Nudzi cię gra w Call of Duty 2 na Xboksie? Nie zachwyca NFS Most Wanted na twoim wypasionym pececie? Jeśli uważasz, że dzisiejszym grom brakuje miodności, mamy coś dla ciebie: abandonware.W Polsce ukazuje się obecnie ponad sto gier rocznie. Większość z nich to zachwycające grafiką produkcje. Ale gracze narzekają, że nowym tytułom brakuje grywalności (czy miodności) – tego, co powoduje, że człowiek jest w stanie spędzić całą noc przed komputerem odcinając się od reszty świata.

Wielu dzisiejszych trzydziestolatków dobrze pamięta czasy, w których królowały 286-tki i Amigi. I wie, że wtedy – mimo znacznie mniejszych możliwości technicznych – wydawano często gry bardziej wciągające od dzisiejszych bestsellerów.

Większości z tych tytułów nie można już kupić w żadnym sklepie. Oryginalne wydania osiągają na aukcjach internetowych zawrotne ceny. Niektórzy kolekcjonerzy uzbierali kilka tysięcy gier wraz z instrukcjami i opakowaniami. Ich zbiory warte są tyle co dobrej klasy samochód.

Jednak fani starych produkcji nie muszą wydawać fortuny, by pograć w legendarnego Wolfensteina czy Sensible Soccer. W sieci istnieje ruch abandonware, którego celem jest zachowanie i rozpowszechnianie takich staroci.

Podstawową zasadą jest tutaj brak jakichkolwiek opłat – wszystkie gry można ściągnąć za darmo. Oczywiście dotyczy to tylko produkcji, które nie są już sprzedawane w sklepach. Te, które nadal leżą na półkach – jak na przykład Starcraft czy Diablo – wciąż są uznawane za komercyjne tytuły.

Niezależnie od roku wydania, bezpłatne pobieranie gier z sieci zazwyczaj jest nielegalne. Wyjątkiem jest sytuacja, gdy producent zgadza się na taką formę dystrybucji. To jednak rzadkość. Zwykle dany program jest dostępny na serwerze miłośników staroci tak długo, aż twórcy się o tym dowiedzą i zażądają usunięcia plików.

Solą w oku ruchu abandonware jest działalność organizacji ESA (Entertainment Software Association). Jej członkami są tacy giganci rynku gier komputerowych jak Activision, Eidos, Electronic Arts, LucasArts, Microsoft czy Ubisoft. ESA starają się za wszelką cenę ograniczyć liczbę abandonware’owych serwisów.

Jak mówi Cold Hand, jeden z najbardziej zasłużonych dla francuskiego ruchu abandonware ludzi, celem nie jest to, aby ktoś stracił pieniądze; chodzi o ocalenie gier, które mogą za parę lat całkowicie zniknąć. Biorąc pod uwagę, że grupa osób zainteresowanych starymi produkcjami nie jest bardzo duża, dystrybutorom nie opłaca się wznawiać takich tytułów. Fakt, że ktoś ściągnie grę z sieci, nie powoduje więc realnych strat finansowych. Lecz przepisy prawa (i sami twórcy) pozostają nieugięci.

Okres gwałtownego rozwoju ruchu przypada na drugą połowę lat dziewięćdziesiątych. Wtedy to powstała strona Classic Trash, gdzie można było pobrać setki gier na PC, ZX Spectrum czy Commodore 64. Serwis szybko znalazł się jednak na celowniku ISDA (Interactive Digital Software Assocation – poprzednik ESA), stowarzyszenia zajmującego się ochroną praw autorskich. W rezultacie witryna musiała ograniczyć ofertę do freeware’u (oprogramowania dostępnego za darmo), a w 2004 roku zakończyła działalność.

Obecnie największą – i jedną z najstarszych – stron ruchu abandonware jest Home of the Underdogs. Serwis powstał w 1998 roku i jest zwany muzeum gier komputerowych. Dziś oferuje do pobrania kilka tysięcy gier. W ogromnym archiwum możemy znaleźć nie tylko hity sprzed lat, ale również tytuły, które nie były wielkim komercyjnym sukcesem.

Na strony ze starymi grami zaglądają przede wszystkim ludzie około trzydziestki, dobrze pamiętający produkcje z lat dziewięćdziesiątych. Często przykurzonego oprogramowania poszukują również młodsze osoby, które w momencie wydawania Dooma czy pierwszej części Might and Magic były małymi dziećmi. Szukają grywalności i dobrej zabawy, której – jak twierdzą – nie znajdują w nowych tytułach. Ci starsi często chcą po prostu wrócić do przeszłości – przypomnieć sobie jak dawniej wyglądał ekran komputera.

Kiedy już uda nam się pobrać grę, w jej poprawnym uruchomieniu może przeszkadzać moc obliczeniowa dzisiejszych maszyn. Są po prostu za szybkie, co często uniemożliwia zabawę. Współczesne systemy operacyjne, jak na przykład Windows XP, nie radzą sobie najlepiej ze starymi aplikacjami napisanymi pod DOS-a. Nie działa dźwięk, zawodzi sterowanie. Dlatego grupa zapaleńców skupiona w światowym ruchu darmowego software’u stworzyła DosBoxa – emulator starego systemu Microsoftu. Program ten „naśladuje” pracę DOS-a i umożliwia poprawne uruchamianie tytułów publikowanych nawet w latach osiemdziesiątych. Oczywiście istnieją także inne emulatory, pozwalające odpalać aplikacje napisane na Amigę czy ZX Spectrum.

Skoro wiemy już skąd pobrać grę i jak ją uruchomić, warto przyjrzeć się bliżej najlepszym starym wydawnictwom, polecanym przez polski serwis abandonware.pl. Na pierwszym miejscu znalazł się legendarny Doom (1993). – To cudownie prosty sposób na wyżycie się poprzez likwidowanie hord potworów czyhających na ciebie w piekielnych komnatach – stwierdza Andrrew, redaktor witryny.

Wśród najpopularniejszych staroci znalazła się Cywilizacja Sida Meiera (1991) – to na niej oparł się cały gatunek gier turowych. Któż nie marzył o byciu przywódcą wielkiego narodu? Z kolei matką strategii czasu rzeczywistego ochrzczono Dune II (1992). Stała się ona wzorem dla wielu późniejszych gier, jak chociażby Command and Conquer: Red Alert (1996) czy Warcraft.

Wysoko na liście znajduje się także Fallout (1997), połączenie RPG z turową grą taktyczną. Olbrzymi świat, wiele możliwości interakcji, rozbudowane dialogi i świetna jak na tamte czasy grafika – to zdecydowało, że do dziś określamy ten produkt mianem rewolucyjnego. Ważną rolę dla gatunku odegrało także Diablo (1996), stanowiące często dziś kopiowane połączenie RPG i hack’n’slash (gatunku nazywanego w Polsce również „mordobiciem”).

Inne przełomowe produkcje to The Secret of Monkey Island (1990) – jedna z najlepszych przygodówek I Tetris (1985), który jako pierwsza gra przeniósł się z komputerów na telefony komórkowe.

Wojtek Wowra / o2.pl