50 km w obszarze zabudowanym

Już za kilka miesięcy w obszarze zabudowanym będziemy jeździć z prędkością 50 km/godz., a nie jak dotychczas „sześćdziesiątką”. Powodem zmian jest dostosowanie polskiego kodeksu ruchu drogowego do przepisów unijnych. Tym razem jednak trzeba uwierzyć, że urzędnicy robią coś dla naszego dobra.Dane nie kłamią -,po wprowadzeniu w Warszawie ograniczenia do 50 km/godz. liczba śmiertelnych wypadków spadła aż o… 40 procent. Tylko czy kierowcy będą się stosować do nowych przepisów?

3 lutego, na wniosek Ministerstwa Infrastruktury rząd przyjął projekt ustawy o zmianie kodeksu drogowego. Najistotniejszą nowelizacją jest ograniczenie prędkości w obszarze zabudowanym z 60 do 50 km/godz. To kolejny element dostosowania prawa polskiego do unijnego.

Jesteśmy jednym z niewielu państw, gdzie w miastach jeździ się jeszcze „sześćdziesiątką”. Mniejsza prędkość obowiązuje między innymi w Szwajcarii, Danii, Francji, Belgii, Hiszpanii i Portugalii, a także w niektórych krajach Europy Wschodniej, na przykład na Węgrzech. Ograniczenie do 50 km/godz. wprowadzono też na obszarze gminy Warszawa-Centrum.

Ofiar znacznie mniej

– W ciągu roku liczba ofiar śmiertelnych zmniejszyła się w Warszawie o 40 procent. Na Węgrzech spadła o 25 procent. Podobnie we Francji – informuje Andrzej Grzegorczyk, dyrektor Krajowej Rady Bezpieczeństwa na rzecz Ruchu Drogowego w Ministerstwie Infrastruktury. – Po pierwsze projekt dotyczy obszarowego ograniczenia prędkości.

W założeniach, w dużych miastach, na trasach tranzytowych dopuszczalną prędkość będzie się podnosić nawet do 80 kilometrów na godzinę. Na innych ulicach będzie „pięćdziesiątka”. W gęstej zabudowie przy obecnym natężeniu ruchu i tak trudno szybciej się poruszać – wyjaśnia dyrektor. – Generalnie przyjmuje się, że ograniczenie prędkości o 10 kilometrów na godzinę powoduje zmniejszenie liczby ofiar śmiertelnych o 10 procent.

Gdy wprowadzimy zmiany, to 550 osób rocznie pozostanie przy życiu. Zmniejszą się też koszty hospitalizacji, odszkodowań, nie wspominając o niewymiernych ludzkich dramatach – wyjaśnia dyrektor Grzegorczyk. – Po wprowadzeniu zmian w Warszawie gołym okiem widać, że kierowcy jeżdżą wolniej. Chodzi o zmianę ich świadomości i przyzwyczajenia. Wiedzą już, że nie ma sensu się rozpędzać, skoro i tak zatrzymają się przy następnych światłach – dodaje.

Kierowcy i tak robią swoje…

Istotną rolę po wprowadzeniu zmian odegra policja, która powinna pilnować nowego porządku. – Przyjęło się, że jak jest ograniczenie do 60 kilometrów na godzinę, to kierowcy jeżdżą szybciej o około 10 kilometrów na godzinę. Należy się spodziewać, że ograniczenie prędkości nie zmieni tego nawyku, dlatego rzeczywista prędkość będzie wynosić tyle, co obecnie dopuszczalna, czyli 60 – zauważa podinspektor Zdzisław Tatar ze Świętokrzyskiej Komendy Wojewódzkiej Policji. – Jednak nawet biorąc taką poprawkę, prędkość i tak się zmniejszy, co powinno poprawić bezpieczeństwo.

Obecnie 90 procent zdarzeń drogowych wynika z nadmiernej prędkości i jej niedostosowania do warunków panujących na drodze. Mamy jednak urządzenia, które rejestrują piracką jazdę i robią zdjęcia, wtedy nie ma przeproś – mówi funkcjonariusz.

…i nie wierzą w poprawę

Fotoradary działają w Kielcach. Są postrachem kierowców. W stolicy województwa w pierwszym tygodniu urządzenie zrobiło 216 zdjęć, miesiąc później… tylko jedno. Kierowcy już wieszają psy na ministerialnych urzędnikach. – Jeszcze zmniejszyć prędkość? Przecież już dziś i tak mało kto jeździ „sześćdziesiątką”.

To będzie kolejny martwy przepis – mówi kielczanin parkujący auto przy ulicy Targowej w Kielcach. Taka opinia jest chyba powszechna, a świadczyć może o tym sondaż przeprowadzony na stronach internetowych Ministerstwa Infrastruktury. Na pytanie, czy po ograniczeniu prędkości do 50 km/godz. zwiększy się bezpieczeństwo, 30 procent osób odpowiedziało, że tak, aż 68 procent – „nie”. Trzy procent nie miało zdania.

Jarosław Skrzydło Echo Dnia