Yoko Ono – terrorystka sztuki

Yes, I’m a Witch (Tak, jestem wiedźmą) to tytuł nowej płyty Yoko Ono, wdowy po Johnie Lennonie – artystka udowadnia tym krążkiem, że dobrze wie, o co chodzi we współczesnej muzyce.Terrorystka sztuki

Pete Townshend z legendarnej angielskiej grupy The Who nazwał Yoko Ono „terrorystką sztuki”. A co robią terroryści? Sieją zamęt. Yoko Ono, od kiedy świat dowiedział się o jej istnieniu, budziła silne kontrowersje. Wielu fanów The Beatles do dzisiejszego dnia nie może jej wybaczyć faktu, że oderwała Lennona od reszty zespołu, doprowadzając do rozpadu jedną z najważniejszych grup w historii muzyki rockowej.

To prawda, niełatwo jest być żoną sławnego męża, a jeszcze trudniej być wdową po nim. W lutym tego roku, na swoje 74 urodziny, Yoko przygotowała gratkę dla miłośników jej twórczości. Po sześciu latach milczenia od ostatniego, średnio przyjętego albumu Blueprint for a Sunrise artystka wypuściła na rynek krążek z remiksami swoich starszych nagrań. Wydawałoby się, że takie odgrzewane kotlety nikogo nie będą w stanie zainteresować, jednak ta płyta to wyjątkowa rzecz. Yoko zaprosiła do współpracy młodych twórców,
którzy przenicowali jej kawałki, często do takich form, że trudno w nich rozpoznać oryginał.

Rzeczywiście wdowa po Lennonie wie, jak zwrócić na siebie uwagę. Chwytliwy tytuł to już połowa sukcesu. Nowy album nosi tytuł Yes, I’m a Witch (Tak, jestem wiedźmą). W tym przypadku nie tylko tytuł, ale i zawartość płyty jest godna uwagi. Zestawienie biorących udział w nagraniach jest imponujący – Craig Armstrong, Peaches, Porcupine Tree, Cat Power, Jason Pierce z grupy Spiritualized czy wreszcie The Flaming Lips.

W ten sposób powstała przedziwna mieszanka, której punktem wspólnym jest głos Yoko Ono. Mamy tu do wyboru i nowoczesne brzmienia, i proste ballady, są wreszcie trudne w odbiorze eksperymenty.

Wpływowa Japonka

Wiekowa wiedźma trzyma się dobrze i wie, w jaki sposób trafić do odbiorcy. Niemal każdy z nowych kawałków nadaje się na radiowy przebój, co ma niemałe znaczenie przy promocji albumu. Z drugiej strony album Yes, I’m a Witch stanowi swoiste podsumowanie kariery Yoko Ono i pouczającą podróż przez style i gatunki muzyczne, które w trakcie jej trwania obserwowała. Nie sposób nie zauważyć, jak wielki wpływ miały jej nagrania na innych twórców, w szczególności zaś na śpiewające kobiety. W utworze Rising, którego produkcją zajął się DJ Spooky, wyraźnie słychać eksperymenty wokalne w stylu Diamandy Galas, kontrowersyjnej wokalistki występującej niedawno w Polsce. Tych śladów na płycie jest więcej, czasem wręcz zaskakujących. W kawałku I’m Moving On wokal Ono przypomina do złudzenia Grace Jones. W skocznej pioseneczce O’oh, przerobionej przez Shitake Monkey prawie na pastisz, wykorzystany został początek utworu fusion Grovera Washingtona Juniora Mister Magic. Z kolei Everyman Everywoman brzmi prawie jak nowa piosenka Dido.

Yoko Ono pokazuje, że nieobcy jej też rockowy pazur. W utworze tytułowym, zmiksowanym przez Brother Brothers, słyszymy ciężkie gitary, których nie powstydziłby się niejeden młody, metalowy band. To pokaz siły, nie bez powodu wybrany na główny kawałek płyty, ale i manifestacja otwartości i młodości ducha Yoko. Zresztą cała płyta jest niezwykle świeża i paradoksalnie, bardzo nowatorska w swoim eklektyzmie.

Awangardowe zainteresowania wokalistki słychać szczególnie w utworze Cambridge 1969/2007, który na warsztat wzięli The Flaming Lips. Na tle zgrzytliwego podkładu, przerywanego sprzężeniami gitar i dziwnymi zagrywkami sekcji dętej, Yoko szaleje wokalnie, wrzeszczy, piszczy i zawodzi jak stara Japonka. Pokazuje w ten sposób, że interesują ją nie tylko przebojowe piosenki, nadające się do puszczania w radiu, ale i zakręcone, nowoczesne dźwięki. Trzeba przyznać, że zarówno w jednych, jak i drugich, odnajduje się znakomicie.

Sławny bitels

Yoko Ono zaczęła muzyczną karierę w roku 1970. Wspólnie z Lennonem wydała wtedy płytę The Plastic Ono Band, przez wielu fanów do dziś uznawaną za jej największe osiągnięcie. Wpływ sławnego bitelsa na kształt całości był niebagatelny. Na dobrą sprawę mogła to być kolejna płyta czwórki z Liverpoolu. Mogła to też być solowa płyta Lennona, z gościnnym udziałem niedawno poślubionej, egzotycznej żony. Lider The Beatles uznał jednak, że wypromuje nazwisko swojej małżonki, pragnąc – w imię miłości – pomóc jej w karierze.

Ślady beatlesowskiego brzmienia słychać też na najnowszej płycie. Choć od premiery debiutu Yoko Ono minęło ponad 30 lat, nie zapomina ona o dorobku Lennona, ale też w swoich dokonaniach nie podpiera się jego sławą i nazwiskiem.

Zanim kontrowersyjna Japonka poznała swego przyszłego męża, zajmowała się sztuką. Rzadziej muzyką, częściej zaś malarstwem, happeningiem i teatrem. Związek z Lennonem otworzył jej nowe możliwości samorealizacji. Mąż pomagał jej w nagraniach, odpowiadał za przeważającą część materiału. Po jego śmierci zajęła się promowaniem niepublikowanych nagrań zmarłego, zaniedbując swoją muzyczną twórczość – często Albumy nagrywała sporadycznie, w dużych odstępach czasu. W sumie, w swojej 37-letniej karierze, ma ich na koncie raptem dwanaście.

Szantaż

A mogło tej płyty nie być. W grudniu nowojorska policja aresztowała 50-letniego Korala Karsana, osobistego szofera artystki, który szantażował ją, żądając dwóch milionów dolarów w zamian za kompromitujące zdjęcia i nagrania jej rozmów. W dwudziestą szóstą rocznicę śmierci Lennona, 8 grudnia 2006 roku, przedstawił anonimowo swoje żądania. W trakcie śledztwa wyszło na jaw, że w razie niespełnienia jego wymagań miał zabić Yoko Ono i jej syna Seana Lennona. Na szczęście do niczego nie doszło.

Nowa płyta Yoko Ono została dobrze przyjęta przez krytyków i fanów. Idąc za ciosem, wdowa po Lennonie przygotowuje kolejną odsłonę remiksów. 23 kwietnia do sklepów trafi album z przeróbkami jej utworów zatytułowany Open the Box. Tym razem wezmą się za nie m.in. Pet Shop Boys i Basement Jaxx.

Dariusz Klimczak,

www.o2.pl