Cyberslacking to wykorzystywanie internetu do celów prywatnych w godzinach pracy – rzecz przyjemna, tyle że groźna. Zarówno dla nas, jak i dla pracodawców.Jeszcze do niedawna zmorą pracodawców byli pracownicy, którzy do granic możliwości przeciągali przerwy na lunch czy papierosa. W PRL-u było oczywiste, że dzień pracy składał się z picia kawy i długich pogawędek. Dziś już jawnie w pracy lenić się nie można. Wraz z rozwojem internetu, firmy na całym świecie dotknął nowy problem – muszą walczyć z pracownikami, którzy przesiadują przed komputerami, ale niekoniecznie zajmują się pracą. Sprawa dotyczy niemal każdego przedsiębiorstwa, bowiem chyba każdemu pracownikowi zdarzyło się choć raz być cyberslackerem.
Wśród włóczęgów internetowych są też tacy, którzy nieustannie wykorzystują firmową sieć do zabawy lub załatwiania własnych interesów. I właśnie oni, zdaniem pracodawców, najbardziej przyczyniają się obniżenia wydajności firm, a czasem nawet ich upadku. O takich przypadkach głośno było swego czasu w Stanach i Wielkiej Brytanii. Xerox zwolnił 40 pracowników za spędzanie nadmiernej ilości internetowego czasu na grach hazardowych i przeglądaniu stron pornograficznych. Z kolei Rolls-Royce podziękował za pracę pięciu pracownikom którzy używali sieci korporacyjnej do przesyłania twardej pornografii. Były też przypadki zwolnień z prostszą argumentacją: „niewłaściwe wykorzystanie internetu w godzinach pracy”. W efekcie cyberslacking stał się zagrożeniem dla samych pracowników, także tych, którzy złapać się nie dali – pracodawcy zaczęli bowiem monitorować czas pracy, instalować programy szpiegujące, ograniczać dostęp do internetu oraz zakazywać używania określonych programów. Zdecydowali się na takie rozwiązanie, bowiem cyberslacking realnie zaczął się przyczyniać do obniżania dochodów firm.
Jak zostać cyberslackerem? Przepis jest bardzo prosty. Przychodzisz do pracy o dziewiątej i logujesz się na komputerze. Poprzez komunikator witasz się ze swoimi znajomymi: „Cześć,
co słychać, jak się dziś nie wyspałem, jaki fajny film wczoraj oglądałem”. Taka wymiana wrażeń z wieczoru, nocy i poranka zajmuje ci około pół godziny, przeciągając się czasem do godziny, gdy grono znajomych ma styl pracy podobny do twojego. O dziesiątej idziesz do szefa (chcąc porządnie slackować musisz umieć stwarzać pozory) i pytasz jakimi zadaniami masz w najbliższym czasie się zająć. Przy okazji mówisz, że wiele poprzednich zadań było bardzo skomplikowanych i jeszcze ich nie skończyłeś. Po wizycie u szefa obchodzisz kilka firmowych działów i witasz się ze znajomymi. Jeśli jesteś obowiązkowy, po jedenastej zaczynasz pracę. Jednak już o dwunastej przypominasz sobie, że musisz zrobić kilka przelewów za domowe opłaty. Logujesz się więc do swojego internetowego konta. Będąc już w sieci przy okazji sprawdzasz ile Tusk ma procent w dzisiejszym sondażu i jak wygląda nowonarodzony synek Liv Tyler. Odbierasz też pocztę e-mailową i oglądasz kilka fun-filmików, które przesłali ci kumple z zaprzyjaźnionej firmy.
O trzynastej wyruszasz na lunch. Po powrocie nie omieszkasz opowiedzieć atakującym cię przez komunikator znajomym jak fantastyczny makaron właśnie zjadłeś i kogo spotkałeś w firmowej stołówce. W krótkiej rozmowie znajomy pyta cię czy w tym roku jedziesz na narty. „O kurczę” – myślisz sobie. „Na śmierć zapomniałem o sprawdzeniu aktualnych ofert, a przecież to już najwyższy czas zaplanować wyjazd zimowy”. Po piętnastej stwierdzasz, że jest już na tyle późno, że to, co ci dziś pozostaje to jedynie partyjka szachów, postawienie pasjansa, ewentualnie strzelaninka w Quake’a. Na zakończenie sprawdzasz w sieci co grają dziś w twoim ulubionym kinie i wychodzisz. Co ważne, w czasie pracy zawsze masz w oddzielnym oknie otwarty plik z ważnymi dokumentami, nad którymi musisz „ciężko” pracować. Doskonale wiesz, że wciśnięcie przycisków ALT i TAB pozwala ci skoczyć do właściwego okna i jednocześnie uratować się z poważnych opresji.
Ten schemat działania u większości przebiegłych pracowników wygląda bardzo podobnie. Do zabaw, którymi trudnią się w godzinach pracy firmowe obiboki należą również udziały w czatach ze znanymi osobami, pisanie e-maili do znajomych, przesyłanie fotek z wakacji, robienie zakupów w sklepach internetowych czy granie na giełdzie.. Generalnie wszystko, co nie jest związane z wykonywaniem twoich pracowniczych obowiązków. W miejscu pracy, jak wyliczyli amerykańscy naukowcy, ściągana jest też połowa materiałów ze stron pornograficznych.
Czy cyberslacker może się ukrywać? Oczywiście! Sprawny firmowy włóczęga korzysta z programu Donsbosspage, pozwalającego niwelować zbyt długą ciszę, towarzyszącą przeglądaniu stron internetowych – siedząc w sieci zazwyczaj korzystamy z myszki, a nie z klawiatury. Program ze strony www.donsbosspage.com imituje dźwięk klawiszy, dzięki czemu ryzyko złożenia donosu nawet przez sąsiada z pokoju jest mało prawdopodobne.
Jak wynika z amerykańskich badań, aż 90 procent pracowników surfuje po sieci w godzinach pracy w celach prywatnych. Według polskiej ankiety przeprowadzonej przez firmę E-marketing, 47 procent osób uważa, że w pracy do celów prywatnych pracownicy wykorzystują internet bez ograniczeń, a 17 procent – że działają w ukryciu. 22 procent nie jest pewne, ale sądzi, że w ich firmie taki proceder prawdopodobnie ma miejsce. Z kolei w według Instytutu Gallupa aż 10 procent pracowników korzysta z internetu w miejscu pracy ponad 4 godziny dziennie!
Z myślą o tych, którzy uciekają od firmowych obowiązków, tworzone są nawet specjalne serwisy internetowe. Pod adresem www.ishouldbeworking.com znajdziemy wszystko, co znudzonego pracownika mogłoby zaciekawić – krzyżówki, humor biurowy, gry, obrazki. To doskonały azyl dla cyberslackerów, zmęczonych nudzeniem się w pracy. Oni też swoje „nicnierobienie” jakoś muszą odreagować.
Krzysztof Szczepaniak / www.go2.pl