Plaga kradzieży na stanowiskach archeologicznych Korytnicy, od dłuższego czasu nieznani sprawcy przekopują, a przy tym niszczą groby sprzed 2 tysięcy lat.– Tyle grabieży jeszcze nie było – mówi Andrzej Przychodni z wojewódzkiego urzędu ochrony zabytków. Archeolodzy na tamtejszym cmentarzysku pracują już ósmy sezon. W ciągu trzech tygodni znaleźli i zbadali 27 grobów, ale równocześnie znaleźli kilkanaście śladów nielegalnego rozkopania stanowisk archeologicznych. – Niektóre kradzieże były bardzo bezczelne. Gdy zaczęliśmy kopać, w jednym z grobów na głębokości kilkudziesięciu centymetrów znaleźliśmy folię. Podnieśliśmy ją i mogliśmy tylko obejrzeć resztki grobu i rdzy po jakimś dosyć dużym przedmiocie. A z wierzchu wyglądało to jak nienaruszony kawałek leśnego poszycia – opowiada Przychodni. Nie potrafi wyjaśnić, dlaczego ktoś rozłożył folię, a potem całość zasypał ziemią. Nie wiadomo też, co zginęło z tego grobu, bo najważniejsza cześć została przekopana. – Ktoś prawdopodobnie wykrywaczem znalazł metal i dokopał się do np. metalowej zapinki, a resztę przy okazji zniszczył – przypuszcza Przychodni. W innym miejscu, odsłoniętym przez archeologów, okazało się że ktoś zabrał prawdopodobnie popielnicę, czyli naczynie na spopielone zwłoki.
Najmłodsze ślady kopania pochodzą mniej więcej sprzed miesiąca. – Widać, że ktoś szedł z wykrywaczem metalu i kopał, gdzie coś zapiszczało. A tu niektóre zabytki są na głębokości 30-40 centymetrów – mówi Przychodni.
Sami archeolodzy twierdzą, że nie ma możliwości zabezpieczenia całego stanowiska archeologicznego, bo pracują na rozległym, około 9-hektarowym terenie pokrytym gęsto zaroślami.
Przychodni podkreśla, że jego zdaniem, grobów nie rozkopali miejscowi gospodarze. – Oni traktują nas dosyć dobrze i chętnie nam pomagają. Prędzej nasze podejrzenia padają na poszukiwaczy skarbów ze Śląska. Kilka lat temu mieliśmy sygnały, że to oni tu przyjeżdżają – przypomina Przychodni. Później na aukcjach internetowych i wśród handlarzy na Śląsku pojawiły się np. fibule rzymskie, czyli zapinki, o których mówiono, że pochodzą właśnie z Korytnicy.
Archeolodzy zamierzają złożyć zawiadomienie na policję. Krzysztof Skorek z biura prasowego komendy wojewódzkiej policji przyznaje, że takie zgłoszenie to ciężki orzech do zgryzienia. – Całego terenu nie da się upilnować – mówi. Ale podkreśla, że sprawą na pewno się zajmą. – Największe efekty daje współpraca policji z mieszkańcami, bo ci rozpoznają obcych, którzy kręcą się po okolicy i mogą dać nam znać. Tak też będziemy działać teraz – zapowiada Skorek.
Marcin Sztandera Gazeta Wyborcza