Coraz krótsza młodość młodych

Kiedyś kolejność była taka: szkoła, studia, praca. Dzisiaj młodzi studiują i pracują jednocześnie, szybko też zaczynają dorosłe życie na własny rachunek, z dala od opiekuńczych rodziców.Młodość – okres między dzieciństwem a dojrzałością – w powszechnej opinii uchodzi za najpiękniejszy etap życia. Postrzegany jest jako czas szaleństw, beztroski, prób i błędów, za które nie zawsze ponosi się konsekwencje. Czas niezwykle intensywnego rozwoju emocjonalnego i intelektualnego, ale też czas szukania swojego miejsca w świecie i pomysłu na życie. Kojarzony z brakiem obowiązków i odpowiedzialności, z wolnością i niezależnością, przez wieki urastał do rangi mitu. Stopniowo jednak takie rozumienie młodości odchodzi w przeszłość.

Dzisiejsi młodzi na korzystanie z uroków młodości po prostu nie mają czasu. Rzeczywistość, w jakiej żyją, dyktuje twarde warunki, dlatego robią wszystko, by im sprostać i nie wypaść z obiegu. Perspektywa braku pracy i środków do życia jest dla nich najsilniejszym bodźcem, dlatego nad wszelkie młodzieńcze porywy przedkładają pracę, ciągłe podnoszenie kwalifikacji i zbieranie zawodowego doświadczenia. Skracają dystans między beztroską młodością a odpowiedzialną dorosłością.

– Dzisiejsi młodzi patrzą na życie bardziej perspektywicznie niż pokolenie ich rodziców. Działają metodycznie, drobiazgowo planują swoją przyszłość, chcą mieć kontrolę nad swoim życiem, nie zdawać się tylko na los. Kiedyś kolejność była taka: szkoła, studia, praca, stopniowe dorabianie się wszystkiego. Dzisiaj młodzi studiują i pracują jednocześnie, szybko też zaczynają dorosłe życie na własny rachunek, z dala od opiekuńczych rodziców – mówi Janina Witczak, psycholog pracująca w stołecznej firmie doradztwa personalnego.

O tym, że o własnej przyszłości trzeba pomyśleć stosunkowo szybko przekonała się Karolina Sowa, studentka trzeciego roku prawa. – Idąc na studia nie myślałam o pracy, chciałam po prostu studiować i cieszyć się tym czasem, zanim przyjdą prawdziwe problemy i obowiązki. Jednak już na pierwszych zajęciach wykładowca uświadomił nam, że z samym tylko dyplomem, a bez doświadczenia i co najmniej dwóch certyfikatów potwierdzających znajomość języków obcych, możemy tylko pomarzyć o pracy w zawodzie. Chcąc nie chcą musiałam więc rozejrzeć się za jakimś zajęciem. Pod koniec pierwszego roku udało mi się załapać do kancelarii adwokackiej. Początkowo parzyłam tylko kawę, zajmowałam się korespondencją i segregowaniem papierów, z czasem obowiązków przybyło i mimo, że nie robię jeszcze tego, co chciałabym, wiem, że jestem na najlepszej drodze. Nie obawiam się też, że po dyplomie zostanę z niczym, choć pogodzić pracę i studiowanie prawa naprawdę nie jest lekko.

W podobnej sytuacji co Karolina jest spora grupa młodych. Studiowanie nie jest już, jak kiedyś, czasem poświęconym jedynie zgłębianiu wiedzy i bujnemu życiu towarzyskiemu, ale czasem intensywnej pracy i zdobywania doświadczenia. Młodzi wiedzą, że ci, którzy przez lata studiów nie byli aktywni zawodowo mają niewielkie szanse, że bardziej niż piątka na dyplomie liczy się długie CV. W pierwszej kolejności firmy odrzucają oferty osób bez żadnego doświadczenia – dla nich to oznaka braku życiowej zaradności. Jeśli ktoś przez pięć lat tylko studiował, to znaczy, że może sobie nie poradzić na przykład z dodatkowymi obowiązkami. Idealny kandydat to taki, który ma dyplom, ale i pewne doświadczenie zawodowe, bo skoro pogodził naukę z pracą to znaczy, że umie się zorganizować.

Praca w czasie studiów staje się zjawiskiem powszechnym i normalnym, a ci, którzy poza wykładami nie mają żadnych zawodowych obowiązków, należą do mniejszości i budzą niemałe zdziwienie.

– Znam kilka osób z roku, które jak na razie nigdzie nie pracują i raczej nie mają zamiaru – mówi Agnieszka Meler, studentka czwartego roku ekonomii, pracująca w biurze rachunkowym . – Chodzą na zajęcia, wieczorami snują się po pubach, prowadzą typowe studenckie życie i kompletnie nie myślą o tym, co będzie po studiach. Szczerze mówiąc nie wyobrażam sobie takiego trybu życia i tak bezproduktywnego trwonienia czasu, choć z drugiej strony czasami łapię się na myśleniu o tym, że czas przecieka mi przez palce, a wraz z nim ucieka młodość, ale zawsze jest coś za coś. Oni mają imprezy, a ja satysfakcję, że nie wyciągam kasy od rodziców, tylko sama zarabiam na własne utrzymanie.

Dążenie do jak najszybszego osiągnięcia niezależności i samodzielności finansowej staje się dla wielu punktem honoru i oznaką dojrzałości. Młodzi pracują nie tylko ze względu na doświadczenie zawodowe, chcą też materialnie uniezależnić się od rodziców i możliwie szybko znaleźć się na swoim. Ich działania koncentrują się więc na osiągnięciu pewnego szczebla na drabinie społecznej, który zapewni nie tylko materialne bezpieczeństwo, ale i społeczny prestiż.

– To, na jakim poziomie ktoś żyje i jaki wykonuje zawód, zaczyna w społeczeństwie odgrywać coraz większą rolę. Aby „mieć” trzeba być „kimś” i odwrotnie, a wiadomo, że najbardziej liczy się ten, który „ma” i do tego „kimś” jest – tłumaczy Janina Witczak. – Młode pokolenie jest świadome mechanizmów rządzących stosunkami społecznymi. Wiedzą, że jeśli chcą coś osiągnąć, muszą bardzo wcześnie zacząć o to walczyć.

Walka ta jednak wiąże się z dobrowolną rezygnacją z większości tego, co w powszechnej opinii kojarzy się z młodością. Młodzi bez większych dylematów decydują się na dorosłość i gotowi są ponieść wszelkie konsekwencje takiego wyboru. Właściwe ustawienie się w życiu staje się priorytetem, a czas odgrywa w tym rolę niebagatelną, bo im wcześniej zacznie się cały ten proces, tym większa szansa na to, że młodość poświęconą na zabieganie o dostatnią przyszłość będzie można sobie jeszcze kiedyś odbić.

Justyna Szymańska / o2.pl