.
W wywiadzie dla Slate.com Kalle Lasn, jedna z pomysłodawczyń Tygodnia Wyłączonego Telewizora, opowiada o urządzeniu zwanym TV-B-Gone, które potrafi wyłączyć większość odbiorników telewizyjnych w promieniu do 15 metrów, przywracając ciszę w miejscach publicznych, na lotniskach, w barach i bankach. TV-B-Gone może posłużyć jako narzędzie kontroli społecznej. Jest coś protekcjonalnego w sposobie propagowania TV-B-Gone, czego przykładem jest fragment, w którym Lasn tłumaczy, dlaczego kiedyś nie skorzystała z możliwości tego gadżetu.
– Pewnego razu byłam na lotnisku, gdzie ludzie wpatrywali się w ogromny zestaw ekranów telewizyjnych. Postanowiłam ich nie wyłączać, ponieważ właśnie wyświetlano film przyrodniczy.
Wyłączenie meczu futbolu w barze jest w porządku, jak twierdzi Lasn w dalszej części wywiadu, ale pozbycie się lampartów z terminala lotniczego już nie? A co jeśli TV-B-Gone znajdzie się w ręce nie anty-telewizyjnego aktywisty a prawicowego oszołoma oburzonego stylem życia „Kasi i Tomka” albo obnażoną piersią Janet Jackson? Kto ma decydować, o tym co można oglądać, a co nie?
Jako osoba, która ogląda wyjątkowo dużo telewizji (ale wciąż mniej niż statystyczny Amerykanin), nie uważam tego medium za truciznę rozpuszczającą mózg ani za zbawienny eliksir. W przypadku małych dzieci – łatwej ofiary przemysłu reklamowego – pomysł tygodnia bez telewizji (a nawet całego dzieciństwa) ma sporo sensu. Jednak czy nie powinniśmy założyć, że dorośli mężczyźni i kobiety potrafią sami ocenić, co i kiedy mogą oglądać, tak samo jak decydują, ile drinków mogą wypić w barze? Tydzień Wyłączonego Telewizora jest doskonałą okazją do przetestowania teorii publicysty „N.Y. Timesa” po prostu wyłączcie odbiorniki na parę dni i zobaczcie, czy choć trochę zgłupiejecie.
Dana Stevens tłum. emes/o2.pl