Stare, ale jare …

Moda na starocie nie tylko nie przemija, ale wręcz przybiera na sile – pamiętacie odcinek „Czterdziestolatka”, gdy Stefan Karwowski jako nowo mianowany dyrektor remontował swoje mieszkanie?Poza łuczkami, szafami i lustrami w M-3 w wielkiej płycie niezbędny okazał się portret przodka, kupiony w Desie za spore pieniądze.

Od lat na rynku działają kolekcjonerzy i handlarze starzyzną. Sprzedają prawdziwe skarby, odrestaurowane, wypieszczone i niezwykle cenne. Bazar na Kole w Warszawie, pchli targ na krakowskim Kazimierzu cieszą się niesłabnącym powodzeniem. A i nasza kielecka Giełda Kolekcjonera w WDK przyciąga wielu chętnych. Wśród rozglądających się za przedmiotami z kilkudziesięcioletnim (co najmniej) rodowodem można rozpoznać lekarzy, prawników, znawców sztuki i… nowobogackich.

Mnożą się sklepy ze starociami. Poza tradycyjną Desą można odwiedzać komisy, sklepy z antykami, a nawet militariami. Istnieją też antykwariaty internetowe i niezmordowane Allegro (dla miłościwie kupujących), w którym dziennie dochodzi prawdopodobnie do kilkudziesięciu transakcji dotyczących przedmiotów z „historią”.

Po co trzymać w domu stare przedmioty i meble? Jeśli są to antyki, może być to lokata kapitału. Stać na to jednak niewiele osób. Niewiele osób ma także wiedzę pozwalającą zakupić tylko oryginalne, stare i naprawdę cenne przedmioty. Ryzyko falsyfikatu jest bardzo duże. Warto wtedy skorzystać z porad specjalisty: historyka sztuki, muzealnika, czy właściciela galerii. Wiele osób kupuje jednak stare przedmioty z zupełnie innych powodów i w zupełnie innych celach. Jakich? Przyjrzyjmy się grupom odwiedzającym giełdy kolekcjonerskie.

Zacznijmy od nowobogackich. Dla nich zakup starych mebli to prawdziwa polityka i dbanie o wizerunek. Mają już wszystko: piękne wille, czasami dworki, ogrody, samochody. Stylowe meble czy drobiazgi mają dodać nieco materialnej historii ich zasobnym portfelom. Do szczęścia brakuje im tylko portretów przodków, zdjęć prababć, mebli, jakoby odziedziczonych po zamożnym stryju, sreber rodowych używanych przy co wykwintniejszych kolacjach.

Nowobogaccy szukają swojej historii i usprawiedliwienia dla swojego bogactwa. Dużo lepiej przyznać się do wielowiekowej tradycji szlacheckiej niż wiejskiego pochodzenia. Tego kupić nie można, ale dopuszczalne jest otoczenie się przedmiotami, które szlachectwo mogą chociaż sugerować. Ważne jest także, aby przedmioty pasowały do wystroju domu, salonu, charakteru właścicieli. Istotne jest, czy są bogato zdobione, wykonane z cennych materiałów i … nie zniszczone. Tak, to właśnie ta grupa najczęściej pada ofiarą handlarzy starzyzną. Często dumni z zakupów, przekonani o zrobieniu doskonałego interesu nasi nowobogaccy, wracają do domu z nieudanymi replikami, fatalnie odnowionymi przedmiotami i podróbkami.

Na giełdach kolekcjonerskich można spotkać także prawdziwych miłośników ułomnych starych przedmiotów. Nie chodzi tutaj o modę na oldskul, ale raczej miłość do wszystkiego, co stare, rzemieślniczo, a nie maszynowo wyprodukowane. Te przedmioty mają duszę – zachwycają swoim kształtem, drobnymi wyszczerbieniami i… kompletną nieprzydatnością. No bo jak używać czajnika z ułamanym dziubkiem? Nie muszą kosztować dużo, nie muszą wyglądać jak z Desy.

