Młodzież stawia dziś marihuanę na tej samej półce co alkohol i papierosy. „Newsweek” publikuje najnowsze badania pokazujące, jak marihuana i inne środki przebojem zdobywają klientów. Ganja, ziele, zioło, trawa, stuff, gras. Kręci się z nich blanty, jointy, gibony i batony, nabija nimi lufę.Albo blubę. A potem, uważając na komety, trzeba bakać. By mieć fazę, jazdę, bombę, banię, wystarczą trzy, cztery buchy. Jest kop i wreszcie można się uhahać. Czasami przychodzi co prawda zjazd i zwała. Ale i tak warto jarać siuwax.
Z pojęć związanych z narkotykami można stworzyć słownik nowej gwary. Każdy środek, czynność i stan umysłu miałyby w nim swoje odniesienie. To żywy, ciągle zmieniający się język. I nie posługują się nim wcale ćpuni z dworców kolejowych czy pacjenci ośrodków Monaru. To słowa, których codziennie używają tysiące młodych ludzi.
Marihuana, a w niektórych środowiskach także haszysz i amfetamina, stały się powszechnie akceptowane, powszechnie dostępne i powszechnie stosowane. Moda na branie narasta z każdym rokiem. Skąd ten skręt, dlaczego narkotyki stanęły na jednej półce z alkoholem i tytoniem? I jak do tego doszło?
– Jeszcze kilka lat temu narkotyki były problemem tylko w wielkich aglomeracjach miejskich. Dziś są obecne w miasteczkach, a nawet na wsiach – mówi Renata Anna Wiak z wydziału profilaktyki Komendy Głównej Policji, która analizuje to zjawisko wśród młodzieży. Ale dilerzy narkotykowi rozszerzają swoje rynki nie tylko o prowincję, także o nowe środowiska, rzadko dotąd kojarzone ze środkami odurzającymi.
Igor Ryciak Newsweek