Anglojęzyczna Al-Dżazira to tsunami w globalnej wiosce – pokazuje, jak mało znaczy Zachódi jak ciekawy jest świat poza Europą i Ameryką.Trzy, dwa, jeden, zero… start! Na czarnym ekranie rozbłyska symbol stacji, przeplecione złote płomienie, potem rusza czołówka z najważniejszych wydarzeń minionych sześciu lat. Chwilę później wpadamy do najnowocześniejszego studia telewizyjnego na świecie.
Półokrągła ściana z ciekłego kryształu, na której meldują się korespondenci, dwa stanowiska do nadawania wiadomości, wkoło redakcja z dziesiątkami monitorów i tłumem dziennikarzy, wszystko zanurzone w ciepłej poświacie. Gdy nacieszymy już oczy rozmachem i technologicznym przepychem, kamera zbliża się do prezenterów, którzy nienaganną angielszczyzną ogłaszają przełom w świecie globalnych mediów: – Witajcie w angielskiej Al-Dżazirze!
Kto przywykł, że świat kończy się na Europie i Ameryce, będzie zaskoczony. W Al-Dżazirze English wydarzenia dnia to dramat humanitarny w Sudanie, wybory w Kongo, susza w Zimbabwe, negocjacje rządowe w Autonomii Palestyńskiej i Iran jako klucz do pokoju na Bliskim Wschodzie. Stanów Zjednoczonych właściwie nie ma, Europy mogłoby nie być, gdyby nie hiszpański plan pokojowy dla Palestyny i dyskusja o zakazie noszenia chust w Holandii.
Za to zamach w Bagdadzie, o którym donoszą również zachodnie stacje, Al-Dżazira English pokazuje w całej jego brutalności – z kałużami krwi na podłodze bagdadzkiej piekarni, ciałami zabitych, rannymi dziećmi i grzebaniem zmarłych. W odróżnieniu od CNN, gdzie ten sam zamach komentuje amerykański generał, w arabskiej stacji robi to szyicki ajatollah. Oczywiście po angielsku, z silnym akcentem.
Mohammad, jesteś w CNN
Nowy kanał to międzynarodowa wersja pierwszej telewizji informacyjnej świata islamu. Al-Dżazira, po arabsku „półwysep”, narodziła się równo 10 lat temu w Katarze. Pomysł wyszedł od BBC, ale Brytyjczyków zgubił wybór satelity. Gdy jej saudyjskim właścicielom przestała podobać się linia programowa stacji, a stało się to dość szybko, zwyczajnie odcięli jej łącza.
Na to tylko czekał emir Hamad ibn Chalifa as-Sani, władca Kataru, który rok wcześniej obalił swojego ojca wskutek zamachu stanu. Kształcony w Anglii, postępowy, pełen liberalnych pomysłów i bajecznie bogaty emir Hamad za sto milionów dolarów przejął całe zaplecze techniczne i ekipę wyszkoloną przez BBC. Dziś nadaje non stop ze studia w Dausze i oddziałów w Kuala Lumpur, Waszyngtonie i Londynie. Al-Dżazira jest dziś najlepiej rozpoznawalną arabską marką na świecie.
Rozsławiły ją jednak nie katarskie miliony, ale amerykańskie bomby. Gdy w październiku 2001 roku ruszyła inwazja na Afganistan, telewizja emira Hamada jako jedyna emitowała korespondencje na żywo z Kabulu. – Mohammad, jesteś na wizji w CNN… i w BBC…, i w Sky News – usłyszał w słuchawce Katarczyk Kicham, który relacjonował dla stacji pierwszą noc wojny w Afganistanie.
Amerykańska wojna z terrorem była dla Al-Dżaziry pasmem hitów. To do niej Al-Kaida podrzucała kolejne apele ben Ladena i nagrania z egzekucji zachodnich zakładników, to z jej dziennikarzami rozmawiali talibowie i krytyczni wobec Amerykanów przywódcy arabscy. Pokazując wojnę z drugiej strony, Al-Dżazira zyskała ogromną przewagę nad zachodnimi telewizjami, ale ściągnęła też na siebie ciężkie oskarżenia – były sekretarz obrony USA Donald Rumsfeld nazwał ją wprost „telewizją terrorystów”.
– To nieprawda, że Al-Dżazira ma związki z Al-Kaidą czy fundamentalistami. Po prostu dobrze odzwierciedla arabską opinię publiczną, a ta jest politycznie antyamerykańska – mówi „Przekrojowi” Olivier Roy, francuski badacz świata arabskiego. Katarska stacja zbiera cięgi nie tylko od Zachodu – jeszcze bardziej nienawidzą jej arabskie reżimy.
