Enigma ”A Priori”

Twórca jednego z najciekawszych projektów muzycznych lat 90 zjada własny ogon. Michael Cretu w latach 80 wylansował swoją żonę Sandrę, a potem wpadł na pomysł połączenia gregoriańskich chorałów z klubowymi rytmami i całą gamą sampli począwszy od Pink Floyd, a na mongolskich przyśpiewach kończąc.W ten sposób powstał pierwszy album Enigmy „MCMXC a.D.” z pamiętnym przebojem „Sadeness Part I”. Muzyk z istniejących już utworów innych wykonawców stworzył nową jakość – taneczne, niemalże transowe klimaty podszyte dodatkowo szczyptą filozofii. Charakterystyczny styl rozwinął na drugiej płycie „The Cross Of Changes”, na której wykorzystał ludowe rytmy z różnych zakątków świata. Dzięki temu, najpierw został okrzyknięty twórcą „cathedral pop”, a potem inspiratorem jednego z najbardziej nośnych trendów lat 90 – ethnic music.

Jednak wraz z następnymi płytami pomysły Cretu zaczęły się wyczerpywać. Na trzecim krążku „Le Roi Est Mort, Vive Le Roi!” zaczął kopiować samego siebie. Nieco lepiej wybrnął na „The Screen Behind The Mirror” układając płytę pod koncepcję podsumowania działalności projektu. Trzy lata temu wydał udany krążek „Voyageur”, w którym bardziej niż kiedykolwiek zbliżył się do nowoczesnego euro-popu.

Najnowsze dziecko Cretu (bez udziału Sandry, która do tej pory była głosem Enigmy) jest nijakie, wtórne i bezbarwne. Kompozytor pracował nad nim tak jak zwykle – odizolowany od świata na hiszpańskiej Ibizie. Próbując wskrzesić ducha pierwszej płyty, zrezygnował z cudzych sampli, zaś całość nagrał na starym syntezatorze. Może dlatego poszczególne utwory brzmią jak echo wczesnych nagrań Jarre’a i Oldfielda. Rozpoczynające płytę „Eppur Si Muove” oraz „Feel Me Heaven” – obudowane wokół połamanych rytmów – są nawet intrygujące, ale im dalej w las, tym coraz bardziej banalnie i przewidywalnie, zarówno muzycznie, jak i tekstowo.

Michael Cretu mieszkając na ciepłej wyspie, nie tylko nie dyktuje już muzycznych mód, ale zapomniał kompletnie, czym żyje reszta świata. „A Priori” (łac. „po fakcie”) nadaje się jedynie do puszczania w supermarketach jako tak zwana „muzyka relaksacyjna”. I na tym proponuje zakończyć żywot tego niegdyś ciekawego projektu.

www.wirtualnemedia.pl