Malutkie, nowoczesne urządzenia, bez których dziś nie wyobrażamy sobie życia, często niepotrzebne, zbędne, ot takie nic. A jednak nosimy je ze sobą, pokazujemy swoim znajomym, ogólnie musimy je mieć. Mowa oczywiście o gadżetach, kiedyś nazwanych duperelami i pierdółkami.W internecie temat gadżetów traktowany jest ze śmiertelną powagą z jednej strony przez jej posiadaczy lub ludzi pożądających kolejnych pierdółek, z drugiej przez dziennikarzy biznesowych, teoretyków i praktyków reklamy. W programie TVN Turbo jest nawet program o takim tytule. Doświadczeni dziennikarze testują nowinki techniczne, a widzowie na forach podpowiadają, co jeszcze warto omówić w programie. ” Gadżet – zobacz, co daje połączenie wyobraźni, wiedzy i technologii. To nowy magazyn, który prezentuje najnowsze zdobycze techniki ułatwiające i umilające nam życie. Przetestujemy wszystko, co jest na topie!!! Od prostych urządzeń do zaawansowanej technologii rodem z filmów science-fiction. Ciekawe pomysły, sprytne rozwiązania, jednym słowem – solidna dawka nowinek, które przydadzą się każdemu!!!” – zapowiada TVN na swojej stronie.
W swoich peregrynacjach cyfrowych trafiłam na szereg rad o tym, jak dobrze wypromować swoją firmę i że absolutnie nie uda się to bez… reklamowych gadżetów. Specjaliści od reklamy udzielają szeregu rad o określaniu grupy docelowej, krytykują tak popularne swego czasu długopisy z nadrukami i kubki ze zdjęciami czy logo danej firmy. Znawcy ostrzegają właścicieli firm przed zbyt kosztownymi, ale i zbyt tanimi gadżetami reklamowymi. Ich zdaniem, zbyt drogie doprowadzą firmy do ruiny, a zbyt tanie zniechęcą klientów.
Podróżując po internetowym świecie gadżetów można natknąć się także… na konkursy na projekt gadżetów. Jeden z nich ogłosiły właśnie władze Kielc. Prezydent czeka na dziecięce projekty maskotek, które mogłyby zareklamować nasze miasto. Konkurs nazywa się „Kiełek” i nieprzypadkowo został ogłoszony przy pomniku dzika stojącym na placu Artystów. Można podejrzewać, że władze miasta liczą, że zamiast znanej od wieków Baby Jagi, naszą nowoczesną maskotką stanie się… prehistoryczny dzik z kłami jak mamut. Swoich „idealnych gadżetów’ poszukują galerie, muzea narodowe i inne ośrodki kultury, których o wspieranie gadżeciarstwa z pewnością byśmy nie podejrzewali.
Ale powróćmy do naszych kochanych pierdółek. Dlaczego zbyt tani gadżet ma zniechęcić klienta? I czym naprawdę jest gadżet? Zgodnie ze słownikiem wyrazów obcych PWN, „gadżet to przyrząd, mechanizm, urządzenie, zazwyczaj małych rozmiarów, będące nowością techniki, służące z reguły zaszokowaniu, rozbawieniu kogoś”. Z drugiej strony tak modne ostatnio smycze nie są nowościami techniki, tylko kawałkiem kolorowej tasiemki. Na dodatek gadżety mają swoją modę. Podobno smycze są już passe, a świat reklamy stawia na silikonowe bransoletki i maskotki.
Czy mówimy o nowym telefonie komórkowym, smyczy, maskotce czy łyżeczce do jogurtu, najważniejsza staje się oryginalność, niepowtarzalność przedmiotu oraz fakt, że można go używać w miejscach publicznych. Gadżet, inaczej zwany duperelą ma bowiem spełniać funkcje społeczne. Posiadacz danego gadżetu, pokazuje używając go w miejscu publicznym, że należy do określonej grupy, najczęściej ludzi dążących, goniących za modą, ludzi nowoczesnych, na czasie i… często bogatych.
Temu celowi służą coraz to nowocześniejsze telefony komórkowe z coraz większa ilością funkcji, absolutnie bezużytecznych i takich, bez których z pewnością moglibyśmy się obejść. Ale skoro już je mamy, to dlaczego z nich nie korzystać. Samo posiadanie komórki już nie wystarcza, bo mają ją prawie wszyscy. Należy gonić za coraz nowszym telefonem komórkowym, coraz dziwniejszym dzwonkiem, wbudowanym lepszym aparatem fotograficznym, radiem czy bardziej kolorowym wyświetlaczem. Już nie mogę się doczekać komórek z wodotryskiem, które ochładzałyby ich posiadaczy w dniach wielkich upałów.
