26 listopada 1974 Simone Veil wygłosiła przed francuskim Zgromadzeniem Narodowym mowę na temat projektu o dopuszczalności przerywania ciąży na życzenie kobiety. Jej wystąpienie właśnie ukazało się drukiem w Polsce. Czy w choć najmniejszym stopniu wpłynie to na tragiczną sytuację w naszym kraju?Macierzyństwo
Niewiele jest kobiet, które nie pragnęłyby mieć dziecka, macierzyństwo stanowi jeden z aspektów ich samorealizacji, a te z nich, które nie poznały tego szczęścia, często z tego powodu cierpią. Dziecko, gdy się już urodzi, rzadko jest odrzucane, dając swej matce swym pierwszym uśmiechem jedną z największych radości w życiu, jednak niektóre kobiety, wskutek poważnych problemów, które spotkały w pewnym momencie ich życia, czują się być niezdolne do zapewnienia dziecku równowagi emocjonalnej, należnej mu troski i opieki. W tej właśnie chwili uczynią one wszystko, by się go pozbyć i nie musieć się nim opiekować. I nikt nie jest w stanie im w tym przeszkodzić. Te same kobiety jednak, kilka miesięcy później, gdy ich życie uczuciowe bądź warunki materialne ulegną zmianie, będą pierwszymi, które pragnęłyby dziecka i stały się najtroskliwszymi z matek. To dla nich właśnie chcemy położyć kres nielegalnej aborcji, której z pewnością by się poddały, ryzykując przy tym bezpłodnością bądź głęboką traumą.
Autorytet i władza wystawione na szwank
Przemówienie Veil, ówczesnej minister zdrowia, trwało zaledwie kilkadziesiąt minut, a sprawiło, iż egzystencjalna kondycja Francuzek zmieniła się diametralnie na długie lata.
Nie można było dłużej patrzeć przez palce na fakty: każdego roku około trzystu tysięcy Francuzek poddawało się nielegalnym zabiegom usuwania ciąży, kwitła w najlepsze popularna i u nas „turystyka aborcyjna”. Lekarze, chcący zerwać z hipokryzją, coraz częściej przyznawali się do wykonywania nielegalnych zabiegów. Veil nazwała taki stan rzeczy po imieniu: władze publiczne nie mogą się już dłużej uchylać od odpowiedzialności. Nie można zapobiec nielegalnie przeprowadzanym aborcjom, nie da się stosować prawa karnego wobec wszystkich kobiet podlegających jego surowym wymogom. Sytuacja jest zła, gdyż otwarcie urąga się prawu, a nawet gorzej – wystawia się je na pośmiewisko. (…) Autorytet i władza Państwa wystawione zostają na szwank. Dalej Veil mówiła: Odmawiam wchodzenia w dyskusję naukową bądź filozoficzną na ten temat, gdyż przesłuchania prowadzone przez komisję dowiodły, że problem ten pozostaje nierozstrzygalny.
Wielokrotnie podkreślała fakt, iż aborcja zawsze stanowi dramat i tym zawsze pozostanie, że każda kobieta, która poddaje się aborcji, nie decyduje się na nią łatwo i z lekkim sercem. Należy zrobić wszystko, by kobietę odwieść od tej ostatecznej decyzji, ale nie można jej niczego zabronić. Mówię to z pełnym przekonaniem: aborcja musi pozostać aktem wyjątkowym, ostatnim ratunkiem w sytuacji bez wyjścia. W jaki jednak sposób przyzwalać na nią, by nie straciła swego wyjątkowego charakteru, by społeczeństwo nie traktowało samego prawa do niej jako zachęty?
Kto rzucił kamieniem?
Kto dziś przejmuje się tymi kobietami, które znalazły się w tak rozpaczliwej sytuacji? Prawo skazuje je nie tylko na hańbę, wstyd i samotność, lecz również na bezimienność i lęk przed ściganiem z urzędu. Zmuszone ukrywać swój stan, zbyt często nie znajdują nikogo, kto by chciał je wysłuchać, udzielić im wyjaśnień, wsparcia, opieki. (…) Ilu, zapominając o swoich sądach moralnych, potrafiło okazać młodym samotnym matkom zrozumienie i udzielić duchowego wsparcia, którego tak bardzo potrzebowały?
