W czasie karnawału wielu z nas chciałoby się poczuć jak uczestnicy Tańca z gwiazdami, warto jednak pamiętać, że tańczenie na ekranie ma długą tradycję.Wolność i seks

Patrick Swayze, gdyby nie zagrał głównej roli w Dirty Dancing, prawdopodobnie byłby dziś podstarzałym, niespełnionym aktorem filmów klasy B. Popularność tego filmu, w Polsce dodatkowo nakręcona przez idiotyczne tłumaczenie tytułu (Wirujący seks),
przerosła nawet samych jego twórców. Nie spodziewali się, że z tej banalnej historii, opartej na muzyce, tańcu i skomplikowanej miłości, zrodzi się taki ogólnoświatowy hit. Jak też wielki kult tańca, który dla wielu po tym filmie stał się symbolem wolności i… seksu.

Przypomnijmy: latem 1963 roku młoda wczasowiczka poznaje starszego od siebie, zdolnego i przystojnego instruktora tańca. Kontuzja partnerki z parkietu zbliża ich do siebie. Rodzi się uczucie, nieakceptowane przez ojca dziewczyny. W happy endzie mamy pamiętną scenę zmysłowego, szalonego tańca kochanków przy dźwiękach przeboju
Billa Medleya i Jennifer Warnes The Time of My Life. Muzyka towarzyszy nam zresztą przez cały film. Ścieżka dźwiękowa z Dirty Dancing stała się nie mniejszym przebojem niż sam obraz, wyreżyserowany przez Emile Ardolino. Po latach ogląda się go z lekkim zażenowaniem, szczególnie z powodu ubiorów i fryzur, ale zarówno taniec, jak i muzyka oparły się próbie czasu.

Dirty Dancing: Havana Nights to luźno powiązana z pierwszym filmem, podobna historia. Obraz powstał 17 lat po pierwowzorze, dlatego też wiekowy Swayze nie mógł zagrać głównej roli. Ale pojawia się w scenariuszu jako doświadczony instruktor tańca. Bohaterka to 18-letnia Katey, która wraz z rodzicami (matka tancerka) przebywa na Kubie. Poznaje tam młodego Javiera, który w nocnym klubie uczy ją salsy i innych gorących latynoskich rytmów. Między młodymi rodzi się uczucie, co z jednej strony komplikuje ich życie, ale z drugiej pozytywnie wpływa na postępy w nauce. W tle niemal cały czas pobrzmiewają żywiołowe rytmy, przy których nogi same rwą się do tańca. Para wygrywa prestiżowy konkurs taneczny w Hawanie, jednak w finale filmu musi się rozstać.

Fenomen wyspy

Skoro już mowa o Hawanie, nie można zapomnieć o dwóch ważnych filmach muzycznych, które rozsławiły Kubę i tamtejsze rytmy. Pierwszy z nich to oczywiście
Buena Vista Social Club. Paradokument w reżyserii Wima Wendersa swój tytuł wziął od popularnego w latach czterdziestych hawańskiego klubu muzycznego. Amerykański gitarzysta Ry Cooder, zafascynowany klimatem wykonywanych w nim starych piosenek, wpadł na karkołomny pomysł odnalezienia ich autorów. Wielu nich już nie żyło, jednak dzięki pomocy młodego kubańskiego muzyka Juana de Marcosa udało mu się namówić do współpracy wielu starych muzyków, nawet takich, którzy już dawno pożegnali się z zawodem. Ekipa weteranów nagrała album, który stał się muzyczną sensacją 1997 roku. Koncert kubańskich dinozaurów w nowojorskim Carnegie Hall dla wielu z nich był życiowym sukcesem i pięknym zwieńczeniem kariery. Sam film, jak i soundtrack, stały się międzynarodowymi hitami, które zwróciły uwagę świata na pełną żaru i emocji muzykę z Kuby.

Pod koniec listopada zeszłego roku ukazał się firmowany przez Buena Vista Social Club album Rhythms del Mundo. To świąteczny zestaw coverów m.in. U2, Radiohead, Stinga, Coldplay w nowych, latynoskich aranżacjach. Dochód ze sprzedaży wpłynie na konto organizacji Artists Project Earth, wspierającej poszkodowanych w katastrofach.