Przez 10 lat stacja emira Hamada stała się czołową telewizją świata arabskiego. Angielska wersja to kolejny krok ekspansji – ma zdobyć dla stacji resztę świata „niezachodniego”, która nie mówi po arabsku. Al-Dżazira English to pierwsza telewizja, w której czas jest globalny – miejsce nadawania wędruje od studia do studia wraz z promieniami słońca.
– W Malezji będzie dziś gorąco – zapowiada z obiecującym uśmiechem wydekoltowana blondynka, al-dżazirowa Pani Chmurka. Ani jedna dziennikarka Al-Dżaziry English nie nosi kwefu czy choćby chusty.
Także pokazywany świat wykracza poza ramy muzułmańskiego konserwatyzmu. Irańska czy saudyjska rodzina może sobie obejrzeć reportaż z plaż Buenos Aires, centrum Dubaju czy uczelni informatycznych Wietnamu. – To na pewno inspiruje i sprawia, że ludzie chcieliby widzieć podobne rzeczy w swoich krajach – twierdzi Lawrence Pintak, szef Centrum Telewizji i Dziennikarstwa „Adham” w Kairze.
Jeszcze silniejsze jego zdaniem jest oddziaływanie polityczne Al-Dżaziry. Na Bliskim Wschodzie, gdzie większość mediów jest pod kontrolą władz, katarska telewizja była pierwszym forum niezależnej debaty politycznej. – Właśnie tu ludzie pierwszy raz zobaczyli liderów opozycji ze swoich krajów. Usłyszeli idee i postulaty, o których nikt głośno nie mówił. Zobaczyli, że ich władców można krytykować – mówi Pintak.
Podobnie jest z kwestią religii. Al-Dżazira pokazuje całe spektrum poglądów i nurtów. – Oni uwielbiają organizować debaty w studiu, na przykład między islamskimi feministkami a brodatymi mułłami – mówi Roy.
Zabieg niby prosty, ale na Bliskim Wschodzie nie do przecenienia. W drugiej pod względem popularności stacji na Bliskim Wschodzie, libańskiej Al-Manar, dziennikarki pokazują się wyłącznie w chustach, a najpopularniejsze programy to głównie przemówienia przywódcy Hezbollahu i kreskówki, w których źli Żydzi zmieniają się w świnie i małpy.
A kogo interesuje zachód?
– W środowisku dziennikarskim przez kilka tygodni toczyła się dyskusja, czy Al-Dżazira English ma być po prostu tłumaczoną wersją arabskiego pierwowzoru, czy też zupełnie nową jakością. Stanęło na tym drugim – mówi Lawrence Pintak.
Nowa jakość polega na skupieniu uwagi na krajach rozwijających się i wschodzących potęgach. Inaczej niż arabska Al-Dżazira nowy kanał jest adresowany do mieszkańców Afryki, Azji Południowo-Wschodniej, Indii. Ale entuzjastyczne recenzje płyną także od widzów z USA czy Europy Zachodniej zmęczonych formułą zachodnich mediów. „Wreszcie alternatywa dla CNN” – głoszą radosne posty na forach internetowych.
Tę popularność (80 milionów widzów po tygodniu emisji) trudno wytłumaczyć zwykłą ciekawością czy antyamerykanizmem. Według Hugh Milesa, autora książki o katarskiej stacji, tajemnica sukcesu tkwi nie tylko w tym co, ale przede wszystkim jak pokazuje Al-Dżazira English. – Oni opisują świat poprzez historie zwykłych ludzi, a nie polityków. Gdy BBC relacjonowało w ubiegłym tygodniu spotkanie Busha z Putinem, nadawali reportaż o 14-latce z Darfuru – mówi Miles.
Jedno jest pewne: Al-Dżazira English to jedyna telewizja o globalnym zasięgu, która nie patrzy na świat oczami Zachodu. Pod koniec lat 70. amerykański politolog palestyńskiego pochodzenia Edward Said opublikował książkę „Orientalizm”, a w niej tezę, że obraz Bliskiego Wschodu był od wieków kształtowany przez Zachód. W Al-Dżazirze role się odwracają. Teraz to Orient pokazuje nam, jak widzi Okcydent. A raczej jak go prawie nie widzi w natłoku spraw z Afryki, Azji, Ameryki Południowej i swoich własnych.
Światowa rywalizacja kanałów informacyjnych
Al-Dżazira English dołącza do zatłoczonego rynku. Do walki o globalnego widza szykują się także inne regionalne stacje informacyjne: rosyjska Russia Today, Channel News i chińska CCTV International. Na Zachodzie króluje wciąż CNN.
Joanna Woźniczko Przekrój