Second hand, lumpeks, szmateks, wyciągalnia – kilka nazw na jedno przedsięwzięcie – sklep z używaną odzieżą. Mimo pozornej nieatrakcyjności noszonych już przez kogoś ubrań, lokali, które je oferują jest coraz więcej, nie tylko na prowincji, ale także w drogich punktach większych miast.Kilka lat temu ubieranie się w takich miejscach świadczyło o ubóstwie lub skrajnej indywidualności. Zbuntowani młodzi ludzie szukali tam marek typu „no name” nie chcąc wspierać komercyjnej machiny, która od piętnastu lat próbuje zawładnąć naszym krajem. Lumpeksy przyciągały punków i grunge’ów gardzących „burżujskimi” fatałaszkami. Wtedy przekopywanie sterty używanych ciuchów nie było niczym chwalebnym, sklepy lokalizowano przede wszystkim w głębi osiedli, w bramach czy w podziemiach szkół i przedszkoli. Wieść o działalności takich punktów przechodziła z ust do ust. Zaznajomieni ze sprzedawcami klienci mogli zawsze liczyć na smakowite kąski spod lady albo na informacje o tym, kiedy będzie następna dostawa.
Skąd się biorą owe dostawy? Z Zachodu, co właściciele pawilonów chętnie podkreślają. Według powszechnej opinii to, co pochodzi „z Zachodu”, mimo że stare i używane, musi być dobre. Nie mija się to do końca z prawdą, ponieważ wśród średniej jakościowo sieczki zawsze znajdą się perełki bardzo drogich w Polsce marek. Państwa, z których sprowadzany jest towar to przede wszystkim Niemcy, Holandia, Francja, Szwajcaria i Anglia. Asortyment pochodzi od organizacji charytatywnych, które zbierają do specjalnych pojemników niepotrzebne artykuły tekstylne – ubrania, buty, torby, plecaki i sprzedają je hurtowo na wagę. Zysk przeznacza się dla najuboższych, a towar jedzie do Polski. U nas funkcjonuje analogiczny proceder – do rozstawionych po miastach kontenerów wrzucamy niepotrzebne rzeczy, z których część PCK przekazuje potrzebującym, a część odsprzedaje.
Niszowa pozycja wyciągalni uległa niedawno zmianie. Gazety wykorzystują w sesjach zdjęciowych ubrania ze szmateksów, a powrót do stylistyki lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych uczynił je ciekawym miejscem nie tylko przy okazji kompletowania garderoby na przebieraną imprezę, ale także na zwyczajne, codzienne zakupy. W cenie jest też moda old school – torby, koszulki, bluzy i kurtki z paskami na rękawach. Gdzie ich szukać, jesli nie w second handach? Lumpeksy wyszły z cienia i zaczęły szturmować coraz większe miasta, aż w końcu zaatakowały i reprezentacyjne miejsca Warszawy. Można je znaleźć przy najbardziej ruchliwych ulicach – w Alejach Jerozolimskich, na Chmielnej, Nowym Świecie, Puławskiej, Grochowskiej. Z małych sklepików coraz częściej zmieniają się w wielkie, nawet trzypiętrowe sklepy z przymierzalniami, licznymi lustrami i przechowalnią plecaków (asortyment nie jest zabezpieczony przed kradzieżą). Ceny za kilogram zależą od sklepu, a także od rodzaju przedmiotów. Inaczej wyceniana jest jest np. bielizna (ok. 60 zł za kg), prześcieradła i firanki, ubrania czy buty. Są się miejsca, gdzie każda sztuka jest indywidualnie wyceniona. Poza tekstyliami coraz częściej sprowadzane są anglojęzyczne książki – obok romansów jest cała masa wartościowych i ciekawych wydawnictw. Zdarzają się też płyty, które można nabyć za symboliczną złotówkę. Jednym słowem wszystko, co ludzie w Anglii czy Francji uznają za zbędne. Obok szmateksów funkcjonują też lokale sprzedające modę retro – końcówki kolekcji znanych firm wycofane ze sprzedaży nawet kilka dekad temu.
Nieprzyjemną stroną tych sklepów są szturmujące je tłumy ludzi. W popularniejszych lokalizacjach coraz ciężej dopchać się do wieszaka, przy którym grzebie nerwowo stadko kochających okazyjne zakupy ludzi. Nie każdemu jednak pasuje świadomość, że to co ma na sobie, nosił wcześniej ktoś inny. Nigdy nie wiadomo kto to był, jak wyglądał i co z konkretną częścią garderoby czynił… Dla uspokojenia wybrednych właściciele wyciągalni zapewniają, że wszystko co znajduje się pod ich dachem było dezynfekowane… Dla pewności przed założeniem warto jednak wyprać swoje zakupy.
Miłośnicy second handów spotykają się na forach internetowych, żeby wymienić się spostrzeżeniami oraz adresami sklepów. Jeśli chcesz być na bieżąco, polecam stronę www.lumpeksy.pl. A jeśli jeszcze nie przełamałeś oporów przed grzebaniem w koszach używanych rzeczy, najwyższa pora to uczynić.
Janka Pomianowska / o2.pl