W celu demonstrowania należności do określonej grupy modnych, nowoczesnych ludzi, coraz więcej osób decyduje się na laptopy. Można go uruchomić wszędzie: na małym stoliku w kawiarni, ławce w parku, w pociągu. Na dodatek zajmuje mało miejsca i jest nasz, osobisty, jak szczoteczka do zębów czy bielizna. Przestaje mieć znaczenie, czy przenosimy się z miejsca na miejsce w pracy, czy pracujemy w podróży. Jak już mamy taki laptop, to zawsze możemy to zrobić, a na dodatek wszyscy inni zauważają, że go mamy. A o to nam przede wszystkim chodzi. Nie będziemy zapraszać obcych, aby zaprezentować im nasz domowy wypasiony komputer. To my wyjdziemy do nich z naszym małym cudem technologicznym. Czasami nie trzeba nawet pokazywać tego cuda. Wystarczy tajemnicza laptopowa teczka kryjąca bliżej nieokreśloną zawartość.
Dość popularne stają się także aparaty cyfrowe. Prawdziwy fotograf używa swojego sprzętu tylko wtedy, gdy pracuje. Jest dla niego zbyt cenny, aby narażać się na kradzież czy rabunek. Poza tym wie, jak go używać, po co i jakie zdjęcie wyjdzie, gdy naciśnie migawkę. Gadżeciarze z aparatami noszą je na szerokich smyczach na szyjach, na ramieniu w bajeranckich torbach, pełnych znaków towarowych. Zmyślam? Ileż to razy podczas wakacyjnych podróży widzieliście takich panów czy panie, ustawiających swoje towarzystwo na tle cennych budynków, zabytków czy ciekawostek i pstrykający typowo pamiątkowe zdjęcia jakimś wypasionym sprzętem? Ileż to razy widzieliście takie odbitki, czy pliki na komputerze, które w niczym nie różnią się od zwykłych zdjęć robionych idiotkami czy małpkami, a prezentujący je autor opowiada o możliwościach technicznych swojego sprzętu. Szkoda, że te miliony pikseli, rozdzielczości i obiektywy i inne duperele nie przekładają się na jakość zdjęcia.
MP trójki i czwórki to namiętność współczesnych nastolatków. Słuchanie własnoręcznie wgranej muzyki czy obejrzenie filmu to standard i wręcz konieczność. Pal licho, że na ekraniku niewiele widać, ale można go używać wszędzie: w szkole, na przerwie czy w drodze do domu. Moje pokolenie wybierało walkmany i disckmany, a gdy nie mieliśmy na to pieniędzy, wystarczyły same słuchawki noszone na szyi pod swetrem. Z czasem małe oszustwa wychodziły na jaw, wywołując śmiech odkrywców mistyfikacji, a piloty do sprzętu umieszczone na kabelkach słuchawkowych ostatecznie położyły kres próbom zbajerowania ludzi.
Gadżeciarstwo nie jest wymysłem naszych czasów, ale współcześnie rozprzestrzenia się bardzo szybko. Obrastamy więc w przedmioty, których nie do końca potrzebujemy, które momentami nas męczą (obciążone szyje aparatami fotograficznymi, wyciągnięte ręce od teczek z laptopami, dzwoniące w kinach komórki itp.), ale bez nich nie czulibyśmy się tak wartościowi i wyjątkowi. Dodatkowo gadżet można w stu procentach kontrolować. Nie pogniewa się, jak obrażona głupim żartem przyjaciółka, będzie wiernie służył, a my możemy się nim opiekować i o niego dbać. Miłość do gadżeciarstwa jest wieczna, ale miłość do gadżetów niestała i krótkotrwała. Przy obecnym postępie technologicznym i cywilizacyjnym, to, co dziś jest modne i nowoczesne, za kilka miesięcy staje się powszednie i zwyczajne. Prawdziwy gadżeciarz w takim momencie zaczyna poszukiwać nowej zabawki: wymienia telefon na nowocześniejszy, sprzedaje stary aparat i kupuje nowy, wymienia MP na wyższy numer, zmienia kolor, kształt smyczy, dowiesza nową maskotkę do swojego plecaka, rzucając w kąt poprzednią. Znowu jest na czasie i znowu o pół kroku wyprzedza resztę.
Przyszłość należy do gadżetów. Dopóki wszystko to, co zewnętrzne będzie miało dla nas znaczenie, dopóty producenci będą wymyślać nowe gadżety. Być może za kilkadziesiąt lat okaże się, że to, co dziś uważamy za śmieszne i bezsensowne, jak posiadanie otwieracza z elektronicznym licznikiem otwieranych kapsli, elektronicznego krokomierza, liczącego naszą drogę do najbliższego sklepu czy knajpy okaże się sprawą niezwykle poważną i zajmującą cały naród. Wtedy okaże się, że gadżety nas pokonały i ogłupiły. Może warto zawczasu temu zapobiec?