Po wygłoszeniu swojego przemówienia Simone Veil została zaatakowana ze wszystkich stron. Dwaj deputowani wyciągnęli przyniesione ze sobą magnetofony, by odtworzyć z nich dźwięki bijącego serca płodu, oskarżając Veil o „ludobójstwo w majestacie prawa”. Inny deputowany powiedział, że otworzono właśnie drzwi prowadzące do pornografii i że dla Szatana, wodzireja tego balu, „antykoncepcja i aborcja stanowią dwa rozdziały tej samej księgi seksualności”. Powoływano się na słowa Huxleya, mówiącego o „eutanazji na życzenie”. Padło nawet zdanie o zorganizowanym i chronionym przez prawo barbarzyństwie, identycznym jak za czasów nazistów. Jak wspomina po latach Simone Veil, najbardziej obraźliwy był dla niej jednak głos mówiący o wrzucaniu ludzkich embrionów do pieca krematoryjnego, porównujący dobrowolne przerywanie ciąży do eksterminacji Żydów. Ich autor nie zdawał sobie zapewne sprawy z przeszłości Veil, która w czasie drugiej wojny światowej przebywała w dwóch obozach: Auschwitz i Bergen-Belsen.
Argumenty
Veil miała wiele niepodważalnych argumentów, przemawiających na korzyść jej poglądów. Wskaźnik urodzeń, na który powołują się stale prolajferzy, nie ma nic wspólnego z restrykcyjnością ustawy antyaborcyjnej. Widać to wyraźnie na przykładzie Francji: w okresie międzywojennym, gdy prawo było bardzo radykalne, odnotowano tam bardzo niski wskaźnik urodzeń. Obecnie, choć we Francji obowiązuje jedna z najbardziej liberalnych ustaw w Europie, kraj ten ma jeden z największych wskaźników urodzeń. Argumentacja pronatalistyczna jest ewidentnie błędna.
Ograniczanie dopuszczalności aborcji tylko do pewnych szczególnych przypadków (wynik gwałtu, kazirodztwa, występowania u płodu poważnej wady genetycznej itd.) jest przyczyną wielu nadużyć ze strony osób, które mają rozstrzygać o tym, czy można dokonać przerwania ciąży. (Widzieliśmy to ostatnio w czasie głośnych w naszym kraju procesów o „złe urodzenie” [przypadek z Łomży] i odmowę aborcji, gdy ciąża była wynikiem gwałtu [Dąbrowa Górnicza]). Tym bardziej, że w takich sytuacjach, kiedy z natury rzeczy czasu do dyspozycji jest niewiele, konieczność zbadania, czy istotnie doszło do gwałtu bądź kazirodztwa, nastręczałaby poważnych trudności, związanych głównie z materiału dowodowego.
Na pytanie, czy oddanie w ręce kobiety decyzji nie jest sprzeczne z zakładanym przez Veil perswazyjnym charakterem ustawy, odpowiedź brzmiała zaskakująco, acz logicznie. Nie jest paradoksem twierdzenie, że kobieta, na której spoczywa całkowity ciężar dokonania owego czynu, poważniej będzie się nad nim zastanawiała niż ta, która będzie miała wrażenie, że decyzja została podjęta za nią przez innych.
Jak perswadować?
„Ustawa Veil” była bardzo przemyślana. Największy nacisk kładła na perswazję. Konieczne jest, aby kobieta nie ponosiła odpowiedzialności w samotności i lęku. Zasadniczą rolę miałby tu do odegrania lekarz, mający poinformować kobietę o ryzyku, z jakim wiąże się przerywanie ciąży i uwrażliwić ją na problem antykoncepcji. Dalsze konsultacje miałyby prowadzić różne organizacje społeczne, pomagające w załatwieniu pomocy finansowej (jeśli decyzja o aborcji miałaby podłoże tej natury) oraz informujące kobietę o możliwości anonimowego porodu i oddania dziecka do adopcji. Celem wszystkich miałoby być przekonanie kobiety do zmiany decyzji. Obowiązkowe miały być dwa wywiady i ośmiodniowy okres przeznaczony na zastanowienie. W tym czasie kobieta powinna zdać sobie sprawę, że chodzi o czyn bardzo poważny, brzemienny w skutki i ostateczny – taki, którego należałoby uniknąć za wszelką cenę.
