Bardzo chciał być lotnikiem – gdy na przeszkodzie stanęli bardzo wymagający lekarze, został modelarzem. Stanisław Słomka od lat buduje szybowce i inne samoloty, a pilotuje je z ziemi.Pochodzi z Krakowa i tam zrodziła się jego pasja. – Marzyłem, żeby zostać lotnikiem. Ale za pierwszym razem lekarz mnie odrzucił, bo miałem skrzywioną przegrodę nosową – opowiada. Nie rezygnował i poddał się operacji usunięcia tej wady. Podczas następnego badania ten sam lekarz nie krył podziwu dla jego poświęcenia. – Mówił, że jeszcze nie słyszał o takim przypadku. Ale w drugim pokoju zostałem odrzucony za brak jednego zęba – mówi pan Stanisław. I dodaje, że w PRL każdego chętnego do latania traktowano jako kandydata na pilota wojskowego i wymagano idealnego zdrowia.
Dziś nie ma już takich restrykcyjnych badań, ale dla pana Stanisława już za późno na latanie. Przeszedł na rentę. Nadal jest jednak lotniczym modelarzem. – To praktycznie całe moje życie – podkreśla, pokazując na dziesiątki modeli szybowców i innych samolotów. Zaczynał je tworzyć jeszcze jako uczeń technikum w Krakowie, od 20 lat powstają w Piekoszowie, gdzie był nauczycielem przedmiotów ścisłych. Pracownię modelarską urządził w piwnicy szkoły. Spędza tam całe dnie, wprowadzając w tajniki trudnej sztuki modelarstwa uczniów. – Na początku roku jest kilkudziesięciu chętnych, a pod koniec zostaje kilku. To nie jest tylko zabawa – podkreśla. Przekonuje, że modelarzem warto zostać. – Nauczy się wszystkiego – jak posługiwać się narzędziem, montażu, pozna elektronikę, wykaże swoją pomysłowość – zachęca.
O swej pasji Słomka może opowiadać godzinami. – Skrzydła robi się ze styropianu, jest 360 różnych profili, lub klasyczną metodą żeber – objaśnia fachowo. Do budowy używa m.in. balsa, bardzo lekkiego i miękkiego drzewa sprowadzanego zza oceanu. Nie jest to tanie. – W tajemnicy przed żoną muszę dokładać czasem – śmieje się.
Opowiada, że modele latają na tzw. fali w warunkach górskich lub na kominie, wykorzystując prąd powietrza niczym bociany wznoszące się w górę. Zdalnie sterowany model może latać nawet dwa dni. Samolocik pana Stanisława po starcie ze wzgórza koło Polichna unosił się w powietrzu pół dnia.
Już nie tak często jak kiedyś, ale nadal startuje w zawodach i bierze udział w rozmaitych pokazach. Przyjął zaproszenie na sobotni piknik w Rykoszynie, promujący zlokalizowanie tam przyszłego portu lotniczego Kielce. Narzeka jednak, że na boisku przy szkole za mało miejsca i dużo śniegu. – Za mała przestrzeń, kto pobiegnie 30 km na godzinę z szybowcem – mówi. Zapowiada jednak, że zaprezentuje modele z silnikami, które buduje rzadziej. – A moi byli modelarze pokażą samolot spalinowy – dodaje.