Mikuś altruista

Bardzo dawno temu – tak dawno, że nikt nie pamięta, św Mikołaj, biskup Miry, odziedziczył pokaźny spadek. Gdyby nasz bohater majątek roztrwonił – dajmy na to – przegrał w karty, lub przepuścił na hulanki i swawole o całej sprawie nikt by zapewne nie usłyszał.Ale Mikołaj był człowiekiem dobrego serca i postanowił wspomóc biednych. Dylemat miał nie lada, bo potrzebujących było wielu. Komu pomóc? Kogo obdarować? – zastanawiał się nasz Mikuś altruista. W końcu zdecydował. Wybór padł na trzy niewiasty, które z powodu ubóstwa grzeszny żywot prowadzić zamierzały. Co było dalej? Otóż, w wielkiej konspiracji wgramolił się przez komin do domu, w którym mieszkały i podarował każdej złotą kulę. Istnieje także wersja, że wszedł kuchennymi drzwiami lub przeleciał przez dziurkę od klucza (sprawa do dzisiaj niewyjaśniona, co kraj to obyczaj). Od tamtej pory, w wigilijny wieczór wręczamy bliskim prezenty – tak już jest i basta!

Jednak historia wręczania podarków jest znacznie starsza niż bożonarodzeniowa tradycja. Z biologicznego punktu widzenia człowiek od zawsze miewał ciągoty do obdarowywania innych. Zjawisko to występuje we wszystkich kulturach, przybierając różne formy.

Mieszkańcy Wysp Trobriandzkich nieustannie, wręcz nałogowo, obdarowują się prezentami. Obyczaj nazywa się kula i można powiedzieć, że kręci się w kółko, ponieważ archipelag ma kształt okręgu. I tak — w lewo płyną naszyjniki z morskich muszli, a w prawo naramienniki. Wszyscy się przy tym radują, tańczą i śpiewają. Słowem — impreza na całego przez okrągły rok.

Krzysztof Kolumb nie miał najmniejszego pojęcia, że droga do Indii prowadzi przez Amerykę. Nie miał również pojęcia, jakim językiem mówi miejscowa ludność. Jednak tubylcom nie trzeba było tłumaczyć co mają robić. Wszyscy wiedzieli o co chodzi — bogowie zstąpili na Ziemię. Powitali więc Kolumba i jego załogę z należnymi honorami, a chwilę później nastąpiła zwyczajowa wymiana prezentów.

Kiedy tak płyniemy po różnych kontynentach, chcąc nie chcąc zahaczamy o psychologię. Każdej wymianie prezentów towarzyszy pewnego rodzaju oczekiwanie. Czego oczekujemy? — Oczekujemy rewanżu. Coś za coś, ale nie byle co. Ja dałem ci czekoladę, a ty dajesz mi gumę do żucia? Krótko mówiąc, miedzy gumą do żucia a czekoladą zachodzi niewspółmierność oczekiwań.

Robert Trivers z Uniwersytetu Harvarda nazywał taką sytuację altruizmem odwzajemnionym. Jesteśmy skłonni coś dać lub pomóc drugiemu, ale w zamian oczekujemy, że ten ktoś zachowa się podobnie. Dostajemy prezent i czujemy, że jesteśmy zobowiązani się odwzajemnić. Jesteśmy z kolei zażenowani, jeśli w zamian nie otrzymamy czegoś równie wartościowego. Wymiana jest obecna wszędzie: w domu, w pracy, w szkole i na podwórku. Okazji jest mnóstwo: imieniny szefa, imieniny dziadka Leopolda i babki Marii, dzień taty i dzień mamy, dzień świstaka i dzień edukacji, dzień powszedni i świąteczny, i tak dalej i tak dalej. Prezent stał się skuteczną bronią — zobowiązuje. Dlatego lepiej obdarowywać niż być obdarowanym. Występuje tu pewna analogia ekonomiczna — lepiej być wierzycielem niż dłużnikiem.