Koszty usuwania ciąży nie były refundowane przez państwo. Przerywanie ciąży, niemające charakteru terapeutycznego, nie powinno wchodzić w zakres ubezpieczenia społecznego. Jednocześnie dla kobiet najuboższych przewidziano pomoc medyczną. Za konieczne uznano wspieranie przez państwo antykoncepcji. Nie możemy dłużej przymykać oczu na trzysta tysięcy aborcji, które każdego roku okaleczają kobiety w tym kraju, urągają naszemu prawu i upokarzają, bądź stanowią przyczynę urazów psychicznych u tych, które zmuszone są uciekać się do takich rozwiązań, tymi słowami Simone Veil kończyła swoje epokowe przemówienie.
Dziś, dzięki „ustawie Veil” we Francji wykonuje się rocznie dwieście tysięcy aborcji – o sto tysięcy mniej, niż trzydzieści lat temu.
Polska podziemna
Nie sposób nie wspomnieć o sytuacji w naszym kraju. Posłużę się danymi pochodzącymi od Federacji na Rzecz Kobiet i Planowania Rodziny.
Obowiązująca ustawa jest bardzo restrykcyjna. Od 1997 r. polskie prawo dopuszcza możliwość przerwania ciąży w trzech wypadkach:
-Jeśli ciąża stanowi zagrożenie dla życia lub zdrowia kobiety, stwierdzone przez lekarza innego niż ten, który dokonuje przerwania ciąży. Przerwania ciąży dokonuje lekarz w szpitalu.
-Jeśli badania prenatalne lub inne przesłanki medyczne wskazują na duże prawdopodobieństwo ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu (stwierdzone przez lekarza innego niż ten, który dokonuje przerwania ciąży). Przerwania ciąży dokonuje lekarz w szpitalu.
-Jeśli zachodzi potwierdzone przez prokuratora podejrzenie, że ciąża powstała w wyniku czynu zabronionego. Przerwanie ciąży jest w takiej sytuacji dopuszczalne, jeśli od początku ciąży upłynęło nie więcej niż 12 tygodni. Zaistnienie okoliczności uprawniających do przerwania ciąży stwierdza prokurator. Przerwanie ciąży może być w takim wypadku wykonane również w gabinecie prywatnym.
Obecnie, odkąd przerywanie ciąży zostało zdelegalizowane, jest jeszcze trudniej oszacować rzeczywistą liczbę zabiegów w Polsce. Jedno jest pewne – liczby zabiegów podane w oficjalnych statystykach wskazują wyłącznie na to, że legalna aborcja jest coraz trudniej dostępna w szpitalach publicznych i pozwalają przypuszczać, że rozmiar podziemia aborcyjnego jest bardzo duży. Takie przypuszczenia potwierdzają pośrednio również dane demograficzne – spadająca od kilku lat liczba urodzeń, a także sondaże dotyczące stosowania w Polsce antykoncepcji, z których wynika, że jest ono wciąż niewielkie.
Ustawa antyaborcyjna nie zlikwidowała i nie zmniejszyła zjawiska aborcji. Powszechnie wykonywane są nielegalne zabiegi. W wielkim przybliżeniu można mówić o od 80 do 200 tysięcy aborcji rocznie. Nielegalne, bardzo kosztowne zabiegi przerywania ciąży wykonywane są przez lekarzy. Zjawisko to określane jest powszechnie mianem podziemia aborcyjnego. Część kobiet udaje się na zabieg za granicę.
Realizacja ustawy antyaborcyjnej nie wyeliminowała aborcji z przyczyn społecznych, doprowadziła natomiast do bardzo poważnego ograniczenia dostępności przerywania ciąży zgodnego z prawem. W szpitalach publicznych prawie w ogóle nie wykonuje się zabiegów przerywania ciąży. Część klientek podziemia aborcyjnego stanowią kobiety mające prawo do legalnej aborcji, które z rozmaitych względów nie mogły go wyegzekwować. Zjawisko się nasila.
Ustawa antyaborcyjna przyczyniła i wciąż przyczynia się do wielu ludzkich dramatów, powodując rozmaite problemy zdrowotne i życiowe setek tysięcy kobiet w Polsce. Po ostatnich wyborach możemy być pewni, że nic się nie zmieni. Chyba, że dojdzie do zaostrzenia ustawy, jak chcą posłowie LPR. Zaostrzenie przepisów jednak nie zmieni liczby aborcji, ani nie zwiększy liczy urodzeń. Autorytet i władzę wystawia się na szwank, ale przynajmniej sumienia mamy coraz czyściejsze.
Simone Veil, O prawo do aborcji, Sic!, Warszawa 2005 http://www.federa.org.pl/publikacje/raporty/aborcja2000/aborcja2000_2.html
www.o2.pl