Antyczni szalikowcy

24 maja 1964 roku w Limie reprezentacje Argentyny i Peru rywalizowały o awans do turnieju olimpijskiego – w pewnym momencie Peruwiańczycy strzelili bramkę. Sędzia nie uznał gola. Na dodatek uczynił to dwie minuty po fakcie.W rezultacie doszło do zamieszek, w trakcie których zginęło 318 osób, a ponad 500 zostało rannych. To właśnie wtedy świat po raz pierwszy zwrócił uwagę na pseudokibiców. Samo zjawisko jest jednak znacznie starsze.

Burda w Pompejach

W piłkę nożną grali już mieszkańcy XIII-wiecznej Anglii. Choć wówczas za bramki służyły drzwi kościołów, rozgrywkom daleko było do chrześcijańskiej łagodności. Chętnie używano pięści, wyrównując rachunki za urojone krzywdy. Jednak siermiężne bójki angielskich poczciwców to zaledwie niewinne igraszki.

Prawdziwe „stadionowe” chuligaństwo narodziło się znacznie wcześniej, w 59 r. n.e. na terenie amfiteatru w Pompejach, gdzie doszło do zwady pomiędzy ludnością miejscową a mieszkańcami sąsiedniej Nucerii. Wspominał o tym Tacyt: „Obyczajem swawolnych małomieszczan, wzajemnie się drażniąc, przeszli oni do obelg, potem jęli się kamieni, wreszcie broni, przy czym lud z Pompei, gdzie igrzyska wydawano, był górą. Wielu tedy Nucerańczyków z okaleczałym od zadanych ran ciałem zawieziono do stolicy, a bardzo wielu opłakiwało śmierć dzieci albo rodziców”.

Amfiteatr w Pompejach mieścił 20 tys. widzów. Na domiar złego widownia nie była podzielona na sektory, nie było też policji. Straty w ludziach musiały być ogromne.

Wtedy to po raz pierwszy dostrzeżono potrzebę ukrócenia samowoli kibiców. Na mocy uchwały senatu „oficjalnie zakazano Pompejańczykom na dziesięć lat tego rodzaju widowisk i rozwiązano stowarzyszenia, bezprawnie przez nich założone”.

Antyczny reality show

W czasie igrzysk gladiatorskich emocje sięgały zenitu. Wszak widzowie oglądali śmierć na żywo. Wspólne przeżywanie czyjegoś konania wciągało w otchłań szaleństwa. Tłum zapewniał anonimowość, co wzmacniało poczucie bezkarności.

Kibicowano wybranym kategoriom zawodników. Z zapałem komentowano wady i zalety stylów walki, tak jak dzisiaj wymienia się poglądy na temat słabości i siły drużyn. Wymownym świadectwem tych „dysput” są rysunki, którymi upstrzono ściany pompejańskich domów.

Doświadczenia zebrane w Pompejach nie poszły na marne. W czasie projektowania i budowy Koloseum, największego amfiteatru w cesarstwie, rzymscy architekci zadbali o bezpieczeństwo. Aby ułatwić szybką i sprawną ewakuację, widownię podzielono na sektory. Każdy miał oddzielne wejście i przegrody, uniemożliwiające komunikację między sektorami.

29 maja 1985 r. na stadionie Heysel w Brukseli zawaliła się ścianka, oddzielająca kibiców Liverpoolu i Juventusu. Wskutek katastrofy i zamieszek zginęło 39 osób. W Koloseum podobna tragedia nigdy się nie wydarzyła.

Rzymskie przegrody były solidniejsze. Każdego wejścia pilnie strzegli pretorianie. Na widowni rozmieszczono łuczników i oszczepników, rzekomo dla ochrony przed dzikimi zwierzętami. W rzeczywistości mieli wypatrywać prowodyrów zamieszek.

Dziś do tego celu wykorzystuje się kamery. Jednak rzymski system działał sprawniej. Według Swetoniusza, za panowania Domicjana pewien widz skrytykował cesarza, krzycząc, że „tracki szermierz wart jest nie mniej niż myrmillon (gladiator uzbrojony w trójząb i sieć), ale nie tyle, ile sam organizator igrzysk”. Za to kazał go Domicjan porwać z widowni i rzucić psom na arenę z tym napisem: „Oto zwolennik tarczowych zapaśników, który wyraził się niegodnie”.

Przez ponad 300 lat nie doszło w Koloseum do żadnego poważnego incydentu. Jednak w 404 r. n.e. rozwścieczona publiczność rozszarpała biednego mnicha Telemacha, który starał się przerwać jakieś pasjonujące widowisko, apelując do chrześcijańskiego miłosierdzia widzów. Zdarzenie to zaowocowało zakazem urządzania igrzysk gladiatorów.

dr Radosław Gawroński, www.focus.pl