Niektórzy w dobroczynnej desperacji posuwają się do granic absurdu. Na przykład, Indianie z plemienia Kwakiutlów, mieszkający na wyspie Vancouver, dochodzą czasem do wniosku, że ich dobroczynność nie jest wystarczająca. Klasyczna wymiana skór, ryb czy łodzi jest za bardzo, że tak powiem, oklepana i wymaga większych ofiar. Zdarza się, że niszczą swój dobytek, a nawet palą dom, zyskując w ten sposób splendor ziomków. Absurd jest pozorny. Indianie wymieniają dobra materialne na niematerialne. Jest to kwestia prestiżu, pokazania się, awansu w hierarchii plemiennej lub zaimponowania kobiecie. Zjawisko nosi nazwę potlaczu i funkcjonuje według zasady: im większe ofiary, tym większy splendor i lepsze samopoczucie. U nas nikt chałupy nie pali — jeśli już, to kupuje nowe mieszkanie, dom albo samochód. Próżno tu szukać altruizmu, faktem natomiast jest, że takie zachowanie poprawia samopoczucie nabywcy, zdecydowanie nobilituje mężczyznę w oczach kobiety, pustoszy stan konta i budzi zawiść sąsiadów.

Zajmijmy się teraz zjawiskiem rywalizacji dobroczynnej. Wielcy filantropi prześcigają się w swoich ofertach. Obok listy stu najbogatszych, funkcjonuje lista stu miłosiernych osób i instytucji. Działalność charytatywna zwolniona jest od podatku, a dobroczynnych fundacji skolko ugodno. Interes się kręci, nie miejmy jednak złudzeń, że dostajemy coś za darmo. Ofiarodawcy robią na akcjach charytatywnych niezły buisness — promują swoje firmy i własne nazwiska. Szczerość zamiarów przynosi wymierne korzyści. Pieniądze płyną. Czasem zdarza się, że gdzieś wypłyną, ale to już sprawa prokuratury. Daleki jestem od stwierdzenia, że wszyscy darczyńcy oszukują. Wiadomo, że od reguły są wyjątki. Niemniej jednak w powszechnym mniemaniu fundacja, kojarzy się ze złodziejstwem.

Co w takim razie ma robić szczery altruista?
Za kilka dni Boże Narodzenie, stół świąteczny nakryty, pod choinką leżą prezenty. Są wielkie, małe, drogie i tanie. Nieważne jakie. Ważne, abyśmy obdarowali bliskich, nie oczekując wzajemności. Czy to jest w ogóle możliwe? Z tego co powiedziałem wynika, że nie. Zawsze możemy zostać posądzeni o próżność czynienia dobra. Nawet rodzice dają dzieciom prezenty inwestując w swoje geny. Prezent, jest kojarzony z nagrodą za dobre zachowanie, za wyniki w nauce, za spełnienie oczekiwań rodziców — jakby nie patrzeć jest egoistyczny. Oczywiście, w stosunku do dzieci zasada wzajemności nie jest rygorystycznie przestrzegana. Wyróżniamy nasze pociechy, a dla niegrzecznych zawsze jest rózga. Zresztą rózga jest dla wszystkich — tak profilaktycznie, żeby się w głowach nie poprzewracało. Każdy z nas doskonale wie, jaki warunek stawia św. Mikołaj, nim rozda prezenty. Każdy pamięta skruchę i żal okazywany na kolanach starszego pana w śmiesznym czerwonym kubraczku z ciągle odklejającą się brodą.

Przecież to był test na prawdomówność. Test, który zmuszał nas, nieletnich skazańców, aby przyznać się do zbrodni minionego roku. W imię czego? Oczywiście, w imię prezentów. Pamiętacie te pytania: – Kacper, czy byłeś grzeczny?
A ty Zuziu, na pewno nie kłamiesz?
Na pewno – to nie ma altruizmu – powiedziałaby teraz duża Zuzia. Co w takim razie robić?

Najlepiej byłoby nikomu nic nie dawać. Wtedy, nie będziemy musieli niczego oczekiwać a zasada wzajemności pozostanie nieodwzajemniona. Nie będziemy posądzeni o egoizm, o próżność i unikniemy przykrych rozczarowań. Wszystko pięknie ale… No właśnie, pozostaje jedno, małe ale. Czy jesteśmy w stanie wyobrazić sobie święta bez prezentów? Moja wyobraźnia tak daleko nie sięga. Tym bardziej, że Mikuś altruista zostawił i dla mnie coś pod choinką.

Maciej Rybicki