Narkotyki triumfalnie wkroczyły do naszej cywilizacji po I wojnie światowej. Pod koniec XX w. to, co początkowo wydawało się modą, okazało się plagą. Ludzkość zna narkotyki od niepamiętnych czasów. Były elementem ludowej medycyny, wspomagały obrzędy sakralne. Opium przez stulecia stanowiło najskuteczniejszy środek uśmierzający ból, stosowany przy złamaniach, kontuzjach i ranach.Pod koniec XIX wieku zastąpiła go morfina. Jednak problemem społecznym w naszej cywilizacji narkotyki stały się dopiero w XX wieku, a mówiąc dokładniej – po I wojnie światowej. Wprawdzie pierwsza fala mody na narkotyki przyszła wcześniej, lecz miała charakter marginalny. Dotarła do Europy i USA w XIX w. za sprawą dwu grup zawodowych. Pierwszą z nich byli marynarze, którzy w Szanghaju czy Hongkongu odwiedzali palarnie opium. Te lokale – obok burdeli – były w portach wschodnich żelaznym punktem w programie wypoczynku każdego strudzonego żeglarza. Drugą grupę stanowili artyści, którzy eksperymentowali z narkotykami dla pogłębienia wyobraźni i wrażliwości. Robili tak np. poeta Artur Rimbaud i jego kolega Charles Baudelaire. Artyści i marynarze – te dwie grupy stanowiły margines społeczeństwa, niemniej przyczółki na kontynencie europejskim zostały zdobyte.
Aż wreszcie przyszła I wojna światowa, która zmobilizowała 67 milionów ludzi, a 13 milionów uczyniła kalekami. Wiele milionów zostało rannych. Ból ofiar uśmierzano morfiną. Problemu uzależnienia jeszcze nie rozpoznano, więc serwowano narkotyki bez ograniczeń. Jako morfinista wyszedł z wojny np. niemiecki as lotnictwa, późniejszy marszałek Rzeszy Herman Goering. Jeżeli nawet ostrożnie przyjąć, że tylko jedna czwarta traktowanych morfiną popadła w uzależnienie, to i tak między 1914 a 1918 rokiem narodził się nagle w Europie wielomilionowy rynek. A na wielomilionowym rynku można robić wielomilionowe interesy.
Rychło narkotyki stały się modne. Znów zaczęli eksperymentować z nimi artyści, próbując odpowiedzieć na pytanie, jak mogą zmienić postrzeganie świata. Stanisław Ignacy Witkiewicz. malujący obrazy pod wpływem narkotyków, w 1932 r. wydał książkę „Nikotyna, alkohol, kokaina, peyotl, morfina. Apendix” (późniejszy tytuł: „Narkotyki”), sumującą jego doświadczenia.
Stopniowo narkotyki stawały się coraz większym problemem społecznym, a przyczyniło się do tego, paradoksalnie, zniesienie prohibicji w USA. Zakaz produkcji, sprzedaży i przewozu napojów alkoholowych, wprowadzony w 1919 r., obowiązywał tam aż do 1933 r. W tym czasie w Ameryce powstała mafia, organizacja, która z nielegalnego handlu alkoholem ciągnęła niebywałe zyski. Miała rozbudowane struktury, sieć dystrybucji, sposoby legalizowania zysków, polityczny parasol ochronny. Jednak złote czasy skończyły się z dnia na dzień. Po zniesieniu prohibicji butelkę można było legalnie kupić w najbliższym sklepie. Członkowie mafii, przyzwyczajeni do szybkich pieniędzy, szukali dla siebie nowej przestrzeni. Wzrok mafijnych przywódców skierował się więc ku narkotykom. I ku młodzieży, która stała się jednym z najważniejszych podmiotów na rynku.
W XX w. społeczeństwa były coraz bogatsze, okres młodości wydłużył się i stawał wartością samą w sobie. Młodzi ludzie nie aspirowali do dorosłości, wręcz przeciwnie – to dorośli pragnęli w nieskończoność przedłużać swą młodość. Młodzież wytworzyła swoistą kulturę i obyczajowość, której elementem stawały się narkotyki, podsuwane usłużnie przez mafijnych dilerów.
W 1957 r. Jack Kerouac opublikował powieść „W drodze”, która stała się biblią pokolenia beatników (przeczytało ją wtedy pół miliona osób). Pokolenie to kontestowało tradycyjne standardy i normy społeczne , a dla zademonstrowania swego buntu propagowało m.in. używanie narkotyków. W 1966 r. po obu stronach Atlantyku wykiełkował ruch hipisów, głoszący apoteozę wolności w każdej dziedzinie, charakteryzujący się obyczajowym permisywizmem, pacyfizmem i używaniem narkotyków. Pod koniec dekady już połowa młodzieży w USA deklarowała przynależność do tej kontrkultury.
