Filiżanka bez herbaty

Jedno z najważniejszych muzeów świata – nowojorskie MoMA (Museum of Modern Art) – odradza się za sprawą genialnego japońskiego architekta. Yoshio Taniguchi jest postawnym srebrnowłosym 67-latkiem, zbyt wysokim, by kupować garnitury w Japonii, i – tak jak projektowane przez niego eleganckie modernistyczne budynki – pełnym spokoju oraz szyku.– Wielu architektów projektuje masę detali – mówi. – Ja próbuję je ukrywać. Jego budynki cechuje niezwykła lekkość – jakby były budowane na przekór materii, z której powstały: stali, szkła, betonu i kamienia.
Kiedy siedem lat temu okazało się, że Taniguchi zaprojektuje nowe Muzeum Sztuki Współczesnej (MoMA) w centrum Manhattanu, wiele osób nie kryło zdziwienia.

Z dziesięciu architektów zaproszonych do prestiżowego konkursu tylko Taniguchi był w Ameryce właściwie nieznany. Co więcej, jego wstępny projekt muzeum wydawał się zwyczajny i niewymyślny – wyglądał jak centrala wielkiej korporacji. Mogło się zatem wydawać, że ma niewielkie szanse w konkurencji z prowokacyjnymi wizjami takich gwiazd architektury, jak Rem Koolhaas czy Herzog & de Meuron. Nawet sam Taniguchi nie wierzył w swoje szanse. Przekonany, że jego prezentacja dla dyrekcji MoMA wyszła fatalnie, skierował kroki wprost do najbliższego baru, aby utopić smutki w kieliszku.

Po niemal czterech latach budowy w przyszłym miesiącu MoMA nareszcie otworzy drzwi swojej eleganckiej modernistycznej siedziby. Budynek kosztował 425 milionów dolarów.

Cathleen McGuigan Newsweek