„Żuka na chodzie kupię” – takich ogłoszeń w ostatnim czasie zdecydowanie przybyło. Auto może być stare, byle było tanie i miało rejestrację. „Żuk” był niegdyś podstawowym samochodem dostawczym. Wydawać by się mogło, że jego czas już dawno przeminął, a jednak dziś znów przeżywa swój renesans. Dlaczego stary „żuk” znów jest poszukiwany?Wszystko przez 22-procentowy podatek VAT. Nie można go odliczyć od paliwa używanego do aut firmowych nie uznawanych za ciężarowe. Od 1 maja wchodzi w życie ustawa zawierająca wzór wyliczania dopuszczalnej ładowności samochodu osobowego. Po przekroczeniu tego limitu pojazd będzie już ciężarówką.
Zakładając, że samochód ma 5 miejsc siedzących, ta ładowność wyniesie 697 kg. Oznacza to, że ciężarówkami nie będą samochody typu kombi i hatchback oraz część vanów z kratką, mimo że będą mieć homologację jako ciężarowe i wpis w dowodzie rejestracyjnym. Pod względem podatkowym pojazdy te będą traktowane jako samochody osobowe.
Niektórzy przedsiębiorcy, którzy dotychczas koszty paliwa do „ciężarówek-limuzyn” wrzucali w koszty firmy, sporo stracą. Wymyślili jednak obejście przepisów. Kupują „żuka”, czyli ciężarówkę, aby od kosztów kupowanego do niego paliwa odliczyć 22 proc. VAT. Później będą tankować do pełna i przelewać paliwo do limuzyn. Dwadzieścia litrów na sto kilometrów nie powinno nikogo zdziwić, choć w rzeczywistości popularny samochód rodem z Lublina pokona tylko odcinek ze stacji benzynowej do garażu. Oczywiście mogą też tankować na stacji do samochodów z kratką… wpisując na fakturze numery rejestracyjne „żuka”. Podatek rozliczą oczywiście na „żuka”.
– W naszym kraju są zbyt restrykcyjne przepisy i dlatego na każdy pomysł ministerstwa wymyślane są pomysły, jak te nieżyciowe przepisy obejść – powiedział nam Wojciech Drzewiecki, prezes Instytutu Badań Rynku Motoryzacyjnego. – Każdy taki pomysł ministerstwa uszczupla dochody polskich firm, które i tak nie są duże.
Popyt na „żuki”, zwłaszcza najstarsze, a więc i najtańsze, jest w ostatnim czasie ogromny. Cena wywoławcza za 29-letni egzemplarz to 1000 złotych. Na połowę młodsze auto trzeba wydać trzy razy więcej. Na giełdach samochodowych „żuki”, „nysy” czy „tarpany” idą jak świeże bułeczki.
– W ciągu dwóch tygodni otrzymałem kilkanaście telefonów od osób, które były zainteresowane moją „nyską”. Ale jeszcze trochę ją potrzymam i może wyciągnę więcej niż dwa tysiące – mówił nam pan Henryk, który ogłasza się w jednej z radomskich gazet.
/raj/ Echo Dnia