To wtedy do listy uznanych narkotyków dołączyła marihuana. Furorę robiły hasła „Make love not war” („Kochajcie się zamiast walczyć”) i „Keep California green, plant grass” („Utrzymaj zieloną Kalifornię, uprawiaj trawkę”). O powszechności tego specyfiku niech świadczy fakt, że od momentu, gdy został w USA zdelegalizowany w 1967 r., policja zatrzymuje za jego posiadanie ok. 300 tysięcy osób rocznie. A ci zatrzymani to wierzchołek góry lodowej – może 5, może 10 proc. użytkowników.
Nawet były prezydent Bill Clinton przyznał się, że w młodości palił marihuanę. Gdyby zaprzeczył – nikt by mu nie uwierzył, a poza tym na pewno znalazłoby się wielu świadków, którzy zadaliby mu kłam. Wolał więc publicznie bagatelizować sprawę, twierdząc, że wprawdzie palił, ale się nie zaciągał. W styczniu 1980 r. za posiadanie marihuany na lotnisku Narita w Tokio został zatrzymany członek zespołu The Beatles Paul McCartney. Przesiedział 7 dni w areszcie, a gdyby nie interwencja ambasady brytyjskiej, mógł tam spędzić 7 lat. Dziś jest to szanowany przez Koronę szlachcic, sir Paul.
Wielką popularnością cieszyły się także twarde narkotyki. Tragicznym symbolem tej fascynacji jest śmierć z przedawkowania w 1970 r. piosenkarki Janis Joplin. Miała 27 lat. Skoro gwiazdy estrady używały narkotyków, to dlaczego nie miałyby używać ich też miliony fanów na całym świecie? Sex, drugs and rock’n’roll – to hasło pokolenia. Narkotyki znajdują się na drugim miejscu, przed ulubioną muzyką.
Z czasem narkotyczny asortyment stawał się coraz szerszy. Młodzi kontestatorzy sięgnęli po substancje, które zrodziły się w tak znienawidzonych przez nich laboratoriach wojskowych. Taki jest m.in. rodowód „kwasu”, czyli LSD. Jego początki sięgają roku 1953. Na wieść o „praniu mózgów”, dokonywanym przez komunistów na jeńcach wziętych do niewoli w Korei, uczeni w militarnych ośrodkach badawczych zaczęli poszukiwać substancji chemicznej zdolnej odmienić świadomość i zapewnić władzę nad umysłami. Program był ściśle tajny i nosił nazwę „MK Ultra”. Kierował nim Sidney Gottlieb. Jego uwaga skierowała się na dwuetyloamid kwasu d-lizergowego (LSD), odkryty w czasie wojny przez szwajcarskiego chemika. Środek powoduje halucynacje, euforię, niekiedy objawy depersonalizacji – zażywający go odnosi wrażenie, że staje się kimś innym.
Używanie takich środków propagował w tamtych latach guru kultury narkotycznej dr Timothy Leary w wydawanym przez siebie „Psychodelic Review”. Popularności LSD przydawali Beatlesi takimi piosenkami, jak „Lucy In The Sky With Diamods” czy „Magical Mistery Tour”. Inne środki psychodeliczne, tym razem niesyntetyczne, zachwalał Carlos Castaneda w słynnej książce „Nauki don Juana”.
Militarne początki miał też inny narkotyk – amfetamina. Jej historia sięga jeszcze czasów II wojny światowej. Podczas bitwy powietrznej z Niemcami co noc tysiące maszyn RAF startowały z Wysp Brytyjskich, by przelecieć kilka tysięcy kilometrów, zrzucić bomby i wrócić. Piloci cały czas musieli zachowywać czujność i pełną koncentrację. Pomagały im w tym środki pobudzające, opracowywane w laboratoriach naukowych. Tak narodziła się amfetamina. Dalej poszło już szybko – w 1967 roku Amerykanie spożyli 10 milionów tabletek tej używki.
Magia i popularność narkotyków zaczęły blednąć dopiero pod koniec stulecia, kiedy z pełną mocą ujawniły się negatywne konsekwencje ich zażywania. Kult „kwasu” LSD skończył się, bo odmieniał on świadomość nie tylko chwilowo, ale i trwale. Śmiertelny cios heroinie zadano na zjeździe epidemiologów w Atlancie w 1982 r. Tam właśnie przyjęto nazwę AIDS (Acquired Immune Deficiency Synadrome – nabyty zespół niewydolności immunologicznej) dla infekcji komórek HIV. Wirus ten przenosi się, między innymi, przez krew – czyli na przykład przez wielokrotne użycie strzykawki. Wśród narkomanów używających opiatów wstrzykiwanych dożylnie (takich jak heroina) zebrał on potężne żniwo śmierci.
Naukowcy kłócą się, jak nazwać miniony, XX wiek. Jedni powiadają, że to wiek atomu. Inni, że nauki. Jeszcze inni, że był to czas wojen i totalitaryzmów. Wszystko to prawda, ale nie cała. Był to także wiek narkotyków.