Nielegalnie w eter

Każdy może robić radio bez koncesji -jedni czynią to legalnie w Internecie – inni wolą dreszczyk emocji. Konstruują lub kupują na aukcjach internetowych nadajniki by potem przy ich pomocy wysłać sygnał w eter.– Dla kogoś po technikum elektronicznym skonstruowanie nadajnika nie stanowi większego problemu. Potem wystarczy już tylko zwykły walkman i mamy proste radio – mówi Bartek, który prowadzi w Lubinie nieopodal Wrocławia piracką rozgłośnię – PRL. Można go słuchać raz w tygodniu w promieniu około 35 km. Młody Lubinianin tłumaczy, że skłoniła go do tego chęć rozpropagowania muzyki, której w komercyjnych stacjach usłyszeć się po prostu nie da.

Piraci w PRL-u
W Internecie można wyczytać, że niektórzy piraci zaczynali od rozwiązywania zadań na maturze przy pomocy łączności radiowej. Byli też i tacy, którym nielegalne radio służyło do buntu przeciwko istniejącemu systemowi. Nadawali niedostępną w innych stacjach muzykę. Dzięki temu bez problemu wygrywali z państwową konkurencją. Jak pisze na swojej stronie Filar – pirat z Bielsko Białej – „Bardzo wielu ludzi słuchało w tych czasach pirackiej stacji. Nie trzeba było robić specjalnej statystyki, bo cała moja i nie tylko moja szkoła o tym trąbiła”.

Urząd kontra piraci
Dzisiaj tego, by nikt nielegalnie nie nadawał w eter pilnują pracownicy Urzędu Regulacji Telekomunikacji i Poczty. Za nadawanie bez koncesji grozi kara do dwóch lat więzienia. – Ciężko jest coś takiego udowodnić. Sam fakt posiadania sprzętu nadawczego przecież nic nie oznacza. Poza tym najbliższy pojazd URTiP-u znajduje się 75 km od Lubina – we Wrocławiu – mówi Bartek. Potwierdza to Łukasz(lukas2fm), który tworzył krakowskie Sweet FM, które stało się częścią Radia Galicja. Oby dwie rozgłośnie w latach 1993-2002 nadawały nielegalnie – Przez kilka lat na antenie podawaliśmy nawet domowy telefon i nic, żadnej kontroli – opowiada.

To, że kontrolerzy URTiP-u potrafią działać skutecznie potwierdziła informacja z początku listopada 2005 roku o zatrzymaniu pirata radiowego z Lublina. Jego radio było słyszalne na częstotliwości 93,8 Mhz w promieniu kilku kilometrów. Łukasz podsumowuje tę informację krótko: – Miał pecha. Zarówno on jak i Bartek dużo pracy włożyli w to, by nikogo przy okazji nadawania nie zakłócać. Bo to właśnie sąsiad, który zamiast RMF FM lub ulubionego programu w telewizji usłyszy pirackie radio jest potencjalnym donosicielem.

Niebezpieczne Fale
Urzędnicy twierdzą, że sprzęt jaki wykorzystują do nadawania piraci nie jest profesjonalny. Niebezpieczna jest choćby możliwość zakłócania łączności lotniczej, policyjnej czy wojskowej. Niedoświadczeni piraci mogą zakłócać również zwykłe rozmowy telefonii komórkowej, a nawet pracę szpitalnej aparatury. Tymczasem zarówno Bartek jak i Łukasz mówią, że jeśli nadawali w eter to przy pomocy zbudowanego zgodnie z obowiązującymi normami sprzętu i o żadnych zakłóceniach nie było mowy. – Teraz do głosu dochodzi nowe pokolenie piratów. Młodzi ludzie kupują sprzęt w Internecie, klną na antenie i cieszą się, że w ogóle udało im się wysłać coś w eter – twierdzi Łukasz. – To prawda. Nadaje już 2 lata. Gdybyśmy zachowywali się nieodpowiedzialnie już pewnie by ktoś nas zakapował, a tak dostaje od 100 do 200 SMS-ów podczas audycji. Przez CB odzywają się też kierowcy ciężarówek i dziękują za dobrą muzę – cieszy się Bartek.

Słuchacze
– Kiedyś prywatna koncesjonowana stacja nadająca w Krakowie robiła badania słuchalności. Okazało się, że nasze pirackie radio ma tyle samo słuchaczy co ona – śmieje się Łukasz. – To niesamowite uczucie gdy wiesz, że ktoś Cię słucha. Tego się nie da opisać – dodaje.

– Kontakt ze słuchaczami tylko motywuje do dalszego nadawania – mówi z kolei Bartek. Lubinianin komunikuje się z nimi przy pomocy komunikatora, simplusa i CB. Nie wpuszcza rozmów na antenę – nie zrobił jeszcze szyfratora sygnału. Bartek w planach ma przenosiny do Wrocławia – na studia. Tam zamierza stworzyć Pirackie Radio Wrocław. – Będę z pewnością nadawał z jednego z Akademickich pokoi – prognozuje.

Radio na żądanie
Pirackie Radio Lubin coraz częściej realizuje prośby słuchaczy o puszczenie konkretnej muzyki. – Często dostaję SMS-y z prośbą o puszczenie jakiejś piosenki. W pięć minut stawiam sprzęt i leci – mówi założyciel PRL-u. To prawdziwe radio na żądanie. Najczęściej utwory zamawia z pracy tato Bartka, który nie widzi nic złego w tym, że syn robi nielegalne radio. – Marzy mi się praca w jednej z legalnie nadających rozgłośni, ale najpierw chciałbym skończyć studia – opowiada Bartek. Łukaszowi znaleźć pracę w komercyjnym radiu się udało. – Jestem szefem techniki jednej z dużych sieci radiowych. Teraz już nie piratuje. Czasami tylko wracam do korzeni i puszczam samą muzykę w eter – mówi Łukasz.

Gazeta Wyborcza