Wielbiciele bibelotów zaglądają na stare strychy, szperają w piwnicach, rozglądają się w śmietnikach za rzeczami wyrzuconymi przez innych. Zbierają przedmioty, odnawiają i nadają im zupełnie inne przeznaczenia. Stara walizka może być przecież skrzynką narzędziową, czajniczek bez pokrywki – mydelniczką lub kubkiem na szczoteczki do zębów, wyszczerbiona waza na zupę – nietypową osłonką doniczki. Do tej wyliczanki bezwzględnie pasują żeliwne nogi do maszyny do szycia, wykorzystywane w wielu domach jako nogi do stolika. To już jednak bardzo wyświechtany pomysł.

Po targach starzyzną wędrują także poszukiwacze minionej epoki. Od kilku lat rozprzestrzenia się moda na przedmioty wyprodukowane w PRL. Płyty winylowe, meblościanki, stare fotele, radia, żyrandole z epoki Gierka, albo nawet Gomułki, blaszane pudełka po ciastkach i czekoladkach, a nawet pudełka zapałek, ordery, legitymacje i plakaty wzywające do czynów społecznych powoli rozprzestrzeniają się w wielu domach młodych ludzi. Istnieje już kilka firm designerskich zajmujących się renowacją mebli z lat 50., 60. i późniejszych, a następnie sprzedających te meble za ceny porównywalne do cen w drogich i ekskluzywnych sklepach meblarskich.

Jeśli ktoś marzy o meblościance, okrągłym stole lub starym stoliku pod telewizor, powinien niezwłocznie udać się do starych komisów meblarskich lub rozejrzeć się, co wyrzucają jego sąsiedzi. Wystarczy te przedmioty oddać do tapicera, pomalować bejcą, odkurzyć, aby niewielkim wysiłkiem i kosztem (stół za 100 zł, zestaw regałów za 300 zł), możemy otoczyć się naprawdę oryginalnymi meblami.

Skąd moda na starzyznę? Jedną z przyczyn jest ujednolicenie mody, globalność produkcyjna dotycząca nie tylko ubrań, butów, ale także mebli. Każdy z nas chce się jakoś wyróżnić, oryginalnie zaprezentować wśród innych, mieć coś, czego nikt inny nie ma. Starocie dają na to szansę. Najprościej i – jeśli ma się wystarczająco dużo zapału i czasu na szperanie – najtaniej – jest postawić na nowoczesnych meblach kilka wiekowych bibelotów: stary dzbanek, cukierniczkę, miseczkę wykonaną z porcelany, metalu, pordzewiały młynek do kawy, stary szklany syfon lub butelkę z napisem „Oranżada”. Mieszkanie od razu wygląda inaczej, a drobne przedmioty budzą podziw i zachwyt wszystkich nas odwiedzających.

Stare przedmioty to także tradycja. Codzienny kontakt z czasami, które odeszły w niepamięć, których nawet nie znaliśmy. Stara patelnia, garnek, młynek, waza, solniczka była przecież przez kogoś używana, była czyimś przedmiotem, lubianym bądź nienawidzonym. Czasami nawet nie wiemy, do czego używano danej rzeczy. Mimo to trzymamy ją na półce, bo nas zachwyca, czujemy jego materialną inność, przynależność do czasów, których już nie ma. Przy bylejakości i tymczasowości współczesnej produkcji masowej, to te drobinki przeszłości przetrwają następne dziesięciolecia, a z każdym rokiem będą nabierać znaczenia nie tylko sentymentalnego, ale i materialnego.

Kieleckie sklepy ze starociami:
Komis Caritas – róg ul. Żeromskiego i Głowackiego (meble),
Desa – ul. Sienkiewicza 28,
Antyki – ul. Piotrkowska 2 (róg Koziej),
Antyki i renowacja starych mebli, ul. Kościuszki 10,
Antyki i militaria, ul. Krakowska 293
Giełda Kolekcjonera, WDK (każda druga sobota miesiąca).