Japońscy bębniarze z grupy Yamato nadają grze na instrumentach perkusyjnych wymiar wielkiej sztuki. Ascetyczna scena, pusta, cicha i mroczna. Punktowe reflektory wyławiają z mroku dwa ogromne, drewniane bębny, majestatycznie wjeżdżające na scenę. Stop.Zza obciągniętych skórą instrumentów wyskakują niewidoczni dotąd bębniarze, którzy wypchnęli je zza kulis. Obaj drobni, szczupli i zwinni, odziani w obcisłe czarne stroje. Przez dwie sekundy gniewnie mierzą się wzrokiem, po czym wyszarpują zza pasków drewniane pałki – i zaczynają perkusyjny pojedynek. Długie włosy trzepoczą im wokół głów, ciała bębniarzy wiją się i gną, obaj kroją powietrze ramionami niczym szermierze – a widzowie wstrzymują oddech, oszołomieni grzmotem, który przenika ich na wylot.
To już nie jest uczta tylko dla ucha. Japońskich bębniarzy z grupy Yamato, którzy dadzą w Polsce tylko dwa koncerty (29 marca w Łodzi i 30 marca w Warszawie), słucha się całym rozwibrowanym ciałem.
W ich show zatytułowanym „Tamashy: Głos serca” liczy się nie tylko „decybelaż”.
– Muzycy Yamato z gry na instrumentach perkusyjnych czynią teatralny spektakl – mówi Wojciech Pęczek, współzałożyciel łódzkiego Centrum Rytmu, które prowadzi popularne w całej Polsce kursy gry na bębnach. W swoich pokazach japońscy perkusiści wykorzystują grę świateł i przedstawiają metaforyczne fabułki.
Zatem na początek specjalność kuchni Yamato: bębniarski pojedynek, wzbogacony przesadnie groźnymi grymasami twarzy, ekspresyjnymi podskokami i donośnymi okrzykami. Tematem kolejnego utworu jest „poetycki poranek nad morzem” – i muzycy przeistaczają się w subtelne istoty, płynną choreografią ruchu ciał naśladujące falowanie morza.
Katarzyna Zalewska Newsweek