Tajemnica lustracyjnej ustawy, czyli co poeta miał na myśli. Rząd i parlamentarna większość w bogatej, mlekiem i miodem płynącej Polsce ma tę przewagę nad borykającymi się z bezrobociem oraz nędzą własnych obywateli rządami innych krajów europejskich, na przykład Wielkiej Brytanii, Szwajcarii czy Niemiec, że nie musi nudzić społeczeństwa publicznymi debatami o gospodarce, bezrobociu, deficycie budżetowym lub jakimś innym PKB.O służbie zdrowia też nie ma za bardzo co gadać, bo cała Europa wie, że co jak co, ale szpitalnictwo nad Wisłą to światowa czołówka. Dlatego władza w Polsce ma praktycznie jedno zadanie – dbać o dobry humor i samopoczucie pławiącego się w dobrobycie, nieco zgnuśniałego już z nieróbstwa obywatelstwa. Z obowiązku tego władza wywiązuje się na szóstkę.
Wreszcie wybraliśmy właściwych ludzi – cieszy się polska ulica. Przecież za czasów nudziarzy Buzka i Belki czy tego ugrzecznionego gogusia Kwaśniewskiego można było zdechnąć z nudów! Ciągle tylko gospodarka, przyrost, kotwica budżetowa, dobre stosunki z sąsiadami – i tak w koło Macieju. Co nas to obchodzi, skoro cały świat wie, że nasza gospodarka to perpetuum mobile i sama się nakręca? Nauka darmo jest? Jest. Leczenie darmo jest? Jest. Mieszkać gdzie jest? Na razie niby nie ma, ale będzie. Obiecali 3 miliony mieszkań? Obiecali, a jak oni obiecają to mur-beton. Zdolne są, kiedyś nawet księżyc ukradli. Robota jest? A po co robota, jak można nic nie robić i brać z urzędu dobrą kasę? Bezpieczne jesteśmy? Bezpieczne, bo policji na ulicach tyle, że aż strach, a z zewnątrz nikt nam nie podskoczy, bo mamy F16 – cud techniki, który tydzień leciał z Ameryki. To po cholerę nam te gadki o gospodarce? Żeby zanudzić na śmierć?
Obecny rząd wyszedł naprzeciw oczekiwaniom obywateli. Od ponad półtora roku nieprzerwanie trwa kabaret, z którego rży nie tylko lud w Polsce, ale także cała Europa. W antraktach nie mającego końca spektaklu, wystawionego przez operetkowe postacie ze sfer rządzących, dochodzi do utarczek, podjazdów, a nawet otwartych wojen. Szkoda, że z własnym społeczeństwem. Przepełnieni poczuciem dziejowej misji Bracia, wspierani przez ponad dwustu sejmowych przydupasów, wydali wojnę na śmierć i życie większej części swoich obywateli. Wróg czai się wszędzie, układ, który oplata mackami zmurszałą III RP, należy zmiażdżyć, a każdy środek służący temu celowi jest dobry – to doktryna, dzięki realizacji której wkrótce będzie można proklamować powstanie Rzeczypospolitej nr IV, rzecz jasna z Braćmi jako siłą wiodącą na czele.
Na początek usunięto urzędników zatrudnionych przez poprzedni rząd i jego przedstawicieli w terenie – hurtem, jak leci. Potem dobrano się do pracowników tajnych służb, następnie przyszła kolej na artystów sceny, pisarzy, poetów, muzyków, tekściarzy i kabareciarzy, czyli łże elity, które chciano uwalić podatkami. Nie wyszło. Kolejny wróg to korporacje adwokacje, korporacje zrzeszające „wykształciuchów”, czyli ludzi nauki (PAN), lekarze, którym grożono posłaniem w kamasze, nauczyciele, „sitwa sądownicza i prokuratorska”, a nawet sędziowie Trybunału Konstytucyjnego.
Na deser zostawiono dziennikarzy, bo to wróg najniebezpieczniejszy z niebezpiecznych, ponieważ posiada bezpośredni dostęp do ludzkich umysłów. No i potrafi się bronić, więc trzeba było dobrze przygotować akcję. Grunt przygotowały sejmowe przydupasy, a realizację powierzono sprawdzonym inkwizytorom z Instytutu Pamięci Narodowej. Jest to formacja prokuratorsko – policyjna, która posiada wgląd w tajne akta każdego obywatela RP. Ponieważ kierownictwo nowożytnej Inkwizycji wybierane jest z politycznego klucza przez sejmową większość, nie ma żadnej gwarancji, że jest to instytucja w pełni niezależna, jak na przykład niemiecki Instytut Gaucka, i odporna na polityczne naciski. Dowodem na to, że IPN może działać na polityczny obstalunek jest publiczna wypowiedź rzecznika interesu publicznego, sędziego Włodzimierza Olszewskiego. Ujawnił on ostatnio, że Instytut uniemożliwił mu sprawdzenie 21 osób zajmujących stanowiska wojewodów oraz sekretarzy i podsekretarzy stanu w obecnym rządzie.