Prawdopodobnie gdyby nie popularność Buena Vista…, nie powstałby film Cuba Feliz, określany jako muzyczny film drogi. Dwójka reżyserów Pascal Letellier i Karim Dridi towarzyszyła w 2000 roku w podróży po Kubie ulicznemu grajkowi Miguelowi Del Moralesowi, zwanemu El Gallo. Ten film to również swoisty dokument. Pokazuje fenomen autentycznej kubańskiej kultury, z jej tańcami i śpiewem na ulicach, spontanicznymi improwizacjami, zabawą. Dzięki wspólnemu muzykowaniu zacierają się wszelkie granice, a szara, smutna rzeczywistość uciskanego narodu odchodzi na dalszy plan za sprawą muzyki i tańca. Ogromne wrażenie robi otwartość tej wyspiarskiej społeczności, jej spontaniczność i umiejętność zatracenia się w zabawie. Ten film to zestaw obowiązkowy nie tylko w karnawale, ale jako filmowy prozac w czasie szarych, zimowych wieczorów.

Zakazany taniec

To może się niektórym wydawać niemożliwe, ale w niektórych stanach Ameryki Północnej taniec był jeszcze do niedawna zabroniony.
Ten absurdalny zakaz był inspiracją do powstania musicalu Footloose. Historia ludzi żyjących w małym miasteczku, w którym taniec jest zakazany, rzeczywiście oparto na faktach. W 1984 roku nakręcono wersję kinową, a dopiero potem spektakl trafił do teatrów, co w przypadku musicali jest raczej rzadkością. Film stał się wielkim przebojem, szczególnie w USA, a ścieżka dźwiękowa zrzuciła z pierwszego miejsca list przebojów samego Michaela Jacksona z jego Thrillerem.

Footloose ma też swoje polskie pierwiastki. Europejską premierę przedstawienia przygotował w 2002 roku Teatr Muzyczny w Gliwicach. Odbiór publiczności był entuzjastyczny, podobnie jak recenzje prasowe. „Dziennik Zachodni” z 18 XI pisał: Zapierająca dech w piersiach choreografia, dynamiczna oprawa muzyczna i świeżość, jaką wprowadzili na scenę młodzi aktorzy, to wielkie zaskoczenie i przyjemność dla widzów.

Cygańskie serce

Na szczęście chyba w żadnym z krajów Europy taniec nie jest zabroniony. A w niektórych, jak chociażby Hiszpania, urósł nawet do rangi sztuki. Flamenco, bo o nim mowa, to żywiołowa, porywająca muzyka andaluzyjskich Cyganów. Nazwa przypuszczalnie pochodzi od łacińskiego słowa „flamma” oznaczającego ogień.
O takiej właśnie płomiennej muzyce i gorącym tańcu opowiada nakręcony w roku 2000 film Vengo. Ta prosta, stara jak świat historia rodzinnej zemsty, z łatwym do przewidzenia zakończeniem, okraszona jest na szczęście potężną dawką elektryzującej muzyki. Główny bohater Caco po śmierci ukochanej córki szuka zapomnienia w alkoholu i szalonych imprezach, na które zaprasza autentycznych muzyków grających flamenco. Perypetiom bohaterów towarzyszą występy coraz to nowych gwiazd, zgrabnie wplecione w akcję. Z prawdziwą przyjemnością oglądamy kruczowłose kobiety, całkowicie oddane tańcowi, i z ciarkami na plecach słuchamy zachrypniętych głosów wokalistów.

Fabuła filmu w reżyserii Tony’ego Gatlifa jest tu tylko pretekstem do przedstawienia egzotycznego romskiego świata, jego zasad, rytuałów, zwyczajów. Ale przede wszystkim ukazania fascynacji kulturą flamenco. Mało jest równie poruszających dokumentów, z takim realizmem i natężeniem oddających ducha tego fascynującego świata, powoli odchodzącego w zapomnienie.

***

Taniec obecny jest we wszystkich kulturach świata. Siłą rzeczy stał się inspiracją do nakręcenia wielu niezapomnianych filmów. Może choć niektóre będą zachętą do twórczego pokręcenia biodrami przed wejściem na karnawałowy parkiet.

Dariusz Klimczak
www.o2.pl