Ustawa lustracyjna wywołała nienotowane w historii polskiego dziennikarstwa wzburzenie i podział tego środowiska. Ścierają się dwie tezy. Pierwsza, lansowana przez przeciwników lustracji, zarzuca ustawie niekonstytucyjność oraz typowo polityczny charakter. – Uważam, że nawet w czasach PRL nie było aktu prawnego, który w takim stopniu łamałby mi sumienie jak ustawa lustracyjna – mówi prof. Andrzej Romanowski z Uniwersytetu Jagiellońskiego. Popularny dziennikarz Polsatu Tomasz Lis jest zdania, że uchwalona przez sejm lustracja wcale nie służy oczyszczeniu środowiska i tak zwanej przejrzystości osób zaufania publicznego, tylko spełnia rolę politycznej maczugi. Ewa Milewicz z Gazety Wyborczej, ikona polskiego dziennikarstwa, ogłosiła, że w proteście przeciwko wprowadzeniu w życie ustawy godzącej w podstawową wartość, jaką jest nieskrępowana wolność wypowiedzi każdego człowieka, nie podda się lustracji. Podobne oświadczenie wygłosił Piotr Najsztub.
Teza druga, propagowana przez zwolenników lustrowania, opiera się na starej rzymskiej zasadzie „Dura lex, sed lex” – czyli złe prawo, ale jednak prawo. Skoro legalne rząd i parlament takie prawo uchwaliły należy je bezwzględnie przestrzegać. Jest pewna cienkość w tym twierdzeniu, bo przecież Ustawy Norymberskie też były uchwalone przez legalne władze państwa uznawanego naonczas przez wszystkie kraje świata i dopiero po upadku III Rzeszy zostały potępione jako nieludzkie. Mimo to należałem do grona zwolenników tezy nr 2. Może dlatego, że uważam donosicieli i kapusiów za istoty odrażające. Jednak ostatnie wypowiedzi senatora Zbigniewa Romaszewskiego oraz Jarosława Kaczyńskiego ujawniają fałsz i polityczne podłoże ustawy lustracyjnej. Romaszewski w TVN24 oświadczył, że ci właściciele stacji telewizyjnych i radiowych, którzy odmówią zwalniania z pracy osób oskarżonych o współpracę z peerelowskimi służbami specjalnymi, powinni stracić koncesję na nadawanie. Nazajutrz pan premier w wywiadzie dla „Rzepy” ujawnił, że jego zdaniem media elektroniczne III RP tworzyła najgorsza część PRL. Przez nieroztropność Wielkich Inkwizytorów wiadomo wreszcie, co poeta miał na myśli tworząc ustawę lustracyjną – chciał mieć wpływ na usuwanie z anten nieposłusznych i nie po linii dziennikarzy, a przy okazji dysponować batem na ich chlebodawców.
Jest oczywiste, że ustawa mogąca pozbawiać dziennikarza prawa wykonywania zawodu godzi w prawa konstytucyjne obywateli, ponieważ demokratyczne państwo pod żadnym pozorem nie może zakazać komukolwiek swobodnego przekazywania swoich myśli, tak na piśmie, jak i werbalnie. Nawet wielokrotni zabójcy mają prawo pisać w więzieniu książki, scenariusze, sztuki teatralne czy felietony do gazet. Dlatego jest to ustawa zła, która skompromituje polski parlament w skali międzynarowej. Prawdopodobnie pewne jej zapisy zostaną zakwestionowane przez Trybunał Konstytucyjny. Ja jednak poddam się lustracji, bo jestem legalistą. Nie można być legalistą na niby lub na okoliczność, jak na przykład Jacek Żakowski. Legalistą albo się jest, albo nie. Niemniej jednak podpisuję się pod słowami Żakowskiego: IV RP to nie jest moje państwo, bo IV RP jest prawie jak PRL.
Tadeusz Porębski Cooltura